Od pewnego czasu gry pozostają naczelnym kozłem ofiarnym osób lubujących się medialnych panikach. W czasach zamierzchłych złorzeczono na rock’and’rolla, później prowadzono krucjaty przeciwko Dungeon and Dragons, a od pewnego czasu źródłem zła wszelakiego niektórym jawią się właśnie gry komputerowe. Branża niby się tym przejmuje, ale w zasadzie nie musi, bo już jakiś czas temu wyprzedziła muzyczną czy filmową, ale wiele osób nadal odmawia grom statusu tworów artystycznych. Postrzegane są jako niepoważne, marnujące czas i ogłupiające. W tym wpisie chciałbym zadać tym twierdzeniom kłam i przedstawić kilka swoich ulubionych growych opowieści.
Blog to książkowy, więc kluczem będą właśnie opowieści. Mam wiele gier, którym czasu poświęciłem wiele, a fabuły w nich był szczątkowe lub nie było ich wcale, lecz nie tu ich miejsce. Trzeba też zaznaczyć, że gry jako medium rządzą się swoimi prawami i nie mogę opowiadać historii w ten sam sposób, co literatura. Kluczem do wszystkiego pozostaje tu interaktywność, a do tego każdy z podgatunków growych ma charakterystyczne elementy rozgrywki, które kształtują sposób prowadzenia historii. Będą więc zadania do wykonania, zagadki do rozwiązania i wrogowie do pokonania na sposoby różne. Łatwiej płynnie opowiedzieć historię w grze przygodowej, w której elementy growe sprowadzają się do rozwiązywania zagadek z fabułą splecionych. W dodatku źle zaprojektowana gra może zniweczyć i najpiękniejszą historię. Te poniżej są więc nie tylko po części literackie, ale są i po prostu dobrymi grami same w sobie.
Dwie uwagi techniczne nim przejdę do meritum. Ze względu na techniczne niezbyt na czasie bycie pod kątem sprzętu nie doświadczycie tu gier nowych, a ze względów dość oczywistych wykluczam gry oparte na książkach (odpada więc na przykład Discworld, I Have No Mouth, and I Must Scream czy też recenzowane tu Filary ziemi).
█║▌│ █│║▌ ║││█║▌ │║║█║ │║║█║
Będę tu wybitnie nieoryginalny, gdyż ta gra stanowi naczelny przykład bogatej opowieści growo-komputerowej. Początek wygląda nieco sztampowo, gdyż kierujemy poczynaniami bohatera, który utracił pamięć. Jednak od razu robi się ciekawie, gdyż protagonista budzi się w kostnicy, a towarzyszyć mu zaczyna pewna latająca, przemądrzała czaszka, której „ekwipowalną” bronią są… zęby. Już w pierwszej lokalizacji można odkryć kilka ciekawych faktów (ale można je też przegapić), a im dalej w świat, tym lepiej: bogaty, mroczny świat, cała plejada intrygujących postaci i ich poruszających historii, a do tego odpowiednia dawka humoru. Co prawda system walki jest nieco toporny, ale jednym z plusów gry jest to, że większość zadań można wykonać bez stosowania rozwiązań siłowych.
Gra jest teraz dostępna na Androidzie, a niedawno ukazało się wydanie odświeżone. Miłośnicy bardziej heroicznych historii mogą zaś sięgnąć po Baldur’s Gate.
BioWare po raz kolejny, tym razem jako producent, nie zaś wydawca. Wcielanie się we władającego mocą bohatera/nikczemnika jest niezwykle kuszące, co w połączeniu z przebogatym (i szalenie popularnym) światem zaowocowało całą furą gier. Niektóre z nich były katastrofalnie wręcz nieudane, ale kilka było świetnych. KotOR należy zdecydowanie do tych drugich. Znów wraca motyw amnezji, ale ponownie wykorzystany jest zmyślnie. Główny wątek fabularny jest ciekawy i naznaczony jedną z ciekawszych wolt, jakie dane było mi napotkać. Gdy dodać do tego świetnych towarzyszy oraz możliwością wyboru pomiędzy mroczną a jasną stroną mocy, trudno było nie zatopić się w tej historii.
Przyznać się też muszę, że KotOR jest jedyną grą RPG, w której stałem się nikczemnikiem z wyboru. W 99% przypadków moja postać jest mniej lub bardziej heroicznym herosem, ale tu czerpałem nieprzyzwoitą przyjemność z taplania się w ciemnej stronie mocy. Ale zwalam to wszystko na HK-47, uroczo mizantropijnego robota-zabójcę. A teraz gra jest nawet dostępna na Androidzie.
Kolejna gra, kolejne powiązanie – imperium George Lucasa składała się nie tylko z części filmowej, ale też grotwórczej. Lucasfilm Games tworzyło zaś nie tylko gry powiązane z filmami wytwórni macierzystej, ale też stworzyło moją absolutnie ulubioną serię gier przygodowych. Przygody jeszcze-nie-pirata-ale-bardzo-chcę Guybrusha Threepwooda to połączenie Wyspy skarbów z humorem rodem z Terry’ego Pratchetta. Piękna kobieta do uratowania, okrutny pirat do pokonania i skarby do odkrycia, a do tego cała tona żartów i księżycowej logiki. A do tego dużo subwersji, gry na stereotypach i robienia gracza w balona. Tutaj niewiasta w opałach najlepiej ratuje się sama, kanibale martwią się spożywaniem zbyt dużej ilości czerwonego mięsa, a piraci pojedynkują się na obelgi.
Jeśli odstrasza Was grafika sprzed niemal 30 lat, śpieszę donieść, że niedawno wydana została pięknie odnowiona wersja z cudownie animowaną grafiką we współczesnej rozdzielczości i z pełnym ugłosowieniem. Nie mógłbym tu nie wspomnieć o Discworld, która całkiem nieźle oddaje humor wczesnego Pratchetta, a do tego ma boską obsadę głosową z Ericiem Idlem i Tonym Robinsonem (Baldrick z Black Addera) w rolach głównych. Miód dla uszu i śmiech dla duszy.
Pora na drastyczną zmianę klimatu: z quasi-karaibskich wysp przenosimy się w pustkę kosmosu horrorem naznaczoną. Gra stworzona przez Looking Glass Studios to strzelanka z bardzo rozwiniętymi elementami RPG, prekursor Bioshocka i tym podobnych. Tym razem sterujemy poczynaniami typowego dla tego gatunku bezimiennego bohatera niemowy; w tym przypadku jest to żołnierz pracujący dla ziemskiej korporacji, który zostaje wprowadzony w stan kriosnu i wysłany na pokładzie Von Brauna jednego z dwóch statków wysłanych w reakcji na sygnał ratunkowy spoza Układu Słonecznego. Za tym wszystkim kryje się niezwykle ciekawa fabuła łącząca w sobie cyberpunk i grozę w kosmicznej otoczce. Gracz przemierza pokłady opuszczonych statków i z elektronicznych zapisków poznaje historię poszczególnych członków załogi, aż w końcu zostaje wplątany w konflikt dwóch potężnych sił o złowrogo zróżnicowanych „osobowościach”. Nie dość, że jest to fascynująca historia fantastyczno-naukowa, to jeszcze istnie przerażająca gra, w której nawet podstawowy wróg potrafi przyprawić o migotanie komór.
Fascynujące dla mnie było to, że nawiązałem emocjonalną więź z postaciami, które napotkałem co najwyżej w postaci zwłok. Jednak najbardziej w pamięć zapadła mi historia pary rozdzielonej pracą na poszczególnych statkach i ich walka o ucieczkę ze statku. W produkcji jest ponoć część trzecia serii, ale nie mam wielkich nadziei na jej ukończenie, jako że to projekt z Kickstartera, który już zaliczył pierwszą glebę.
Ech, ależ ze mnie dziadyga… Najnowsza gra z listy ma już ponad 10 lat. Kolejna gra prezentująca akcję z perspektywy pierwszej osoby, ale tym razem bez strzelania. Portal to historia ludzkiego królika doświadczalnego w kompleksie Aperture Science (na marginesie: konkurencji dla firmy Black Mesa znanej z serii Half-Life), którego nadzorcą jest obdarzona uroczym głosem sztuczna inteligencja, GLaDOS. Początek wygląda dość niewinnie – miły głos, proste zagadki i obiecane ciasto na zakończenie testów urządzenia tworzącego portale. Dość szybko jednak gracz ma okazje zajrzeć „pod podszewkę” instytutu i odkrywa, że… o zgrozo… ciasto to kłamstwo. GLaDOS okazuje się uroczo psychopatyczna i chętnie pozbawi nas życia. Pod kątem opowieści byłby to odpowiednik niezłego opowiadania o lekko dystopijnym zabarwieniu.
Jako ciekawostkę mogę zaś dodać, że miałem swój udział w tłumaczeniu tej gry na język polski, z cudowną piosenką końcową włącznie. Ech, i teraz znów będę nucił ją pół dnia.
█║▌│ █│║▌ ║││█║▌ │║║█║ │║║█║
Pisanie o dobrych grach wiąże się u mnie z tym samym, co pisanie o dobrych książkach: chęcią powrotu. Korci mnie teraz, by zainstalować ponownie System Shock 2 i zmierzyć się z Wielością i SHODAN albo też znów podbić galaktykę z wyjątkowym okrucieństwem. Nim jednak ucieknę w światy wirtualne, proszę Was o podzielenie się Waszymi ulubionymi historiami w grach komputerowych.
Look at you, hacker: a pathetic creature of meat and bone, panting and sweating as you run through my corridors. How can you challenge a perfect, immortal machine?
Diana Chmiel
Monkey Island! Portal! <3 Bardzo fajny wpis! Chciałabym, żeby coraz więcej mówiło się i pisało, że granie jest tak samo fajne jak czytanie (a czasami lepsze ;-)) A scenarzyści gier tworzą czasami wspaniałe opowieści, które mogą równać się z najlepszą powieścią!
pozeracz
Gry to medium od książek różne bardzo, ale cynicznie na rzecz patrząc, przypuszczać można, że odsetek miałkiej i niejakiej literatury jest podobny do odsetka nijakich, kiepskich gier. Różnica kryje się głównie w tym, że gry są medium o wiele młodszym.
Olga z WielkiBuk
KOTOR to jedna z najlepszych opowieści! <3 Co to była za przygoda! Bioware trzymało się z opowieściami dzielnie – Jade Empire (cudo!), Dragon Age Origins, Mass Effect i Mass Effect 2 aż do nieudanego Mass Effecta 3 (bez komentarza). Monkey Island przeurocza. Sama jestem ogromną fanką nowej Lary, pierwszej odsłony – świetna historia!
I zgadzam się z Dianą – gracze i czytacze muszą mówić więcej o tym, jak wspaniałe historie ukryte są w grach i jak cudownie jest stać się częścią tych opowieści.
Olga z WielkiBuk
P.S. Jeszcze Halo! Mniam!
pozeracz
Nowa Lara to już nie me czasy komputerowo-konsolowe, ale mam nieco wspomnień związanych z częścią pierwszą-pierwszą. Pamiętam ten szok i podziw na widok tyranozaura goniącego Larę uzbrojoną jedynie w swe dwa pistolety. To jedna z niezapomnianych chwil, dla mnie porównywalna do wielu kultowych scen filmowych.
Ambrose
Hehe, ten wpis idealnie uświadomił mi, że na dobre straciłem kontakt z wszelkimi grami komputerowymi. Czasami aż żali mi siebie samego z tego powodu, ale potem pocieszam się, że mam przynajmniej więcej czasu na czytanie 🙂
pozeracz
Ale, ale… To kiedy Ty miałeś z nimi kontakt? 🙂
Ambrose
W trakcie studiów regularnie grywałem w Pro Evolution Soccer. We wszelakiej maści RPG – w czasach gimnazjum i liceum. Ale jak widać była to przygoda bardzo pobieżna, bo z wymienionych przez Ciebie tytułów, żadnej pozycji nie znam z autopsji 🙂
pozeracz
Hmmm… Skoro były RPG, to pewnie jakaś ciekawa historia się trafiła. Cóż to za RPG były?
Ambrose
„Gothic”, jeśli dobrze pamiętam, część pierwsza i druga. „Diablo II” w większych ilościach. Liznąłem też „Icewind Dale”. Reszty nie pamiętam, czyli nie grałem w nie tak zapamiętale.
P.S. Nie jestem pewny, czy wszystkie wymienione tytuły łapią się do klasyfikacji RPG, ale taki właśnie ze mnie gracz 🙂
pozeracz
Nie masz co się obawiać – ze mnie nie jest growo-gatunkowy purysta. „Gothic” co prawda mnie zupełnie nie wciągnął, ale za to „Diablo II” spędziłem baaardzo dużo czasu. Zresztą dziś regularnie pogrywam sobie w część trzecią.
Arkadiusz
Większość staroci niestety nie pamiętam, ale w Portal grałem godzinami!
pozeracz
Jeśli się nie grało, to w sumie trudno pamiętać. Ale wielu z nich naprawdę dać szanse – zwłaszcza, jeśli mają odświeżone wersje.
Bazyl3
Mam ochotę na zakup któregoś ze starych rpgów na Andka, ale boję się, że system walki oparty na ciupaniu palcem po ekranie może mnie wyprowadzić z równowagi 🙂 Ale Icewind dale, Baldur’s Gate czy wspomniany już Torment, to były naprawdę piękne gry. Sporo czasu poświęciłem też Arcanum. Nawet chyba mam jeszcze gdzieś w szufladzie 🙂
pozeracz
Ja traktuję smartfona jako narzędzie do grania chwilowo-toaletowego, więc RPGi odpadają, ale może niektórzy grają inaczej. „Arcanum” też pamiętam i wspominam miło, choć pamiętam też, że bugów w nim nie brakowało.
Bazyl
Na smartfonie, tym bardziej moim z 4,2”, bym się nie odważył, ale dysponuję 10” tabletem 🙂
Ytr0001
Dzięki za ten wpis! Ja zacząłem grać w gry z akcją dopiero mając jakieś 16 lat (wcześniej (w podstawówce) były ograne niemalże do zdartej płyty Simsy :P), więc znam tylko Wiedźmina, Mass Effect i Dragon Age (których nota bene nie dane mi było skończyć przed początkiem ciężkiego okresu na studiach, gdyż komputer okazał się za słaby, a nowy trafił się w momencie dużego nawału nauki :/), ale od tego czasu poszukuję różnych ciekawych gier bez względu na czas ich powstania. Najbardziej zainteresował mnie KotOR, o którym zresztą słyszałem już wcześniej od cioci, która swoją drogą też grała tam czarnym charakterem, kiedy z reguły jak i Ty gra „tymi dobrymi” ;). A oprócz tego bardzo zaciekawił mnie System Shock 2 z tą swoją grozą i kosmosem, plus napisałeś o tych „osobowościach” tak, że aż zżera mnie ciekawość, aby sprawdzić o co w tym wszystkim chodzi. A co do Portalu – słyszałem już wcześniej o GLaDOS i o ile sama gra interesuje mnie na poziomie średnim, o tyle jestem bardzo ciekaw tej SI, więc kiedyś pewnie też spróbuję :D. Tylko najpierw muszę studia skończyć… ;). A tak z innej beczki: w RPG tabletop też grywasz/grywałeś?
pozeracz
Z tej trójki Portal jest chyba najbardziej przystępny i w dodatku jest dość krótki, gdyż to w zasadzie był taki niewielki dodatek do Orange Box i mało kto się spodziewał aż takiego sukcesu. KotOR powinien być spokojnie do rozpracowania, jeśli grałeś w Dragon Age (ja tylko napocząłem), ale za to System Shock to gra dość trudna. Nie dość, że ciągle ma się niedobór amunicji, to jeszcze wrogowie się respawnują. Można to co prawda wyłączyć gdzieś w plikach ini, ale to nieco droga naokoło.
Olgierd
Właśnie tak jak piszesz, strasznie krótki był ten Portal, ale wtedy to i tak był szał 😉
pozeracz
A ja mogłem, a nawet i musiałem, w niego grać w pracy 😉
kasjeusz
Dla mnie najpiękniejszą opowieścią z gry pozostanie chyba „Najdłuższa podróż”. To oczywiście staruszka, ma – o ile dobrze pamiętam – osiemnaście lat, ale myślę, że nadal może zachwycić 🙂 Znasz?
pozeracz
Znam i lubię bardzo. O ile „Syberie” jakoś wielce mnie nie pochłonęły, to przygody April Ryan już tak.
Grymer
Nadal wiele ludzi uważa gry komputerowe za stratę czasu, nie widzi w ani jednym takim tworze czegoś artystycznego, pewnej głębi, piękna. To bywa i przykre, dla nas graczy. Jednak z drugiej strony można zrozumieć takie osoby. Jeśli to nie czysta ignorancja, to po prostu brak obycia z tematem, który pozwalałby zmienić zdanie. Niewiedza nas nic nie kosztuje, a wiedza tak wiele…
pozeracz
Chyba po prostu „domyślne” podejście wielu osób do gier jest na tyle negatywne, że trudno im poczynić wysiłek i samemu sprawdzić. Jest trochę takich spraw… Niektórzy czytelnicy tak do fantasty z gruntu podchodzą, wiele osób też do anime. Szkoda, wielka szkoda.