Jonathan Carrol napisał swego czasu, że czytanie jest jak podróż po świecie drugiego człowieka. Trudno się z tym nie zgodzić – zresztą czytanie bywa często jak podróż po świecie. Wiele dzieł literackich łączy w sobie wartości kulturopoznawcze z literackimi. Gdy intensywnie korzystałem z usług cudownego wynalazku cywilizacji zwanego biblioteką, lubiłem zapuszczać się między półki przeznaczone na literatury danych państw i wybierać coś z danej półki. Jest w tym nieco ryzyka, ale nawet jeśli literacko książka nie powali na kolana, to zyska się punkt widzenia na mniej lub bardziej obcą kulturę. I taki właśnie jest Krótki i niezwykły żywot Oscara Wao Junota Diaza.

Krótki i niezwykły żywot Oscara Wao

Oscar Wao to owoc trzech pokoleń klątwy, która padła na rodzinę Cabral. Wszystko zaczęło się od Abelarda Luisa Cabrala, cenionemu chirurgowi i posiadaczowi ziemskiemu, któremu przez długi czas udawało się żyć w spokoju i chronić rodzinę przed szaleństwem rządów generała Trujillo. Oko złego dostrzegło jednak na szczęśliwą dotąd rodzinę i nie odpuszcza do dziś. Tragiczny los w wielu odmianach spotkał wszystkich członków tej rodziny. Oscar Wao nieco radości doświadczył jedynie we wczesnym dzieciństwie. Szybko jednak z adorowanego chłopczyka przekształcił się w otyłego odludka – maniaka fantastyki, gier RPG i wszystkiego co oddala go od celu jego egzystencji: zdobycia kobiety. Zwany nie do końca żartobliwie ostatnim prawiczkiem Dominikany Oscar zakochuje się mocno i regularnie. W dodatku ciągle ciąży nad nim fuku: gdy wydaje się, że ma szanse na choć odrobinę spełnienia, okazuje się, że jego wybranka jest partnerką policjantka. A na Dominikanie rozstanie z policjantem nazywa się kulką. To nie może się skończyć dobrze.

Dwie główne zalety Krótkiego i niezwykłego żywota to Dominikana i sam Oscar. Tego pierwszego jest pod dostatkiem, a drugiego zdecydowanie za mało. Dla większości moli książkowych znad Wisły Dominikana znajduje się raczej daleko poza kręgami zainteresować. Może ktoś słyszał coś pod kątem turystycznym, może ktoś coś wie o erze Trujillo lub amerykańskich manipulacjach (dygresja: dochodzę do wniosku, że nie ma literatury iberoamerykańskiej przez amerykańskich manipulacji), ale to pewnie głównie ogólniki. Junot Diaz należycie zadbał o to, żeby czytelnicy poznali życie codzienne, historię (nie tylko współczesną) oraz mroki Dominikany. Te ostatnie wiążą się nierozerwalnie z rządami wiecznie napalonego, bezlitosnego generała Trujillo, jego pomagierów i następców, którzy odcisnęli swoje piętno na rodzinie Cabral i całym państwie. Podsłuchy, donosy, „tajemnicze” zaginięcie, brutalnie tłamszone protesty – ABC dyktatury podlane dominikańską egzotyką mocno zorientowaną na seks.

Krótki i niezwykły żywot Oscara Wao

Cielesność jest zresztą ważnym aspektem debiutu Diaza. Córki Abelarda są piękne, Hypatia bardzo szybko nabiera bardzo kobiecych kształtów, co dramatycznie odmienia jej życie, a Oscar cierpi przez swą otyłość. W dodatku kultura uliczna Dominikany jest intensywnie zseksualizowana, a przykład idzie z góry – generał Trujillo był znanym kobieciarzem, który niezbyt dobrze znosił odmowę. Przez to też życie samego Oscara orbituje wokół seksu. Prześmiewcza postawa rówieśników wiąże się częściej właśnie z jego dziewictwem niż z nadwagą. Problem w tym, że dla Oscar był jedyną postacią, która trafiła w moją czułą strunę. Pozostałe postacie wcale nie miały lżejszego życia niż Oscar i wycierpiały nieludzko wiele z rąk dyktatury, ale to ten nieskutecznie uwodzący cytatami z dzieł fantasy odludek zapadnie mi w pamięć.

Z tym też wiąże się moja mieszana ocena tej powieści. Oscar pojawia się bowiem na początku i końcu powieści, a w trakcie jest tylko wspominany mimochodem. Krótki i niezwykły żywot Oscara Wao skupia się też na reszcie jego rodziny i  ta część nie wywołuje takich emocji. Ta część jest ciekawa pod względem poznawczy i na zdroworozsądkowym poziomie rozumiem ogrom rozpaczy tych postaci i doceniam ich siłę, ale momentami miałem wrażenie, że ważniejszy dla autora był los tych postaci, a nie same postacie. Drugi zarzut dotyczy stylu powieści, który określany jest przez recenzentów jako „rytm hiphopowego przeboju”. Ta mieszanka hiszpańskiego i angielskiego (polskiego) mnie bardziej męczyła niż cieszyła. Ciągłe wtręty z dominikańskiego slangu może i dodają językowi autentyzmu, ale na dłuższą metę męczą. Podobnież z częścią narracji – nie przekonał mnie zupełnie punkt widzenia dominikańskiego ziomala, który nie potrafi poradzić sobie ze swoimi chuciami. Nie chodzi tu nawet o charakter tej postaci, ale ten cholo nic sobą ciekawego nie reprezentował.

Krótki i niezwykły żywot Oscara Wao

Nie uważam czasu spędzonego z Oscarem i jego żywotem za stracony, zwłaszcza że zakończenie mnie poruszyło. Nie przypadł mi go gustu styl autora i nie poruszyły mnie pozostałe postaci, ale jest to odczucie mocno subiektywne – wysoce prawdopodobne jest, że Ciebie, czytelniku, chwycą za serce inne historie. Wzbogaciłem za to swą wiedzę o historii Dominikany i jej mieszkańców oraz po raz kolejny przekonałem się, jak wiele złego może uczynić jeden człowiek i ludzka bezczynność. Przede wszystkim jednak poznałem Oscara, którego zapamiętam na długo.

To, czym zajmuje się jako artysta, polega na wynajmowaniu w kulturze ciszy, przestrzenie, w których ludzie nie chcą rozmawiać. Znajduje je i zaczynam w nich budować. Artyści wszczynają rozmowy, których ludzie nie chcą prowadzić, wskazują pałacem na to, czego nikt nie ma ochoty oglądać. [Junot Díaz, wywiad z Billem Moyersem]