Na powrót czytelniczy trzeba sobie zasłużyć. Nie licząc póki jednego przypadku nawrotu omyłkowego, taki powtórki wynikają z dwóch niekoniecznie zbieżnych czynników: uwielbienia i ciekawości. Tego pierwszego tłumaczyć raczej nie trzeba, ale to dociekliwość dotyczy chęci sprawdzenia swego odbioru po latach. Ostatnie życzenie w moim przypadku podpada pod obie kategorie — zachwyciło lata temu, ale nadeszła pora na Polar repetę.
„Później mówiono, że człowiek ten nadszedł od północy; od Bramy Powroźniczej…” Czy komukolwiek trzeba w ogóle przedstawiać międzynarodową ikonę (pop)kultury, wiedźmina Geralta z Rivii, rycerz Białej Królowej? Streszczeń nie będę tu więc żadnych zamieszczał, a ograniczę się do kilku drobiazgów faktograficznych. Zbiór będący przedmiotem wpisu niniejszego wydany po raz pierwszy został w roku 1993 i choć zaczynam od niego me ponowne Sapkowskiego czytanie, to wydawniczą palmę chronologicznego pierwszeństwa dzierży okładkowo skrzywdzony zbiór zatytułowany jakże zaskakująco: Wiedźmin. Wszystkie pięć opowiadań w nim zawartych można znaleźć i w Ostatnim życzeniu, które to w dodatku nabyłem podróżnie w pewnym toruńskim antykwariacie.
Nikt pewnie nie rozważał innej opcji, ale od razu i tak zapewnię: Ostatnie życzenie nadal zachwyca. Zaczynając od ogółu, za pierwszą składową oczarowania wskazać można kunszt literacki Sapkowskiego. Jego styl jest barwny, wyrazisty i eklektyczny. Autor bawi się konwencjami i stylizacjami, wykorzystując je do własnych potrzeb. Nie stroni od archaizmów, ale wplata je w dialogi i głównie po to, by podkręcić efekt komiczny lub uzupełnić charakterystykę danej postaci. Podobnie jest zresztą z wulgaryzmami — gdy wojak ma przeklnąć, to przeklnie soczyście i adekwatnie. W przypadku obu środków wyrazu nie ma mowy o przesadzie, co zresztą potwierdzają niektóre cytaty, jak na przykład: Jedno, co można zrobić, to podejść do rzeczy filozoficznie, czyli powiedzieć sobie „srał to pies”. To właśnie podobne kontrasty (stylizacji kojarzonej ze szlachecką wyższością z łaciną kuchenną [czy wręcz wychodkową]) są często źródłem komizmu.

Nie wszędzie mieli takie szczęście, jak na przykład w Japonii
W przypadku tego zbioru zaraz pod powierzchnią kryje się czytelnicza frajda dla Pożeracza najistotniejsza: tytułowe tropów tropienie. Andrzej Sapkowski już od swoich pierwszych tekstów bawi się nie tylko konwencjami, ale i nawiązaniami. Pierwszy element literackiej kombinatoryki czytelnik napotka szybko i jest to powiązane z konstrukcją zbioru — Ostatnie życzenie zawiera bowiem siedem opowiadań, ale pierwsze z nich, Głos rozsądku, rozbite jest na siedem części i stanowi swoistą klamrę dla całości. Za przykład transfikcjonalnej gry, retellingu czy też trawestacji (wybierzcie interpretację Wam odpowiadającą) posłużyć może Mniejsze zło. Na oczywistym poziomie jest to krwawe przekształcenie baśni o królewnie Śnieżce (magiczne lustro, siedmiu krasnoludów, szklana trumna itp.), ale nie licząc innych aluzji, jest to także subwersja wielu typowych dla takich historii motywów. Czarodziej jest tu bezdusznym tchórzem nie zaś roztargnionym pomocnikiem, zastępczyni Śnieżki staje się sadystyczną morderczynią, a zakończeniu bardzo daleko do idylli. W Ziarnie prawdy pisarz podobnie obchodzi się z Piękną i bestią. I na tych oczywistościach zakończę, gdyż nawet przy ponownym czytaniu wyłapywanie tych przebłysków (im bardziej ulotnych, tym lepiej) zapewnia wiele satysfakcji.
Jednak przecież Sapkowski to nie tylko intertekstualne harce, a w fantasy sam styl to zdecydowanie za mało. Aliści, Ostatnie życzenie to dowód na kunszt autora w tworzeniu opowiadań angażujących, nieoczywistych oraz/lub stawiających Geralta (a więc i po części odbiorcę) przed niełatwymi wyborami. Wiedźmin czasem musi wybierać pomiędzy dwoma złymi opcjami, a czasem wyboru nie ma, a i tak pozostaje z moralnym, eufemistycznie rzecz ujmując, absmakiem. Osobie czytającej pozostaje zaś zastanowić się, nad swymi potencjalnymi decyzjami w tych sytuacjach. Natomiast przy pierwszym czytaniu wspomniane w powyższym akapicie subwersywne zabawy sprawiają, że mimo wyłapania nawiązania traci się grunt antycypacyjny. Wszystko to zaś spinane i niejako wspomagane przez kreację postaci. Tu zaryzykowałbym stwierdzenie, które niektórym wydać się może kontrowersyjne, ale sam Rzeźnik z Blaviken jest tu jedną z mniej interesujących postaci — te ciekawsze, bardziej wyraziste kryją się na planie drugim, po borach, lasach i kasztelach.
Tak w zasadzie to mógłbym Ostatnie życzenie katować recenzencko jeszcze długo i obszernie, ale nie będę produkował się nad miarę. Komunikat jest prosty: Andrzej Sapkowski napisał świetne opowiadania. Jeśli jeszcze ich nie czytaliście, to czem prędzej nadróbcie, nawet gdy za fantasty przepadacie średnio. Jeśli zaś czytaliście czasu temu sporo, to zdecydowanie warto sobie odświeżyć. Ja zaś będę polował na Miecz przeznaczenia w wydaniu zgodnym.
PS Nie przejmujcie się tytułem — znów dałem się ponieść mej predylekcji aliteracyjnej.
– Ludzie – Geralt odwrócił głowę – lubią wymyślić potwory i potworności. Sami sobie wydają się wtedy mniej potworni. Gdy piją na umór, oszukują, kradną, leją żonę lejcami, morzą głodem babkę staruszkę, tłuką siekierą schwytanego w paści lisa lub szpikują strzałami ostatniego pozostałego na świecie jednorożca, lubią myśleć, że jednak potworniejsza od nich jest Mora wchodząca do chat o brzasku. Wtedy jakoś lżej im się robi na sercu. I łatwiej im żyć.
Ambrose
Mam w ebooku zakupiony cały cykl i od pewnego czasu planuję wrócić do świata Wiedźmina, choć zamiar ów wciąż jeszcze we mnie dojrzewa. Dobrze tymczasem wiedzieć, że nawet taki powrót po latach rozczarowania raczej nie przyniesie 😉