Każdy, kto na bloga lub profil zagląda, jest zapewne świadom mej słabości do wydawanej przez ArtRage serii Cymelia. Recenzowana poniżej książka stanowi (kolejny) dowód na pożyteczność czy wręcz nieodzowność takich wydawnictw oraz ich inicjatyw. Czy przeciętny czytelnik miałby szansę natknąć się na nowele Kjella Askildsena? O ile nie interesuje się literaturą skandynawską, to jedynie przypadkiem. Dość jednak peanów i pochwał, Ostatnie zapiski Thomasa F. dla ogółu czekają.
Co prawda nie umieściłem takowego zapisu w swych (nie)postanowieniach, ale od pewnego czasu staram się pogłębiać swą znajomość z komiksami/powieściami graficznymi. Podobnie jak i z moimi książkowymi wyborami, tak i tu bywa przeróżnie: mierzę w klasyki gatunku (polecane przez innych), nie stronię od superbohaterskich perełek, ale i czasem po coś świeżego sięgnąć mogę. Cóżbym jednak był za Pożeraczam, gdybym nie pokusił się o wszamanie Cyberpunk 2077: Big City Dreams? Pierwsza nagroda Hugo dla Polaka? Takiemu daniu się nie odmawia, tylko chwyta za sztućce.
Los pisarza często nie jest łatwy, a patrząc na listę perypetii, które przytrafiły się Peterowi Wattsowi w trakcie pisania, czytelnicy powinni cieszyć się, że Echopraksja w ogóle trafiła w ich ręce. Prawdopodobnie ilość książek, którym los (lub też wydawcy) nie pozwolił zaistnieć, jest ogromna. Peter Watts wykazał się jednak odpowiednią wytrwałością, a fani jego twórczości oraz science fiction mogą sami sprawdzić, czy warto było czekać.
Za sprawą wspominanych już obsuw w kontinuum czaso-przestrzennym trzecia część Wielkiego Pożeraczowego Pratchetta Ponownego Czytania ukazuje się mocno ponad rok po części drugiej. Tłumaczenia te tak naprawdę niepotrzebnymi są, bo ani to nowość, ani pośpiech nie był tu ni wskazany, ni konieczny. Przypuszczam też, że te me poniższe elukubracje poświęcone Na glinianych nogach przeczytają głównie osoby z twórczości sir Terry’ego Pratchetta zaznajomione.
Wszystko zaczęło się od dobrej książki i skiepszczonego tłumaczenia. Jeszcze w trakcie lektury Trylobitów natknąłem się na facebookowej grupie pewnego szalonego wydawnictwa na zwięzłą acz przykładami podpartą i ciętą krytykę fragmentu przekładu Trylobitów autorstwa Macieja Świerkockiego. Pomyślałem sobie wtedy, że autor tego tekstu może być ciekawym rozmówcą. Postanowiłem to sprawdzić i teraz mogę Was zaprosić do lektury wpisu niniejszego. Oto więc Tomasz Gałązka i jego przekładniczy (i nie tylko) świat.