Każdy, kto od czasu jakiegoś śledzi pożeraczowe media socjalne, zaobserwować mógł pewien podróżniczo-książkowy zwyczaj. Otóż od pewnego czasu każda wyprawa nieco dłuższa równa się zakupowi książki. Tak trafił do mnie po krakowsku Hrabal czy po wrocławsku Ballard, które przeczytałem dość prędko po zakupie. Jednak dwa lata temu w Zakopanem zakupiłem zaś Krupówki Kuby Szpilki i Piotra Mazika, które to z kolei musiały poczekać aż do dziś – nieczytane powróciły nawet w Tatry. Ich czas nadszedł dopiero teraz.
Bywam przekorny z przekąsem, więc do głowy wpadła mi myśl taka: „jakiżże może być lepszy temat na okres okołoświąteczny niż… szatan?”. Nie dość, że temat to literacko diabelsko ciekawy, to i na pewien pokrętny sposób z Bożym Narodzeniem przecież powiązany. Nie ma bowiem dobra bez zła, Jezus miał swego kusiciela, a piekło pana swego mieć musi. A tak przyziemnie i osobiście, anioł Edomu to figura wysoce atrakcyjna oraz jako archetyp często i ciekawie powracająca. Zaznaczam też, że motyw szatana potraktuję szeroko i wybiórczo zarazem.
Édouard Louis swoją pierwszą powieść przeczytał w wieku 18 lat, a rok później zaczął pisać swoją pierwszą powieść. Koniec z Eddym osiągnął znaczny sukces komercyjny, ale zdobył też nominację do Nagrody Goncourtów. Wydawnictwo Pauza zaczęło prezentowanie twórczości Francuza od Historii przemocy, która to pozostawiła mnie z uczuciami mieszanymi, ale i na z debiutem chciałem się zmierzyć. Może tym razem stopień literackiego dopasowania okaże się wyższy?
Staram się we wstępach unikać banałów lub choć sygnalizować je samoświadomie, co też poczyniwszy napiszę tak: są takie książki, konieczność posiadania których staje się oczywista w momencie pierwszego zetknięcia. Słownik miejsc wyobrażonych wywołał we mnie taką właśnie reakcję. Wydawnicze perturbacje sprawiły, że w cierpliwość uzbroić się musiałem, ale czekać zdecydowanie było warto. Jest to bowiem uczta dla takiego szerokoczytacza jak ja.
Z pewnym zdziwieniem odkryłem, że od ostatniego wywiadu autorskiego minął już ponad rok. Po części pokończyły mi się osoby spełniające me wewnętrzne wymagania, ale i ten rok do łatwych nie należał. Proces poprawy rozpoczyna Cezary Zbierzchowski, który zapewne trafiłby w pożeraczowe progi prędzej gdyby nie nieśpieszność jego pisarstwa. Ale już jest i to bardzo obficie.