Nawet w pożeraczowym życiu tak to bywa, że w czytelniczy dołek się wpada. Wyjazdy, rozjazdy, brak do pracy dojazdów, zmęczenie fizyczne i psychiczne, domowe nauczanie i inne perypetie weszły mi w czytelnictwo. Od szybkiego przeczytania Murderbotów nie poczyniłem niemal żadnych postępów z Lovercraftem, choć nie ma w tym winy samej literatury. W ramach terapii i zapełniania blogowej pustki, postanowiłem przedstawić Wam książki (w rozumieniu fizycznym), do których mam sentyment.
Osoby śledzące mnie na Facebooku i czytające bloga od pewnego czasu wiedzą zapewne skąd w tytule „wyjątki i wyimki”. Jestem bowiem molem, który nie przywiązuje się wielce do książek jako przedmiotów. W torbie noszę książki nawet opasłe, pożyczam po prośbie, pocztą przesyłam, do bibliotek oddaję, a potrafię i ołówkiem podkreślać. Dbam, oczywiście, o to pożyczone od kogoś, ale samej rzeczy nabożną czcią nie otaczam. Skupiam się po prostu na samej literaturze i to ją szacunkiem darzę największym. Sentyment jednak pojawia się w przypadku egzemplarzy nabytych w okolicznościach wyjątkowych lub też otrzymanych na specjalna okazje. I kilku przykładach takowych traktował ten wpis będzie.
┍━━━━━━━━━☟━━━━━━━━━┑
OXFORD ADVANCED
LEARNER’s DICTIONARY
Zaczynam chronologicznie i od czegoś niespodziewanego. W czasach mocno przedinternetowych dobry słownik języka był świetnym towarzyszem Pożeracza po angielskich ścieżkach edukacyjnych hasającego. Był też przedmiotem zdecydowanie nietanim i dlatego bardzo cieszyło wygranie go w (staro)wojewódzkiej olimpiadzie językowej. Zresztą z czasem okazało się, że większość słowników trafiła do mnie właśnie na sposoby konkursowe lub nagrodowe. I pozostała ze mną mimo sporych gabarytów, przeprowadzek oraz do pewnego stopnia wyparcia przez sieć i inne aplikacje. Egzemplarz powyższy nie był pierwszym, ale za to jest tym z najbardziej widocznymi śladami (w dużej mierze studenckiego) użytkowania.
EXECUTIVE ORDERS
I tutaj sentyment wiąże się z Pożeraczem na etapie edukacji licealnej, a i dowód, że już wtedy czytelnikiem byłem nietypowym (i ciut skąpym). Opasłe tomiszcze Clancy’ego było bowiem pierwszym samodzielnie zakupionym kawałkiem literatury in English. Niby na początek trudny to orzech do zgryzienia, ale i tak lektura poszła dość prędko. Słownik się przydał, a stosunek ceny do ilości stron i czytelniczej frajdy wypadał bardzo korzystnie. Z czasów studenckich podobną pamiątką jest smoczym łbem ozdobiony egzemplarz A Game of Thrones.
ZIEMIOMORZE
Tu z kolei książek kilka zestawionych ze sobą ze względu na okoliczności. Cztery tomy sagi Ursuli K. Le Guin trafiły do mnie bowiem do mnie we worku książek, który ciocia z wujkiem podrzucili nam przy okazji swego remontu i miejsca regałowego skurczenia. Był tam Cussler, Card i wiele innych, ale to Czarnoksiężnik z Archipelagu stał się najczęściej czytaną przeze mnie książką i towarzyszy mi do dziś, mimo marnego stanu (ze względu na [ni]jakość wydania) w momencie przekazania. Sentyment wiąże się zaś z tym, że ciocia była jedną z osób, które interesowały się mną jako czytelnikiem, humanistą, a sam ten zrzut był zdecydowanie jednym z formacyjnych.
Thief of Time
Tu znów liceum, ale pamiątka po szalonym wypadzie zarobkowym do Irlandii. W czasach przedakcesyjnych było to przedsięwzięcie nieco karkołomne, ciut ryzykowne i pewną obawą obarczone. Pożeracz, jak to Pożeracz, jedne z pierwszych zarobionych przy remontowaniu pewnej kamienicy pieniędzy wydał na książkę. I do dziś ma z tej okazji powody do narzekania na ceny książek w Polsce w porównaniu z zarobkami. Tego Pratchetta nabyłem bowiem za niecałe dwie godziny pracy za najniższą stawkę, a nad Wisłą potrzebowałbym na to dnia całego. Było to około dwadzieścia lat temu, ale aż tak wiele się nie zmieniło. A Pratchett jest nadal świetny.
Hyperion
Książce ostatniej towarzyszy sentyment rodzicielski, gdyż zakupiłem są sobie na urodziny, dzień po których na świat przyszedł Maks. Maksymilian wyrósł na mola książkowego dużo szybciej ode mnie, z jego narodzinami kojarzy mi się rzeczy i sytuacji wiele, ale książkowo to będzie właśnie dzieło Simmonsa. Nie bez kozery zapewne jest też fakt, że jest to prześwietny kawałek literatury, który wrażenia na mnie zrobił ogromne. Zobaczymy, jak szybko sięgnie po niego starszy potomek…
┕━━━━━━━━━☝︎━━━━━━━━━┙
Przekonany jestem, że 99,9% z Was też ma swoje wyjątkowe książki, które z powodów przeróżnych sercu są bliskie. Jakie są więc książki, których nie wydalibyście nigdy nikomu? Bardzo chciałbym poznać kilka Waszych historii egzemplarzowych…
Książek nie czyta się po to, aby je pamiętać. Książki czyta się po to, aby je zapominać, zapomina się je zaś po to, by móc znów je czytać. Biblioteka jest zbiorem snów zapomnianych, ale utrwalonych, jest szansą nieustannego powrotu, a każdy powrót może tu na powrót stać się pierwszym przyjściem.
[Jerzy Pilch, Bezpowrotnie utracona leworęczność]
Ambrose
Hehe, wychodzi na to, że u mnie jest zupełnie odwrotnie. Do książek, tzn. ich fizycznej oprawy, przywiązuję ogromną wagę, ale wszystkie traktuję jednorako, tj. nie mam jakichś specjalnych faworytów. Na siłę mógłbym wskazać dzieła zebrane Staszka Lema wydane przez Agorę – kojarzą mi się one z moim rocznym okresem pracy w salonie Empiku, gdzie dorabiałem w trakcie studiów.
pozeracz
Ja doceniam jakość wydania, pracę wydawniczą samą w sobie, ale do samych egzemplarzy się nie przywiązuję. Ha, pamiętam, gdy kupowałem niektóre części tej serii. Przydałaby mi się wtedy taka praca, bo wydawane były regularnie i dość często, a wolnej gotówki nie było za dużo.
Ambrose
Z polskich wydawców m.in. MAG wydawał jakiś jej cykl, ale chyba nie ukazały się tłumaczenia wszystkich tomów.
pozeracz
Ha, na inne cykle nawet nie spoglądałem. Poszukam.