O ile granice pomiędzy poszczególnymi (pod)gatunkami często się zacierają, to w znakomitej większości przypadków nie ma większych problemów z rozróżnieniem pomiędzy literaturą faktu a fikcją. Oczywiście, zdarzają się przypadki bezczelnego faktów zmyślania (tu polecam bardzo ciekawy odcinek-wywiad Działu zagranicznego z Mariuszem Szczygłem), ale są to chorobliwe od normy odstępstwa. Nony Fernández zrobiła natomiast coś innego, gdyż Strefa mroku to tak w zasadzie reportaż ubrany w fikcyjną formę.
Dzień 11 września 1973 roku to kluczowa data w historii Chile. Nominowany niedawno na Komendanta Głównego Armii Augusto Pinochet przeprowadził zamach stanu i obalił demokratycznie wybrany rząd socjalisty Salvadora Allende. Rządząca od tamtego junta, jak to po takich przewrotach bywa, bez pardonu zaczęła rozprawiać się z politycznymi przeciwnikami. W wyniku represji zginąć miało od 1200 do 3200 osób, osiemdziesiąt tysięcy internowano, a trzydzieści tysięcy poddano torturom. Nie oszczędzano kobiet ani dzieci. Pozdrowienia dla Michała Kamińskiego i Tomasz Wołka.
Strefa mroku to książka, której klucz interpretacyjne można wyciągać poprzez tytuł. Wyróżnić bowiem można trzy główne strefy mroku w powieści się pojawiające. Na najbardziej ogólnym poziomie w tę mroczną krainę wkroczyło całe Chile, gdy do władzy doszedł Pinochet. Zaczął się czas niepewności, tortur i strachu. Dla narratorki był to stan zastany, więc dopiero z czasem i horyzontów poszerzeniem przyszła realizacja, że jej dotychczasowe życie toczyło się właśnie w takim mrocznym miejscu. Najciekawszy jest przypadek Andresa Antonia Valenzueli Moralesa, który nie tylko pomagał umacniać strefę mroku, ale i w końcu swą decyzją o udzieleniu wywiadu chciał pomóc w jej zniszczeniu. Doprowadziło to też do jego banicji. Można też bardziej dosłownie doszukiwać się rzeczonych stref w rozlicznych miejscach odosobnienia, w których torturowano obywateli.
Podzielona jest także fabuła – narratorką jest co prawda dziennikarka, która wspomina zeznania funkcjonariusza tajnych służb z perspektywy Chile już postpinochetowskiego, ale ważniejsze od jej „współczesnych” refleksji są fakty przywoływane z przeszłości, a zwłaszcza historia Moralesa. Chilijska strefa mroku ujawnia swe najmroczniejsze zakątki właśnie (i przewidywalnie) za sprawą historii ofiar, osób bliskich lub znajomych, które zaginęły nagle na przykład w drodze do pracy, by nigdy nie powrócić. Nona Fernández wykorzystuje perspektywę dziennikarki, aby podkreślić wszechobecność terroru – mijane budynki, zakątki czy też osoby w mniej lub bardziej bezpośredni sposób powiązane są ze ponurą przeszłością. Zamieszanie związane z aresztowaniem Pinocheta czy też jego pogrzebem pokazuje, że mimo faktu niezagojenia wielu ran, część osób zdaje się czasy tamte wspominać nawet z sentymentem.
Na koniec zaś pozostaje napisać kilka słów o przywoływanym wszędzie wyróżniku, czyli odpowiedzieć na pytanie: czy heterogeniczna forma stworzona przez Fernández stanowi wartość dodaną? Strefa mroku stanowi bowiem mieszankę tradycyjnej powieści z reportażem. Są tu wspomnienia narratorki i bieżące sceny fikcyjne, lecz większość fragmentów poświęconych Moralesowi rzeczywiście wygląda jak wyjęte z książki non-fiction. Taka gatunkowa przeplatanka sprawia, że trudno nie zadać sobie pytania: czy nie lepiej (bardziej wyraziście, historycznie dobitnie itp.) byłoby postawić na jedną z form? Odpowiedź będzie niejednoznaczna. Z jednej strony przetykanie faktograficznej przeszłości subiektywną teraźniejszością wzmacnia ponury absurd i nieludzkie okrucieństwo tej pierwszej i broni się samo w sobie. Jednak z drugiej nie można z niezachwianą pewnością stwierdzić, że któreś z ekstremów nie zadziałałoby lepiej. To jednak czcze gdybanie: bardzo dobrze jest, jak jest.
Strefa mroku Nony Fernández to eksperyment, który okazał się być intrygującą wyprawą w przeszłość Chile. Tytułowa mnogość interpretacyjna połączona z podziałem narracyjnym non/fiction oraz tematem z natury wstrząsającym zaowocowały lekturą poruszającą i pouczającą z nami. Specyficzna forma wzmocniła przekaz, ale i jednocześnie nadała mu bardziej przystępny kształt.
Strefa mroku porwała też:
Kiedy powiedziałam mu, że za to wszystko, co właśnie zobaczył, odpowiedzialny był jeden z ludzi ustanawiających prawa rządzące naszym państwem, spojrzał na mnie zdumiony, po czym wybuchnął śmiechem, jakby usłyszał świetny dowcip. Już w wieku dziesięciu lat mój syn dostrzegał, że niektóre elementy historii Chile to ponury żart.
Luiza
Brzmi jak coś dla mnie.
pozeracz
Będę więc wypatrywał tekstu u Ciebie 😉
Ambrose
Nabyłem już tę książkę i aktualnie tworzę sobie listę utworów traktujących o Ameryce Łacińskiej, tak by ponurkować w tych wodach trochę dłużej. Ten region jest bardzo specyficzny z racji swojej burzliwej historii, naznaczonej ogromną liczbą dyktatur.
pozeracz
A co jeszcze masz na liście?
Ambrose
„Krew o świcie” Claudii Salazar Jiménez (to też ArtRage), „Kształt ruin” Juana Gabriela Vasqueza, „Koniec historii” Luisa Sepúlvedy. Chciałbym też wrócić do Mario Vargasa Llosy, Gabriela García Márqueza i Julio Cortázara, więc w sumie trochę już tego jest 😉
pozeracz
Llosy, Marqueza i Cortazara zdecydowanie zbyt dawno nic nie czytałem. Jak i wielu… Ech, czemu tych książek jest tak dużo? 😛
Ambrose
Ilekroć patrzę na mój regał bądź przeglądać pozycje na czytniku, zadaję sobie to samo pytanie 😉
pozeracz
Ja właśnie fizycznie nie mam ich aż tak dużo, więc stos aż tak bardzo mnie nie przeraża, ale sama świadomość…