Przyjemnie jest natrafić na książkę, która budzi zachwyt – może jest wada jedna lub dwie, ale poza tym można się elokwentnie rozpisywać. Jednak na pewien sposób wdzięczniejszym tematem są te w ocenie trudne, przy których czasem dopiero sam akt przelania myśli na ekran pozwala je skonkretyzować. Mój rok relaksu i odpoczynku Otessy Moshfegh to właśnie taka powieść, a z recenzji dowiecie się, co wynikło z pożeraczowych deliberacji.
Tag: literatura amerykańska Strona 6 z 7
Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że zwierzęta w literaturze są obecne od jej początków. Odgrywają role przeróżne – od przedmiotowych po podmiotowych, od pozytywnych po negatywne. Rzadko jednak zdarza się, by odgrywały one ważną rolę w literaturze niefantastycznej i niedziecięcej. Bywają raczej symbolem, pretekstem. Przyjaciel Sigrid Nunez pokazuje natomiast, że i w prozie obyczajowej mogą być postaciami (niemal) pełnoprawnymi.
I na co mi to całe recenzowanie? Po co czytać, pisać i się trudzić? Tylko człowiek sobie kłopotów przysparza i strapienia. Nie tak dawno wystarałem się, pisząc recenzję Pierwszego bandziora Mirandy July, a teraz w me ręce wpadł zbiór tej samej autorki, Pasujesz tu najlepiej, któremu w duchu i szaleństwie radosnym bardzo blisko do wspomnianej powieści. Stanąłem przed problemem napisania recenzji bez popadania w powtórzenia, lecz nie oparłem się porównaniom. Zechcecie sprawdzić, czy mi się udało?
Są niektóre prawdy, które powtarzam regularnie przy różnych dyskusjach okołoksiążkowych. Jedną z nich jest to, że z literacką grozą mi niezbyt po drodze. Po studenckich i nie tylko zachwytach nad opowiadaniami Edgara Allana Poe i Ambrose’a Bierce’a przyszły głównie rozczarowania albo obojętność. Staram się jednak od czasu do czasu wyściubić nosa z mych gatunkowych (w sumie i tak szerokich) zasieków. Od pewnego czasu skutecznie pomaga mi w tym wydawnictwo Vesper – niedawno sięgnąłem udanie po Draculę, a dziś na blogu gości Upiorna opowieść Petera Strauba.