O ile nie jest się czytelnikiem niezwykle wybrednym oraz/lub wysoce wyspecjalizowanym, każdego miesiąca wychodzi zdecydowanie zbyt wiele potencjalnie interesujących książek. Konieczny jest wstępny odsiew i wydawać by się mogło, że wystarczy wybrać sobie godne zaufania wydawnictwa. Nawet jednak wtedy liczby mogą przytłoczyć. Może więc wybrać kilka serii wydawniczych? I to może nie wystarczyć, ale ja jestem póki co na etapie mieszanki obserwowanych wydawnictw, serii i konkretnych autorów/ek. Jedną z serii na górze listy jest zaś Cymelia od ArtRage, której to zawdzięczacie niniejszy tekst oraz Legendy Torgny Lindgrena.
Tag: literatura szwedzka Strona 1 z 2
Obiegowe prawidło głosi, że prawdziwa sztuka rodzi się w cierpieniu. Ja się co prawda z tym banałem nie zgadzam, ale nie da się ukryć, że trudne doświadczenia życiowe bywają wyjątkowo skuteczną pożywką także dla literatury. W wywiadzie dla Wysokim Obcasów Linda Boström Knausgard przyznała, że jej dzieciństwo było „dziwne, skomplikowane, nieprzyjemne”. Witajcie w Ameryce to nie powieść autobiograficzna, ale życiorys na pewno jej wiarygodności przydał.
Zwierzęta to jeden z tych elementów literackich, które towarzyszą jej od samych początków. Powszechnie kojarzą się jednak raczej z książkami dla dzieci czy też fantasy. Potencjał symboliczny czy też koligacje z dzikością natury sprawiają jednak, że i w dziełach niefantastycznych rolę niepoślednią odgrywać mogą. Doskonałym przykładem na to jest właśnie zbiór Fauna Północy Andrei Lundgren.
Jedną z pięknych cech literatury jest jej różnorodność. Poruszać mogą złożone opowieści, ale i proste historie. Dobranie ciekawej perspektywy, ubranie jej w odpowiednie słowa może przekształcić i pozornie zwyczajne zdarzenia w coś literacko wartościowego, pobudzającego. Ta druga Therese Bohman to przykład właśnie na to: z wierzchu prozaiczna, pod słowami bogata.
Przyznam się Wam szczerze i otwarcie: mam całkiem niezłe szczęście do miejsc pracy. Niemal wcale nie zdarzało mi się brać pracy do domu, nadgodziny w ilościach przyzerowych, a nawet w czasach mocnego natężenia kryzysów nie doświadczałem. No i za sprawą specyficznej natury i odosobnionego trybu pracy tłumaczek i tłumaczy, konfliktów osobowych też było niewiele. W pewnym więc sensie Linia Elise Karlsson była dla mnie wyprawą w biurowe tereny przeze mnie niezbadane.