Cenię dorobek i dobrą literacką robotę wykonywaną przez wydawnictwo Czarne, ale z jakiegoś powodu dużo częściej ich książki (wy)pożyczam niż kupuję. Podobnie było i tym razem: skorzystałem z kolejnej wizyty z moim zdecydowaniem zbyt dużo czytającym potomkiem (nie, nie… wcale nie zazdroszczę mu czasu na czytanie, wcale) i porwałem książkę Ilony Wiśniewskiej. Nie będę ukrywał, że już od dawna intrygowała mnie okładka Hen. Na północy Norwegii, ale dużo ważniejsza była chęć skonfrontowania własnych wrażeń z pochwałami zbieranymi w sieci.