Ponad osiem lat temu popełniłem wpis, w którym to podjąłem próbę polecenia kilku książek osobom spragnionym fantastyki z przymrużeniem oka. Jak wie każdy, kto próbował wyjść poza żelazny zestaw, nie jest to wcale tak proste zadanie. Ja sam od tamtego czasu nie poczyniłem zbytnich postępów w odkrywaniu nowych dodatków do listy… Cóż więc mogłem zrobić? Wzorem inżyniera Mamonia wróciłem do serii, którą znam, i sięgnąłem po kolejną część cyklu przygód agentki Thursday Next: The Well of Lost Plots.
Ratowanie najlepszej literatury na świecie, o nadążaniu za panną Havisham nie wspominając, to samotnej kobiety w ciąży. Zwłaszcza, gdy mąż został wymazany z rzeczywistości (ale nie do końca) i powoli zanika w pamięci. Thursday potrzebuje wytchnienia, chwili spokoju na zebranie sił – chwilowo najlepszym na to miejscem jest Caversham Heigths, czyli nigdy nie wydana powieść detektywistyczna oczekująca na swą szansę w Studni Zatraconych Fabuł. Agentka musi nie tylko rozpocząć przyuczanie do służby w Jurysfikcji i uważać na przeróżne literackie maszkary i kreatury, ale też mieć się na baczności, gdyż ktoś morduje członków intraksiążkowej agencji.
The Well of Lost Plots to trzeci tom długiej serii i jednocześnie pierwszy, który wygląda na przygotowanie do zmierzenia się z zagrożeniami nagromadzonymi w dwóch poprzednich. Jak powyższe fabularne (mini)wprowadzenie zdradza, nie brak tu zagrożenia i tajemnicy do rozwiązania. Nie brakuje też powiązań z wątkiem nadrzędnym i pewnych wątków ważkich (czy wręcz poruszających). Jednak część ta stanowi też w pewnym sensie nowy początek – w życiu protagonistki zachodzi kilka znaczących zmian, które niosą ze sobą deskryptywną konieczność. Te wdrożenia i opisy są ciekawe i zabawne za sprawą wyobraźnie Fforde’a, ale wiernym czytelnikom może być nieco żal porzucenia batalii z korporacją Goliath. A tak na zupełnie bazowym poziomie i tak jest to całkiem sprawnie poprowadzona, wciągająca historia o zabarwieniu detektywistycznym.
Jak jednak zostało wspomniane powyżej, odsunięcie starcia z Goliat(h)em i rozpoczęcie nowej służby daje Fforde’owi szersze pole do popisu. Może on skorzystać z nieskończonych (takie przynajmniej odnieść można wrażenie, czytające jego prozę) pokładów wyobraźni doprawionych humorem. Anglik niezwykle sprawnie i kompleksowo wykorzystuje wykoncypowane przez siebie założenie dla alternatywnego świata. W przypadku serii o Thursday Next chodzi o niezwykle poważne podejście do literatury (z powodu konfliktów interpretacyjnych potrafią wybuchać zamieszki) oraz istnienie ukrytego wymiaru, w którym rzeczona literatura istnieje fizycznie. Za przykład kreatywności i wewnętrznej konsekwencji niech posłużą pożerające słowa gramatożyty. Nie tylko występują w różnych odmianach (niektóre pochłaniają czasowniki, inne gustują w przymiotnikach itp.), ale też ich obecność wpływa na język książki samej w sobie. Więcej informacji, urządzeń, usług i przykładów znaleźć można w oficjalnym podręczniku agentów Jurysfikcji.
The Well of Lost Plots (podobnie jak i części poprzednie) to także hołd złożony literaturze i książkowym molom. Biorąc pod uwagę tematykę serii, na pewno nikogo to nie zdziwi, ale książka ta nawiązaniami stoi. Bywają to odniesienia znaczące i bezpośrednie (np. przeniesienie się do świata danej książki z podaniem jej tytułu), a bywają dyskretne i marginalne (np. przemykająca gdzieś w tle charakterystyczna postać). Warto też dodać, ze rozstrzał gatunkowy jest tu szeroki, gdyż postać z Kiplinga może tu się spotkać z gromadą strajkujących stworzeń z dziecięcych rymowanek. Może i nie każdy jest (psycho)fanem Wichrowych Wzgórz, ale scena terapii grupowej/sesji pojednawczej z bohaterami powieści Emily Brontë to nie tylko scena przezabawna, ale i ujmujący hołd dla prozy miłośników.
The Well of Lost Plots okazało się być kolejnym dowodem na to, jak umiejętnie z pokładów swej wyobraźni potrafi korzystać Jasper Fforde. No i na me zgranie z jego poczuciem humoru. Można co prawda narzekać na odstawienie nadrzędnego wątku fabularnego na drugi tor, ale i bez tego czytelnik dostaje tu niezłą historię detektywistyczną usianą nawiązaniami do literatury oraz całą menażerią stworów, wynalazków i postaci.
Na koniec zaś apel czasem tu powracający: Polscy wydawcy, Fforde czeka, nie dać mu drugiej szansy byłoby grzechem. A brak Shades of Grey na polskim rynku to w ogóle według mnie jakaś ko(s)miczna omyłka.
Anything devised by man has bureaucracy, corrpution and error hardwired at inception.
Dodaj komentarz