Swego czasu popełniłem wpis, w którym to deliberowałem nad różnymi rodzajami antybohaterów. Dzieliłem ich między innymi na tych nielubianych przez czytelników za sprawą autora i tych lubianych mimo autorskich intencji. Postaci takich w literaturze napotkać można wiele i część z nich należy do tych najbardziej pamiętnych. Makis Tsitas w Bóg mi świadkiem wykreował protagonistę, którego bardzo trudno polubić. Tylko chyba zrobił to aż za dobrze.
Chrysowalantis to facet w średnim wieku, który jest wręcz zaprzeczeniem człowieka sukcesu. Pięćdziesięciolatek jest bez pracy, zaczyna dotkliwie odczuwać konsekwencje niezdrowego trybu życia, a do tego ciągle mieszka z rodzicami. Jego nieliczne zalety gubią się wśród wad i sprzeczności. Uwielbia kobiety, ale większość z nich ma za dziwki i utracjuszki. Niby ma talent i zna się na swojej pracy, ale w żadnej pracy nie potrafi się utrzymać. Uważa się za powabnego i pełnego namiętności, a kobiety widzę jedynie jego pieniądze (których i tak ma mało). Wierzy gorliwie, a z usług burdeli korzysta regularnie.
Bóg mi świadkiem to powieść, która dużo mówi o pewnej stronie życia w Grecji. Tsitas ukazuje Ateny pełne imigrantów, prostytutek, zadłużonych naiwniaków i przeróżnych szemranych typów. Główny bohater ze względu na swe nieszczęsne położenie nie ma dostępu do wyższych sfer ni żadnych luksusów. Jeśli zaś ktoś dysponuje jakimiś znacznymi kwotami, to raczej jest to jakiś krętacz, nie zaś dobrze radzący sobie przedsiębiorca. Dodatkowo protagonista zdaje się być magnesem dla przeróżnych wykolejeńców i innych socjopatów. Były szef to niestabilny satrapa, ojciec z czasem okazuje się być domowym tyranem z ciężką ręką, a kobiety obdarzane przez niego uczuciem bezwzględnie wykorzystują jego kochliwość. Chrysowalantis jest zaś uosobieniem tego, co z człowiekiem może zrobić nieszczęśliwe dzieciństwo i ekonomiczne niedostatki, tego jak łatwo popaść w różne ekstrema.
Jednak kwestia kluczowa jest następująca: odbiór powieści będzie niemal w pełni zależny od postrzegania głównego bohatera. Bóg mi świadkiem to monolog Chrysowalantisa, w którym wydarzeń nie brakuje, ale opisywane są one w formie krótkich retrospekcji, a bieżącej fabuły niemal nie ma. Protagonista niby idzie to lekarza, niby kogoś spotyka czy też szuka pracy, ale wszystko to odbywa się w nieokreślonym bezczasie. Nie ma nic złego w takiej formie, ale sprawia ona, że osoba żałości pełnego pięćdziesięciolatka jest w centrum i absolutnie wszystko orbituje wokół niej. Jego perspektywa jest jedyną, która zostaje czytelnikowi przedstawiona i od pierwszej do ostatniej strony jest na nią zdany.
W tym miejscu pozwolę sobie przejść na tryb pierwszoosobowy, gdyż odczuwam potrzebę uzewnętrznienia mych emocji. Główną z nich jest głęboka, wszechogarniająca i sprzeciwu nieznosząca niechęć do protagonisty. Gdybym zajrzał głębiej w siebie, zapewne odkryłbym szczypty pogardy, wstrętu i… strachu. Zgodnie z opisem okładkowym Bóg mi świadkiem ma być zabawnym portretem greckiego społeczeństwa, a Chrysowalantis to sympatyczny antybohater. Otóż: nie. Dla mnie jest to portret wysoce niepokojący, a momentami wręcz przerażający. Jakoś długi, wyłudzenia, wyzysk i ksenofobia nie pobudzają mojego poczucia humoru. Protagonista nie wzbudził zaś we mnie ni krzty sympatii. Owszem, spotkało go w życiu sporo złego i współczucia da się nieco dla niego wykrzesać, ale gaśnie ono szybko w obliczu reszty portretu. Główny bohater to mizogin, dla którego wszystkie kobiety (z częściowym wyłączeniem matki i sióstr) to kurwy, pijawki albo/lub bezwstydne latawice. I pogląd ten powtarza z bolesną częstotliwością na sposobów wiele, a chwilę potem nawiedza burdel. Pogardza imigrantami i widzi w nich złodziei, który doprowadzą Grecję do upadku. U spowiedników nie szuka drogi do poprawy, a łagodnego pobłażania. Dostrzega, że kobiety wykorzystują jego naiwność, ale i tak ciągle powtarza te same błędy. Widzi, że jego szef to sadystyczny niemal schizofrenik, ale i tak się przed nim płaszczy i jest na każde zawołanie. Jest to ten gatunek człowieka, który z pozoru wydaje się być sympatycznym szarakiem, a jest odrażającym mizoginem, ksenofobem i hipokrytą z wysokim mniemaniem osobie, który narzeka na wszystko dookoła i nic z niczym nie robi. Tak w literaturze, jak i w życiu, takie osoby wywołują we mnie niechęć na poziomie wręcz fizycznym.
Uff, ulżyło mi, katharsis. Bóg mi świadkiem okazało się powieścią wysoce irytującą. Ponad dwieście stron wysłuchiwania przepełnionych głupotą, mizoginią i hipokryzją monologów aż nazbyt skutecznie wykreowanego antybohatera było problematycznym doświadczeniem. Nie mogę jednak z czystym sumieniem odradzić lektury książki Makisa Tsitasa, gdyż niechęć ma wysoce subiektywną jest. W dodatku nie mam wątpliwości, że Chrysowalantis miał być właśnie dokładnie taki.
O Bóg mi świadkiem przeczytacie też tu:
Brud, wszędzie brud cudzoziemski. W autobusach, w trolejbusach, w metrze. Są wszędzie, dokądkolwiek pójdziesz, gdziekolwiek spojrzysz. Obcy stali się plagą, gorszą od plag egipskich.
Ambrose
Bardzo emocjonalna recenzja, ale przyznaję, że ją w pełni rozumiem. Ja także nie pałam sympatią do osobników, którzy o swoje nieszczęścia i niepowodzenia obwiniają wszystkich, poza samym sobą. Ale być może taka kreacja głównego bohatera miała na celu wskazanie przyczyn, z powodu których Grecja znajduje się w tak kiepskim położeniu ekonomicznym. I dodatkowo pokazać, że w Grecji nie można mówić tylko o kryzysie finansowym, ale warto przyjrzeć się też kryzysowi duchowemu.
pozeracz
Bardzo możliwe, że tak było. I że był to powód mego emocjonalnego podejścia. Może gdzieś w środku mam przeczucie, że właśnie takie osoby (niby pozornie sympatyczne, zwykłe, ale…) odpowiadają za taki a nie inny stan ludzkości. Jak górnolotnie by to nie brzmiało.
dziejaszek
Może się zdziwisz, ale zachęciłeś mnie do lektury. Zazwyczaj bardzo lubię czytać o postaciach, które w innych czytelnikach wywołują tak negatywne reakcje. Mam wrażenie, że jestem tak wyczulony na swoje wady, może nawet przed samym sobą je wyolbrzymiam, że w jakiś przewrotny sposób utożsamiam się z tego rodzaju bohaterami, nawet jeśli ich konkretne grzechy są mi całkowicie obce.
pozeracz
To ciekawe. U mnie wyczulenie na własne wady spowodowałoby raczej wzrost niechęci do bohatera 😉
Ale, ale… Skoro zachęciłem, to wpadnij na Facebooka albo Instagrama, bo rozdaję jeden egzemplarz. Zupełnie zapomniałem o tym tu napisać.
dziejaszek
Nie mam ani facebooka, ani instagrama 😛
pozeracz
Ach, rozumiem. A chciałbyś wziąć udział w losowaniu?
dziejaszek
Jeśli jest taka opcja, to bardzo chętnie 🙂
pozeracz
Do usług. Dziś akurat mija termin zgłoszeń, których mało było, więc szanse spore masz 😉