"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Ci wredni pisarze, czyli „Cudowni chłopcy” Michaela Chabona

Staram się wstępne akapity swych wpisów różnorodnymi czynić, lecz czasem repeta konieczną jest. Niedawno pisałem o Raymondzie Chandlerze jako o nadrobionej zaległości, a tu na scenę wkracza Michael Chabon. Nie był on co prawda tak oczywistym wyrzutem (nie gościł na liście [nie]postanowień), lecz i tak od dawna przewijał się w planach. Zresztą od pewnego czasu w pracowej szufladzie czeka zdobyczny egzemplarz Niesamowitych przygód Kavaliera i Claya. Lost jedna sprawił, że pierwsi pożarci zostali Cudowni chłopcy.

chabon cudowni chłopcy

Grady Tripp to człowiek, którego życie przypomina rundę na pokręconej karuzeli. Przedziwne przypadki i rodzinne obciążenia przechodzą w literackie tryumfy i powodzenie u kobiet, a wszystko zaprzepaszczane jest przez autodestrukcyjne zwyczaje samego pisarza. Kumulacja następuje w trakcie Turnieju Słowa. Kochanka informuje go o ciąży, zostawia go nie wiedząca jeszcze o tym żona, a ekscentryczny redaktor/przyjaciel jest bliski utraty stanowiska w wydawnictwie bardzo chciałby zapoznać się z powieścią, nad którą pracuje Tripp. Ten kolos ma 2611 stron, lecz wcale nie jest bliski ukończenia. W to wszystko zapląta się pewien szalony bokser, wąż boa oraz tuba.

Cudowni chłopcy to jedna z tych powieści, którą można otwierać różnymi kluczami interpretacyjnymi.  Powodowany własnymi słabościami pozwolę sobie zacząć od warstwy autotematycznej. Pierwszy trop jest zewnętrzny, gdyż powieść ta stanowi w pewnej mierze odbicie pisarskich zmagań Chabona. Główny bohater po napisaniu kilku dobrze przez krytykę przyjętych dzieł grzęźnie w coraz bardziej rozlazłym procesie twórczym, a autor utknął na długi czas po udanym debiucie. Książka o pisaniu książki okazała się sposobem na napisanie książki – obie zresztą mają ten sam tytuł. Tak w zasadzie to trudno tu uciec od tematyki około literacko-twórczej. Są tu młodzi pisarze, doświadczeni pisarze, pisarze gasnący, warsztaty dla pisarzy oraz redaktorzy. Są dyskusje o pisaniu, jest omawianie opowiadań, są wspólne fascynacje literackie, twórcze wzloty i upadki. Na marginesie pozostają zaś pytania o to, ile Chabon przelał siebie w Trippa oraz ile w prawdy w tym obrazie pittsburski światka literackiego.

chabon covers okładki

Pośrednim odstępstwem od tego zatopienia w autotematyzmie jest portret protagonisty. Główny bohater jest pisarzem co się zowie i jest to konstytutywny element charakterystyki, ale Chabon napisał go na tyle uniwersalnie, że można na Trippa spojrzeć z szerszej perspektywy. Cudowni chłopcy są bowiem też tragikomicznym obrazem przechodzącego kryzys nie tylko twórczy, ale i osobisty. Niby jest świadomy swoich problemów pisarskich oraz niedostatków charakteru, ale jednocześnie albo stara się o nich zapomnieć, albo liczy, że same się rozwiążą. Wyparcie w połączeniu z ciągłym marihuanowym hajem nieuchronnie prowadzą do katastrofy. Gdy ta następuję znów pojawia się pewien dualizm: Grady przechodzi załamanie, ale trudno uciec od wrażenia, że nie jest tą kulminacją zaskoczony, a może wręcz na nią czekał. Może nazwanie go antybohaterem byłoby przesadą, ale na pewno blisko mu do tej granicy. Jest to taki człowiek, z którym chciałoby się wypić kilka kolejek w pubie, ale za nic w świecie nie powierzyłoby mu się nic ważnego. Na koniec Chabon daje mu jednak otwartą szansę na przemianę. Warto też wspomnieć o bogatym zestawie postaci drugoplanowych, których relacje z tymi pierwszoplanowymi dodają całości głębi.

Wszystko to podlane jest specyficznym stylem oraz mieszanką komizmu i dramatu. Korzystając z pierwszoosobowej narracji, Chabon potrafi z lekkością, a momentami i liryzmem, przyglądać się nie tylko postaciom, ale i otoczeniu. Czytelnik napotka więc zarówno zabawne, nieco zgryźliwe opisy innych pisarzy, jak i na przykład ewokatywne obrazki ulic Pittsburgha. Autor tworzy dla swojego protagonisty szalony weekend, w którym absurd (wąż boa, tuba, Marilyn Monroe) miesza się z momentami poruszającymi, a autoironia z trzeźwym spojrzeniem. A tak zupełnie osobiście i pierwszoosobowo dodać mogę, że Amerykanin słownictwo ma bogate i do słownika sięgałem z regularnością i przyjemnością. Można mieć delikatne zastrzeżenia do zbytniego nagromadzenia wolt, przypadków i perypetii szalonych, lecz idzie to w parze z problemami kompozycyjnymi doświadczanymi przez samego Trippa.

chabon foto comiccon

Moje powyższe wynurzenia sugerować mogą, że Cudowni chłopcy są powieścią lekką, łatwą i przyjemną. Jednak wysokie natężenie autotematyzmu w połączeniu z trudnym do polubienia protagonistą mogę niektórym sprawić problemy. Jeśli jednak ma się nieco sympatii do metazabaw, czytania o pisaniu, to po dołożeniu dobrze wykreowanych pokręconych postaci oraz charakterystycznego stylu, otrzyma się lekturę zdecydowanie wartą uwagi.


Cudowni chłopcy zawitali też tu:

I knew that I shouldn’t have, but I did it all the same; and there you have my epitaph, or one of them, because my grave is going to require a monument inscribed on all four sides with rueful mottoes, in small characters, set close together.

Poprzedni

Nieraj, czyli „Jutro przypłynie królowa” Macieja Wasielewskiego

Następne

Zwierzęce niepokoje, czyli „Fauna Północy” Andrei Lundgren

6 komentarzy

  1. czytankianki

    Mam w pamięci doskonałą ekranizację tej książki. Po wielu latach przeczytałam powieść i byłam nieco rozczarowana, że nie jest tak dobra jak film. Wydała mi się kanciasta, zwłaszcza pod względem humoru. Ale że akcja toczy się w środowisku akademickim, to żal był mniejszy.;)

    • pozeracz

      A widzisz – ja o fakcie istnienia ekranizacji dowiedziałem się dopiero w trakcie pisania recenzji. Co prawda Michale Douglas nie bardzo mi pasuje na odtwórcę głównej roli, ale i tak film chciałbym zobaczyć.

  2. Michael Chabon leży u mnie na półce, bo jakiś czas temu kupiłem w Dedalusie którąś z jego powieści. W.A.B. całkiem ładnie je wznawia. Czas chyba skończyć kontemplację okładki i zabrać się za lekturę 😉

    • pozeracz

      Ja mam nadal jednego Chabona w odwodzie, ale póki co czeka w pracowej szufladzie, a tam do czerwca 2021 się pewnie nie zjawię, ale kto wie… Tak czy tak – prędzej czy później ten autor tu trafi.

  3. Tak jak Anka najpierw poznałem ekranizację. Świetną. Miałem wtedy lat może dwanaście-trzynaście, ale ten klimat od razu do mnie przemówił. Fajnie być pisarzem, pomyślałem.

    I pierwszy raz usłyszałem nazwisko Jean Genet. A kontekst w jakim padło, od razu zachęcił mnie, by zainteresować się jego twórczością.

    Gdy kiedyś byłem w Anglii, kupiłem „Wonder Boys” w oryginale, zacząłem, ale nie dokończyłem, w sumie już nie wiem dlaczego, bo podobało mi się.

    I nie dziwię, Ci się, że Michael Douglas nie kojarzy Ci się z książkowym Trippem, którym był trochę takim Kerouaciem, który przeżył 😉 ale zagrał świetnie, super rola.

    • pozeracz

      W wieku dwunastu-trzynastu lat? Ja to zdecydowanie później osiągnąłem etap, na którym taki żywot byłby dla mnie kuszący 😛

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén