Wspominam w tych wstępach mych nieraz o autor(k)ach przegapionych, zaniedbanych czy odkładanych, lecz są i przypadki przeciwne. Wit Szostak należy do osób piszących na blogu niniejszym obecnych zdecydowanie najczęściej. Pięć recenzji i wywiad – zdaje mi się, że tylko inni autorzy ze znamienitej stajni Powergraph osiągają podobne wyniki. Pal sześć jednak liczby, gdyż dużo ważniejsza od statystyk była różnorodność talentu pisarza unaoczniona przez te lata. Rumowiska wpisują się w tą wielorakość niespodziewanie stałą.
Kategoria: Książki Strona 12 z 80
Były takie przedziwne czasy na tym blogu, że recenzje publikowane były na nim w zasadzie na bieżąco. Pandemia i tym podobne niedoczasy sprawiły, że opóźnienie jest dość solidne i nie w pełni przewidywalne. Zmierzam tu do tego, że Zmierzch czytałem czasu już nieco temu, ale tak się jakoś złożyło, że recenzja publikowana jest w okolicach urodzin Tajfunów, a w dodatku powieść Dazaia była ich wydawniczym debiutem. Dla nich więc wszystkiego naj, a dla Was tekst poniżej.
Niemal sześć lat temu zaczęła się moja przygoda z literackim westernem. Siła perswazji wydawnictwa Vesper sprawiła, że sięgnąłem po Na południe od Brazos Larry’ego McMurtry’ego i zaprzyjaźniłem się literacko z Gusem i Callem. Dwa lata temu ruszyłem zaś w niedobitkami Kapeluszników na Ulice Laredo, a teraz przyszła pora na skok w przeszłość i poznanie dzikozachodnich, niedoświadczonych początków rzeczonego duetu. Wybierzcie się więc ze mną na Szlak umrzyka.
Zacznę jednym ze swych ulubionych blogowych truizmów: łaska czytelnicza na pstrym rumaku bryka. Nnedi Okorafor śledzę od dawno, bardzo spodobało mi się Binti, ale aż pięć lat zajęło mi zabranie się za kolejną jej książkę. Remote Control wylądowało na czytniku i okazało się być lekturą nie tylko klimatyczną, afrocentryczną, ale i wciągającą. Po szczegóły zapraszam poniżej.
Jakże czasem dziwnie toczą się koleje wydawniczych losów. Nad Wisłę trafiają książki, które po angielsku czytane mnie zachwyciły. Gdy zabieram się za porzuconą początkowo Ekspansję, to powstaje serial, a całość do końca wydaje MAG i mnie wyprzeda. Zapadłem się w świat Malazańskiej Księgi Poległych i po głównym cyklu zabrałem się za podcykl(e) Esslemonta, a teraz ten sam MAG do niego wraca i ma nawet wydać Kamiennego wojownika. Cóż, moje recenzje czekają na zainteresowanych, a ja zapraszam do poniższej, poświęconej Dancer’s Lament.