Muszę się Wam do czegoś przyznać, do wstydliwej wpadki. Nie wiem, czy takie fatalne fiaska przytrafiają się innym czytelnikom zapalonym w ich zapamiętaniu, ale ze mną tak było. W pewnym momencie mego amoku książek pożerania zacząłem czytać kontynuację pewnej serii lubianej bardzo. Gdy minął rozpęd entuzjazmu coś zaczęło zgrzytać, by po kilkudziesięciu (albo i więcej) stronach dotarła do mnie prawda druzgocąca: „Przecież ja to już czytałem!” Był to Cień Hegemona, a wpadka taki uraz podświadomy wywołała, że serii nigdy nie dokończyłem. Teraz mym nieświadomym terapeutą zostało wydawnictwo Vesper i tak oto trafia tu Cień Endera.
Robale zostały pokonane, Ziemia jest bezpieczna, a Endera będzie musiał pogodzić się z tym zwycięstwem. Jednak geniusz młodego Wiggina wspomagany, podpierany był przez jego generałów, a jego prawą ręką został Groszek. By trafić do Szkoły Bojowej chłopiec musiał wyrwać się z piekła Rotterdamskich ulic, na których też spotkał (i po części stworzył) swojego najokrutniejszego wroga, najgorszy koszmar: Achillesa. Gdy już trafia na orbitę musi zawalczyć o swoje miejsce wśród najbardziej utalentowanych dzieci, a jednocześnie zobaczyć najważniejsze wydarzenia z innej perspektywy.
Cień Endera to ciekawa forma eksperymentu fabularnego, który można określić czymś pomiędzy sidequelem a retellingiem. Pokazuje on bowiem po części inne wydarzenia dziejące się w tym samym czasie, a po części te same, co źródłowa Gra Endera (czyli odpowiednio życie Groszka przed Szkołą Bojową i jego kariera w niej). Najbardziej atrakcyjna będzie więc dla osób, które albo czytały dzieło założycielskie niedawno, albo darzą je estymą, ale i osoby niezaznajomione mogą potraktować tę część jako niezły punkt startowy w serii. Choć osobiście odradzałbym ze względu na pewne wydarzenia, których efekt pokazany tu jest niejako na marginesie, a poznanie w pierwszym czytaniu serii głównej mają dużo głębszy wydźwięk emocjonalny.

Był i komiks, ale jakoś mnie nie przekonuje
Patrząc natomiast ogólnie i niejako ignorując serię główną, Cień Endera to po prostu wciągająca, sprawnie napisana opowieść. Nie brak tu napięcia, są i sceny akcji (przyznam, że mam słabość do starć w sali bojowej), a do tego i niemała stawka. Card bardzo dobrze opanował sztukę odpowiedniego docinania rozdziałów i serwowania pomniejszych zwisów z klifu. Co prawda Groszek jest bohaterem specyficznym (z początku może się wydawać, że ma skłonności socjopatyczne) ze swoim przerostem intelektu, ale autorowi udało się go napisać nie tylko tak, że czytelnik szybko zaczyna mu kibicować, ale w pewnym momencie nawet polubić. Protagonista sam też bowiem przechodzi drogę rozwoju emocjonalnego — przed długi czas próbuje wypierać uczuciową stronę swej osobowości, ale z czasem dostrzega ją i akceptuje. Gdzieś natomiast w tle całości czai się niemało pytań o etyczną stronę wykorzystywania dzieci jako żołnierzy i tego, jak daleko można posunąć się w ich szkoleniu, nawet jeśli trudno wyobrazić sobie ważniejszy cel.
Nie jest to jednak powieść zupełnie wad pozbawiona. Niektórym czytelnikom nie odpowiada to, że niektóre wydarzenia pokazane są w inny sposób niż w Grze Endera. I o ile rzeczywiście da się wytropić jedną czy dwie nieciągłości, to są to różnice w szczegółach, a te różnice zasadnicze można wręcz postrzegać jako zaletę. Groszek jest bowiem chłopcem zupełnie innym od Endera Wiggina, przerasta go intelektem, ale ma braki w ogólnie ujętych kompetencjach emocjonalnych. Gdy dodać do tego traumatyczne i brutalne dzieciństwo, wspomniane niespójności można rozpatrywać w kategorii różnic w postrzeganiu, a tym samym wzbogacenia narracji. Jest natomiast pewien fragment, który mnie rozczarował: (nie)finałowe starcie z Achillesem. Nemesis głównego bohatera to wysoce inteligentny, bezwzględny psychopata, który nie wybacza nikomu, kto doświadczył jego słabości. Card buduje napięcie przed kolejnym ich spotkaniem, a potem „pozwala” protagoniście nazbyt chyżo wystrychnąć go na dudka.
Cień Endera to udany powrót do jednych z najważniejszych (pod)serii początków mego czytelnictwa. Jest to bardzo dobra, pełna napięcia powieść w kreatywny sposób rozbudowująca znaną i cenioną narrację. W ciekawy sposób pokazuje też drogę głównego bohatera, jego emocjonalny wzrost, a i niepozbawiona jest zagwozdek etycznych. Cień Hegemona też tu na pewno zawita, a ja może w końcu swój wstyd przetrawię.
PS Wiem aż za dobrze, jakim dupkiem jest Card, ale jego dupkowatość w literaturze się nie objawia, a i zarabiać mu nie daję. Przymierzam się zresztą do wpisu w tym temacie właśnie…
Ze egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję
Lecz robale pojęły tę lekcję w samą porę, żeby popełnić straszliwą pomyłkę – ponieważ my, ludzie, potrafimy oddać życie w słusznej sprawie. Rzucamy się własnym ciałem na granat, żeby ocalić towarzyszy. Wychodzimy z okopów i nacieramy na wroga, i giniemy jak muchy. Przywiązujemy bomby pod ubraniem i wysadzamy się w powietrze, jeśli w ten sposób możemy zabić wroga. W słusznej sprawie postępujemy jak szaleńcy.
Dodaj komentarz