Są takie książki, które są czytelnikowi przeznaczone. Ile by się odwlekało, ile by się zapominało, i tak zawsze ktoś przypomni, ktoś poleci, znajdzie się na jakiejś liście albo po prostu natknie się w sklepie. Tak właśnie było ze mną i powieścią Czarne Anny Kańtoch. Nie dość, że to wysoce przeze mnie ceniona seria Kontrapunkty Powergraphu, to jeszcze z niepokojącą wręcz regularnością natykałem się na pozytywne opinie. Nadeszła więc pora zmierzyć się z tym dziełem.
Czarne to miejsce wypoczynku rodziny narratorki. Tam też dochodzi do wydarzenia, które w tragiczny sposób splata losy rodu z żywotem pewnej pięknej aktorki, Jadwigi Rathe. Jednak kluczowa dla historii jest nie tylko te malutka miejscowość, ale i pewna placówka medyczna nad morzem; nie tylko teraźniejszość, ale i lata 1935, 1914, 1893, a może i 1863. Czemu niektóre obce sobie osoby zdają rozpoznawać się w tłumie? Cóż wydarzyło się w Czarnem i czy musi(ało) się to zdarzyć?
Czarne to powieść, która daje odbiorcy szerokie pole do interpretacyjnego popisu. Jest tak za sprawą otwartości fabuły, mnogości tropów oraz gatunkowemu rozmyciu. Wszystko to sprawia jednak także, że dzieło Anny Kańtoch może nastręczać problemów tym ze skłonnościami do rygorystycznego szufladkowania. Nie tylko znaleźć tu można elementy kryminału, romansu czy też bildungsroman, ale także wątki nadprzyrodzone czy wręcz fantastyczno-naukowe. Taki amalgamat mógłby wywoływać (nie)delikatną konfuzję, lecz pewien kluczowy fakt temu zapobiega: nie ma tu ni krzty chaosu. Od samego początku da się wyczuć, że ma się tu do czynienia z narracją starannie zaplanowaną. Oznak tego jest wiele: nachodzące na siebie narracje, zazębiające się (a)chronologie czy też losów splątanie.
Trudno przy pisaniu o tej powieści nie wracać myślami i porównaniami do Niepełni. Nawet bowiem jeśli Czarne nie będzie postrzegane jako krok na drodze do powieści późniejszej, to i tak można wskazać między nimi kilka ciekawych paraleli i znaczących różnic. Pierwszą, najbardziej oczywistą, różnicą jest skala, a tak w zasadzie główna grupa bohaterów. Nie licząc bowiem postaci epizodycznych, mamy tu bowiem do czynienia z rodziną „wzbogaconą” o Jadwigę Rathe, nie zaś grupkę osób o niekoniecznie jasnych powiązaniach. Kontrast ten jest o tyle znaczący, że dynamika w grupie o tak zacieśnionych relacjach jest zupełnie inna, także ze względu na ciężar emocjonalny. Dużo ważniejsze są tu także przeskoki czasowe – w Niepełni chronologia była zaburzona, ale nie tak rozstrzelona.
Jest też jedno kluczowe podobieństwo, o którym nie wspomnieć nie sposób. Chodzi mianowicie o to, że w obu książkach Anna Kańtoch pozostawia czytelnika z zadaniem wyinterpretowania zakończenia czy też odgadnięcia, co w opowieści w książce zaszło. Nie ma tu wielkiego finału, efekciarskiego odkrycia fabularnych kart. Zamiast tego autorka podrzuca liczne wskazówki, podpowiedzi i elementy, z których trzeba stworzyć dopełnienie. Czarne może więc nie przypaść do gustu osobom nielubiącym się z takimi mglistymi rozwiązaniami. Pozostałym jednak niemało przyjemności sprawić może sam proces, próby dochodzenia do jednolitej wykładni – nawet jeśli koniec końców okażą się one być nieskuteczne. Całość zaś meandruje pomiędzy wątkami tożsamości, dorastania czy też więzów rodzinnych. Natomiast ze względu na pewne narracyjne zabiegi świetnie napisane sceny erotyczne stają się wręcz niepokojące, z równowagi wytrącające.
Wspomniane we wstępie odwlekanie lektury w połączeniu z nawracaniem pochwał potrafią wywindować oczekiwania, ale Czarne tym mym oczekiwaniom zdecydowanie sprostało. Jest to złożona, precyzyjnie rozplanowana opowieść o rodzinie, przyczynach i skutkach. Jest to gatunkowa, mglista układanka pozostawiona czytelnikom do złożenia. Liczę mocno, że Anna Kańtoch wróci jeszcze ze świata kryminalnego do takiego pisania.
To także jest jedna z cen, jakie płaci się za bycie dorosłym – nie da się wspominać dobrych chwil, nie pamiętając jednocześnie, co przyszło potem.
Luiza
O, to kolejna autorka, której nic nie czytałam, ale co jakiś czas pojawia się w przestrzeni blogowo-instagramowej i kusi.
krwawasiekiera
Serdecznie polecam czytanie Anny Kańtoch we wszystkich wcieleniach (oprócz kryminałów i fantastyki dla dorosłych napisała również cykl powieści dla młodzieży).
pozeracz
Ja zaś muszę w końcu po tę fantastykę sięgnąć.
Ambrose
Mnie też ta fantastyczna część twórczości kusi najbardziej. Na kryminały nie mam na razie parcia, ale może kiedyś po któryś sięgnę 😉
pozeracz
Na kryminały Anny Kańtoch czy kryminały w ogóle?
Ambrose
Ogólnie na kryminały. No chyba, że kryminał jest tylko przykrywką -nouveau roman i inne literackie, postmodernistyczne eksperymenty często korzystają z tej konwencji 😉
pozeracz
Ja parcia też nie mam, ale to i tak postęp, bo jeszcze niedawno była to niechęć. Aktualnie niezobowiązująco sięgnąć po coś „czystego” mogę.