Brandon Sanderson to autor, który wedle wszelkich pożeraczowych prawideł, powinien na blogu pojawić się już dawno temu. Tak się jednak jakoś złożyło, że dwa pierwsze tomy Archiwum Burzowego Światła czytałem na początku 2015 roku, czyli akurat w przerwie pomiędzy recenzowaniem a blogowaniem. Nawet we wpisie o seriach fantasy go nie umieściłem z dziś niejasnych dla mnie powodów. Pora nadrobić zaległości: oto Dawca Przysięgi.
Nadeszło nowe Spustoszenie, Pustkowcy powrócili i pragną zemsty za lata zniewolenia. W dodatku wiele wskazuje na to, że Honor nie żyje, a siłom wroga przewodzi Odium. W obliczu takiego zagrożenia Dalinar musi zjednoczyć królestwa, w czym mocno przeszkadza mu jego przeszłość, krwawa i wojenna. To, co w niej skryte, może zresztą zniszczyć samego Dalinara. Shallan Devar bada tajemnice Urithiru, starożytnej twierdzy Świetlistych Rycerzy, ale i sekrety w niej skryte mogą nie wystarczyć, gdy odkryta zostanie prawda o początkach ludzkiej bytności na Rosharze.
Jednym z głównych problemów napotykanych w opasłych cyklach wielotomowych jest utrzymanie tempa i zainteresowania czytelniczego. Pierwszy tom przeważnie najmocniej korzysta z powiewu świeżości związanego z poznawaniem nowego świata i bohaterów. Jednak kolejne części muszą już oferować znacznie więcej. Proza Sandersona jest natomiast o tyle specyficzna, że od początku stawia na spokojne tempo, dawkowanie światotwórstwa i efektowne finały. Dawca Przysięgi wpisuje się właśnie w ten schemat. Ogólny przebieg fabuły można przewidzieć od pierwszych stron – po zaprezentowania stanu aktualnego bohaterów i konfliktu rozpoczyna się nieśpieszne podążanie w stronę wielkiej konfrontacji. Tym razem wspomniana nierychliwość bywa problematyczna, gdyż rozprasza poczucie napięcia, które powinno towarzyszyć gorączkowym przygotowaniom do starcia z przeważającymi siłami wroga. Tempo nie jest ślamazarne, a po drodze nie brakuje ważnych wydarzeń, ale i tak pozostaje się z wrażeniem, że książka zyskałaby na skróceniu/wycięciu niektórych fragmentów.
Na całe szczęście, gdy już przychodzi do rozwiązania akcji, Sanderson pokazuje (fantastyczne) pazury. Nie tylko wykorzystuje wszystkie skrupulatnie rozstawione pionki i splata rozwijane wątki, ale też raczy czytelników odpowiednią dozą niespodzianek. Są to nie tylko pomniejsze zwroty, ale też nowiny stawiające na głowie znaczną część świata wykreowanego. Jako że ciężko pisać o tym bez nadmiernego naprowadzania spoilerowego, pochwały pozostaną ogólnikowe. Jak na ten podgatunek literatury, Amerykanin potrafi stawiać bohaterów (oraz odbiorcę) przed ciekawymi dylematami. Ciekawe jest też to, że zaskoczenia najciekawsze wynikają raczej ze światotwórstwa. Biorąc pod uwagę, że większość powieści autora łączy się w uniwersum zwane Cosmere, trudno nie być pod wrażeniem. Z mieszanką lęku oraz ekscytacji można też oczekiwać powiązania narracji – zwłaszcza, że Dawca Przysięgi ukazuje przenikania z Rozjemcą, powieścią osadzoną w innym świecie (a po angielsku dostępną za darmo!). Nieco przewidywalny jest za to wątek Dalinara i jego zmagań z własną (częściową wymazaną z pamięci) przeszłością, ale tu akurat ważniejszy jest ładunek emocjonalny, a nie czysto fabularny potencjał.
Wspomniane nieśpieszne tempo akcji ma jednak pozytywny skutek uboczny – Sanderson ma dużo czasu na rozwój postaci. Dawca Przysięgi w stopniu wyższym niż poprzednio skupia się na rozterkach i wątpliwościach bohaterów. Shallan musi zmierzyć się z rozbieżnościami osobowościami i ich wpływem na związek z Adolinem. Kaladin po spędzeniu czasu z przebudzonymi Parshendi przestaje widzieć w nich tylko wroga, co wpływa na jego motywację. Dalinar mierzy się ze swoją przeszłością i rolą lidera w bólach rodzącego się przymierza. Nie są to może szczyty psychologicznego pogłębienia, ale jak na epic fantasy jest naprawdę nieźle. Dobrze wypadają też postacie drugoplanowe, którym przypadają narracyjne epizody pomiędzy częściami. Pozwalają one zerknąć, co dzieje się po drugiej stronie konfliktu i dopełniają finałową układankę.
Dawca Przysięgi to po prostu solidna kontynuacja dobrego cyklu. Trzeci tom Archiwum Burzowego Światła ma co prawda problem z nieco zbyt powolnym rozwojem akcji, ale nadrabia to uwagą poświęconą postaciom oraz efektownemu finałowi. Innymi słowy: jeśli dwa poprzednie tomy przypadły Wam do gustu, ten też Wam się spodoba. A poza tym polecam lekturę po angielsku: nie dość, że rozwija, to i taniej wychodzi za sprawą polskiego rozbicia na dwie księgi.
Dawca Przysięgi pojawił się i tu:
Najważniejszy krok, jaki może zrobić człowiek. To nie ten pierwszy, prawda? To następny.
Vespera
Jestem z tych, którzy lubią tę powolną akcję i mnóstwo stron poświęconych postaciom, dlatego też Archiwum Burzowego Światła bardzo mi się spodobało – na tyle, że zarywałam nocki przez ten cykl, co ostatnio już rzadko mi się zdarza 🙂
pozeracz
A czytałaś Malazańską Księgę Poległych?
Sylwka
Mi w tym „odcinku” również trochę przeszkadzało powolny rozwój akcji, ale chyba najbardziej ubodło mnie, gdy czas antenowy Dalinara zabierał Shallan. 😉
pozeracz
Zaraz, zaraz… W sensie, że nie przepadasz za Shallan?
Bazyl
„Powolny rozwój akcji” sprawia, że zastanawiam się nad kontynuowaniem „Drogi …”. Ja rozumiem pochylanie się nad postaciami, ale to nie jest póki co (350 stron), książka, o której myślę: „Kurczę, jeszcze tylko 1000 stron?!”, a bywały takie 🙂
pozeracz
Hmmm… Na siłę nie ma sensu. Plus jest taki, że Sanderson jest konsekwentny – można ze sporą dozą pewnością stwierdzić, że jeśli pierwszy tom będzie męczący, to i z resztą będzie podobnie.
Bazyl
Po 700 stronach przyzwyczaiłem się do postaci na tyle, że mam ochotę zobaczyć jak się to wszystko skończy 😛
pozeracz
Lektura już zakończona? 🙂
Bazyl
No coś Ty! Ja ostatnio dziubię po parę karteczek wieczorami. Czasu, czasu, królestwo za wolny czas!! 😀
Ambrose
Sporo słyszałem o tym autorze (wymienia się go chyba nawet w gronie ewentualnych kontynuatorów „Gry o tron”), ale nie czytałem jeszcze żadnej z jego książek. Za młodu czytałem za mało cyklów fantasy i nie jestem przyzwyczajony do takiego zanurzania się w dłuższe serie 😉
pozeracz
Ale z tą „Grą o tron” to chyba jakieś fanowskie spekulacje? Sanderson dokończył „Koło czasu” po śmierci Roberta Jordana, ale wtedy został wybrany przez samego autora, a potem poproszony o to przez jego żonę.
Ale tak poza tym to Sanderson to dość dobry autor na początek.
Beatrycze
Jeśli ktoś miałby kiedykolwiek dokańczać „Grę o tron” to – moim zdaniem, do tego akurat zadania bardziej pasowałby Abercrombie.
pozeracz
Popłynę życzeniowo i patriotycznie – Wegner.