"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

No i jest, czyli „Depesze” Michaela Herra

Trudno napisać wstęp do książki poświęconej wojnie bez wpadania w banał. Zacząć od „War. War never changes”? A może wspomnieć o przeplataniu się kultury i wojny? Czy też napomknąć o świetnych filmach ukazujących piekło Wietnamu? Wybór należy do Was. Ja tylko dodam, nim przejdę do tekstu właściwego, że Depesze Michaela Herra wpadły na mą listę „do przeczytania już na etapie zapowiedzi, ale dopiero Poznańskie Targi Książki 2019 pozwoliły nam się spotkać fizycznie.

depesze

Michael Herr trafił do Wietnamu jako korespondent magazynu Esquire, miał wtedy dwadzieścia siedem lat. Przebywał tam w latach 1967–1969 i był się świadkiem kluczowych wydarzeń tego konfliktu. Widział śmierć, okrucieństwo, szaleństwo i na własnej skórze odczuł strach i deliryczne piękno tamtego miejsca. Depesze ukazały się kilka lat po powrocie, z czego część Herr spędził w głębokiej depresji. Jednak spisana przez niego relacja uważana jest za jedną z najlepszych książek o tej wojnie. Później był jeszcze współscenarzystą Czasu Apokalipsy i Full Metal Jacket, czyli z kolei filmów uważanych z najlepsze we swoim gatunku.

Stwierdzić to należy od razu i bez wątpliwości: Depesze to jedna z tych książek, które zaglądają pod człowieczą skórę i wyciągają spod niej prawdy, które czytelnik niekoniecznie chciał poznać. Esencję tych obnażeń dobrze wyrażają słowa Herra, które otwierają duński film dokumentalny First Kill: „Wiele osób nie zdaje sobie w ogóle sprawy z tego, że ma mroczną stronę”. Teksty Amerykanina pokazują, niejako wbrew mottu z okładki, że wojna to nie tylko piekło. Jest tu bowiem pokazane szaleństwo, ekstaza i niezwykle uzależniająca moc wojny. Niemal ciągła egzystencja na krawędzi życia i śmierci, ciągłego zagrożenia zasadzkami, ofensywami, torturami, okaleczeniem itd., itp. – wszystko to zapewnia strzały adrenaliny, których nic nie jest w stanie przebić. Widać to nie tylko na przykładzie żołnierzy, którzy mają fizyczny problem z opuszczeniem baz, ale też samych korespondentów wracających z własnej woli.

depesze

Źródło: Archiwum Narodowe USA

Narracja Herra jest dwudzielna – Depesze są głównie poświęcone ludziom dotkniętym wojną, ale nie brak tu też kunsztownych fragmentów opisowych poświęconych działaniom wojennym i przyrodzie. Dziennikarz potrafi z kunsztem opisać zieleń dżungli, okrutne piękno wzgórz pełnych potencjalnych kryjówek czy też oniryczny urok pocisków smugowych przeszywających nocne niebo. Bywa poetycki, nawiązuje do literatury, co dobitnie kontrastuje z prostym językiem i nieskomplikowanymi zdaniami towarzyszącym tym najbardziej szokującym wydarzeniom. Tak w tych opisach, jak i przy ukazywaniu żołnierzy czuć, że zżył się z tamtym czasem i miejscem.  Nie bez powodu niektóre postaci z Full Metal Jacket wzorowane były właśnie na tych ukazanych przez Amerykanina. Ciekawe jest to, że Herr pisze o swoich rodakach jednocześnie z czułością, ale i bez skrupułów. Zdaje sobie sprawę z tego, że wielu z nich to okrutni mordercy, ale to oni są gwarantem jego (nie)bezpieczeństwa. Momenty człowieczeństwa i bliskości w tym obłędzie nie są wcale tak rzadkie.

Trzeba też wspomnieć o tym, że Depesze to nie literatura faktu sensu stricto. Herr w wywiadzie dla LA Times stwierdza, że on sam nie traktował swego pisania jako dziennikarstwa, postaci to raczej twory złożone, ale z kolei niemal wszystkie dialogi zasłyszał rzeczywiście. Dla niektórych czytelników może to być rozczarowanie, ale inni z kolei mogą odnieść wrażenie, że takie podejście pozwoliło autorowi dotrzeć nieco bliżej prawdy (czym by on tu nie była). W pewnym momencie pisze on: „Dziennikarze mieli wszystkie (albo prawie wszystkie) dane, mieli ich aż za dużo, ale nigdy nie nauczyli się w sensowny sposób relacjonować śmierci […]”. Paradoksalnie, to właśnie odejście od faktów przybliża odbiorców do sensu. Może to za sprawą szczerości (opisywanie własnego strachu i fiksacji), może stylu, ale narracji młodego korespondenta trudno nie zaufać. W przypadku polskiego wydania duża w tym też zasługa Krzysztofa Majera, który odwalił kawał świetnej roboty przy tłumaczeniu specyficznego idiolektu żołnierskiego pełnego wulgaryzmów i wojskowej terminologii.

depesze

Michael Herr

Depesze Michaela Herra to książka ważna, mówiąca istotne rzeczy nie tylko o tym wycinku historii, ale też o ludzkiej naturze. Można zżymać się na fikcyjność czy momentami aż nazbyt oniryczną narrację, ale nie powinno to przesłonić prawd ukazywanych przez autora. Dla mnie na pewno będzie to jedna z tych książek, o których długo się rozmyśla i innym się poleca.

Miał twarz, którą widziałem chyba z tysiąc razy w stu różnych obozach i bazach, twarz, z której uszła cała młodość: skóra nie miała już w sobie ani odrobiny koloru, usta były białe i zimne, od razu było widać, że inaczej już nie będzie i że chłopak zdaje sobie z tego sprawę. Życie zrobiło z niego starca i jako starzec miał dożyć swoich dni.


Depesze zagościły też tu:

 

Poprzedni

Myszkując w Czechach, czyli wywiad z Anną z bloga Literackie skarby świata całego

Następne

Wzajemnie zagwarantowane zobojętnienie, czyli „I nastał Wiek Błogi” Jiříego Marka

2 komentarze

  1. Już recenzja Andrew mocno mnie zaintrygowała, a Twoja utwierdziła w przekonaniu, że warto sięgnąć po tę lekturę. A co do jej fikcyjności to wg mnie taki stan rzeczy jest jak najbardziej akceptowalny, ale tylko wtedy, kiedy jest to wyraźnie podkreślone i zasygnalizowane.

    • pozeracz

      Hmmm… Tak sobie patrzę na stronę Karakteru oraz teksty okładkowe i dochodzę do wniosku, że w przypadku polskiego wydania nie jest to zasygnalizowane, a tym bardziej podkreślone. Nie wiem, jak było w przypadku wydania oryginalnego, ale jakoś przypuszczam, że wielkimi literami nikt się nie chwalił. Jest to więc jakiś problem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén