"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Skok w makabryczny bok, czyli „The First Collected Tales of Bauchelain and Korbal Broach” Stevena Eriksona

Spora część czytelników zapewne ma swoje ulubione światy książkowe. Nawet osoby nie lubujące się w fantasy, science-fiction czy innych wizjach alternatywnych czasem wracają w pewne literackie strony, by szukać tam tego, co spodziewane, spokojnego portu na niespokojnym wydawniczym morzu. Jak już swego czasu pisałem, dla mnie takim światem jest Malaz. Stworzony przez Stevena Eriksona i Iana C. Esslemonta gościł już na blogu. The First Collected Tales of Bauchelain and Korbal Broach to powrót do tej przystani w czas, gdy panuje w niej makabryczny karnawał.

bauchelain cover

Emancipor Reese to równy gość z Moll. Ma co prawda wredną żonę i nie znosi (prawdopodobnie nie)swoich dzieciaków, a do tego zdaje się sprowadzać pecha na swych pracodawców. I to takiego ostatecznego pecha. Nielekka słabość to używek też nie powinna przekreślać do w Waszych oczach – to swój chłop, weteran nawet. Może niezbyt lotny ni bystry, ale któż z nas jest idealny? Co innego jego nowi pracodawcy. Ta para to wręcz zaprzeczenie biednego Emancipora. Nekromanta i jego tajemniczy towarzysz doprowadzają żywoty do stanów ostatecznych nie poprzez przypadek, a brutalną i wyrafinowaną celowość. Gdy zabierają się za rozwiązywanie problemów, robią to skutecznie i ze szkodą dla otoczenia.

Pierwsze zebrane opowieści o Bauchelainie i Korbalu Broachu to zbiór trzech, początkowo wydanych osobno, krótkich powieści. W Polsce wydał je MAG i nosiły one tytuły: Krwawy trop (ang. Blood Follows), Męty końca Śmiechu (Lees of Laughter’s End) i Zdrowe zwłoki (The Healthy Dead). Świat znany z cyklu głównego jest wysoce heroiczny i choć czasem skręca w strony mroczne oraz nie brak mu humorystycznych wątków, to ton ogólny pozostaje poważny. Owszem, Erikson nie wstrzymuje się przed nie(do końca)spodziewanym skracaniem żywotów głównych bohaterów, ale spryt czy też odwaga bywają tu raczej wynagradzane. W tej serii opowieści mamy zaś do czynienia z postaciami tchórzliwymi, bezwzględnymi albo też zwyczajnie szalonymi. Tytułowi bohaterowie mają na względzie dobro wyłącznie własne, a Emancipor nie bardzo ma wybór, co w sumie kończy się źle dla znacznej liczby osób postronnych. 

bauchelain bauchelain bauchelain

Bardzo ważna różnica powiązana jest też z długością tych opowieści. Cykl malazański znany jest z opasłości tomów, a Steven Erikson z porażającej wręcz regularności ich pisania. Pierwsze zebrane opowieści o Bauchelainie i Korbalu Broachu, czyli trzy osobne historie, mają zaś mniej stron niż większość z części głównej serii. Epicki rozmach i wielowątkowość wydawać się mogą nieodłącznymi cechami Malazu, ale okazuje się, że ze zwięzłością Eriksonowi po drodze. Te krótkie powieści pokazują, że Kanadyjczyk potrafi ograniczyć czas i miejsce bez szkody dla czytelnika. Owszem, skala jest mniejsza, nie ma tu konfliktów decydujących o porządku świata, ale nie brak dynamicznych starć czy magicznych fajerwerków. Nie ma tu też miejsca na przestoje – gdy już główny wątek się rozkręci (a dzieje się to szybko), intensywność wzrasta prędko aż do efektownego finału. W dodatku każda z historii ma konkretny motyw, który wzbogaca makabryczne poczynania bohaterów. Przykładowo, Zdrowe zwłoki to po części satyra na obsesje powiązane ze zdrowym odżywianiem i inne dietetyczno-cielesne natręctwa.

Wszystko to jednak daje tyle frajdy dzięki trójcy głównych bohaterów. Eriksonowi udało się stworzyć mieszankę zaskakująco skutecznie zdobywającą sympatię czytelników i to mimo (a może za sprawą?) dość paskudnych charakterów. Nieporadny Emancipor, elokwentnie skrupułów pozbawiony Bauchelain oraz pokrętnie i milcząco koszmarny Korbal Broach są wyraziście zarysowani i konsekwentnie prowadzeni przez wszystkie opowieści. Początkowo uwagę przykuwa droga tego pierwszego od radości ze znalezienia nowej, świetnie płatnej fuchy aż do kompletnego upojenia używkami wszelakimi w celu ukojenia nerwów skołatanych tym, co widział. Ciekawe (i ciekawość budzącym) zabiegiem jest utrzymanie w niemal zupełnej tajemnicy przeszłości tytułowych postaci. Ze strzępków dialogowych wnioskować można jedynie, że mają bardzo dużo i bardzo krwawo na sumieniu. W połączeniu z gadatliwością Bauchelaina i nielicznymi, trudnymi do zrozumienia wypowiedziami Broacha tworzy to intrygującą mieszankę. W dodatku na drugim tle także nie brak oryginalnych wykolejeńców i innych odszczpieńców.

erikson bauchelain

The First Collected Tales of Bauchelain and Korbal Broach to udany skok w bok. Steven Erikson przenosi czytelników ze świata epicko-heroicznego w świat makabry i humoru. Trójka głównych bohaterów współgra ze sobą w oryginalny sposób, intrygując i bawiąc czytelnika, a zwięzłość intensyfikuje akcję. Na pewno sięgnę po drugi zbiór opowieści z ich udziałem. Druga trójka z kolei w Polsce wydana nie została, co dziwi, gdy się spojrzy na popularność Eriksona w fantastycznym fandomie.

I must perforce make the linkage plain, of sufficient simplicity to permit your uneducated mind to grasp all manner of significance. Desire for goodness, Mister Reese, leads to earnestness. Earnestness in turn leads to sanctimonious self-righteousness, which breeds intolerance, upon which harsh judgement quickly follows, yielding dire punishment, inflicting general terror an paranoia,eventually culminating in revolt, leading to chaos, then dissolution and thus, the end of civilization.

Poprzedni

W duchu (nie)moc, czyli „Sąd w Canudos” Sandora Maraiego

Następne

Kurta pamięci urokliwy rapsod, czyli „Wszechświat kontra Alex Woods” Gavina Extence’a

6 komentarzy

  1. Dobrze jest mieć takiego autora, uniwersum czy też cykl, do którego można wrócić, wiedząc, że każde ponowne spotkane będzie doświadczeniem miłym i przyjemnym.

    O „Malazańskiej Księdze Poległych” coś nie coś słyszałem, ale jak na razie nie czuję się na siłach, żeby zaczynać przygodę z tak wielotomowym stworem.

    • pozeracz

      Jeśli nie czujesz się na siłach, to rzeczywiście lepiej chwilowo sobie darować. Pierwszy tom głównego cyklu rzuca od razu czytelnika na głęboką wodę i zasypuje kartografią, historią i całymi zastępami postaci.

  2. O, Malaz! 🙂 Nie wiedziałem, że lubisz :). Sam czytałem tom pierwszy, ale w gimnazjum, co uznaję za przyczynę tego, że średnio mi się podobał ;). To znaczy niby się tak, ale zarazem nigdy nie sięgnąłem po tom kolejny, bo całość była chyba zbyt skomplikowana i poważna dla gimnazjalisty. Dzięki za przypomnienie o tym cyklu, myślę, że na pewno do niego kiedyś wrócę, bo przekonał mnie Twój entuzjazm, ale prawdę powiedziawszy na razie chętniej sięgnę po mniej opasłe tomy, to zostawiając sobie na przyszłość ;).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén