Wpis niniejszy teoretycznie mógłbym zacząć od krótkiego objaśnienia, czym w zasadzie jest fandom. Mam z tym jednak pewien problem – dla osób zielonych w temacie kilka słów to będzie za mało, a z tym otrzaskanym są one zupełnie niepotrzebne. Zamiast tego więc wspomnę tylko szybko, że opłaca się zaglądać do nadmorskich stoisk z tanimi książkami, bo można napotkać w nich takie oto znaleziska. Prosto z Łaz w powiecie koszalińskim przybywają do Was więc Historie fandomowe Tomasza Pindla.
Za sprawą geopolityki polski fandom fantastyczny narodził się z niemałym opóźnieniem względem tego amerykańskiego (czy też anglosaskiego). Pierwszym konwentem w Polsce był poznański Eurocon III z 1976 roku, a o ile trudno jest ustalić precyzyjną datę dla USA, to sam termin funkcjonuje już od 1942 roku. Całej (prawie) reszty dowiecie się zaś z książki, więc nie będę Was tu raczył szczegółami o pierwszych klubach, wydawnictwach klubowych, rewolucjach potransformacyjnych ani niczym innym. Spróbuję za to ułatwić Wam podjęcie decyzji, czy warto sięgać po książkę Tomasza Pindla.
Historie fandomowe to w książka trudna do jednoznacznego zakwalifikowania. Jest to po części retrospektywa, spojrzenie na początki fandomu w Polsce, wyimki z rozmów z osobami związanymi z nim od dawna, ale i próba przedstawienia samego zjawiska, jego przemian oraz stanu (współ/ów)czesnego. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że Tomasz Pindel złapał nieco zbyt wiele fantastycznych srok za ogon, ale jest to prawda tylko po (niewielkiej) części. Pod koniec czuć bowiem pewne zaburzenie równowagi, gdyż współczesny stan społeczności fanów przeróżnych zjawisk kultury popularnej przedstawiony jest na domknięcie i poświęcone jest mu nieporównywalnie mniej miejsca niż początkom i przemianom.
Jednak poza tym widać, że ta ogólna forma przewodnikowa jest tu zamierzona i sprawdza się całkiem nieźle. Jest to o tyle ważne, że w przypadku książki przedstawiającej zjawisko, które dla części potencjalnych czytelników może być egzotyczne lub w ogóle mało zrozumiałe, ważny jest styl i przystępność. Tomasz Pindel postarał się, żeby jego książka była pod tym kątem atrakcyjna. Jest tak zwłaszcza na początku (za sprawą lekkiego pióra autora, dynamizowania partii historycznych wypowiedziami rozmówców oraz trafnego doboru samych wypowiedzi), więc nietrudno szybko wsiąknąć w lekturę. W dodatku miłośnicy fantastyki na pewno z ciekawością zapoznają się z anegdotami przytaczanymi przez tuzów gatunku.
Na koniec zaś kilka słów o mym własnym książki odbiorze. Historie fandomowe byłyby bowiem dla mnie strzałem w dziesiątkę, gdyby nie wspomniana, równowagę zaburzająca część ówczesna. Nie oznacza, że jest ona kiepska sama w sobie, ale po prostu współczesny fandom znam w zasadzie z pierwszej ręki. Nie jestem może nazbyt aktywnym jego uczestnikiem, ale świadom jestem jego (choć bardziej właściwie byłoby chyba napisać „ich”) różnorodności i specyfiki. Jednak wiedzę o początkach i przemianach potransformacyjnych miałem mocno fragmentaryczną i nieuporządkowaną, więc angegdotyczno-chronologiczna narracja Tomasz Pindla posłużyła mi za okazję do wiedzy poszerzenia i usystematyzowania.
Mimo początkowych obaw Historie fandomowe okazały się być lekturą może i po części nierówną, ale w przeważającym stopniu satysfakcjonującą. Część poświęcona współczesnym fandomom zdecydowanie zyskałaby na rozwinięciu, ale nie zmienia to faktu, że Tomaszowi Pindlowi udało się stworzyć sprawnie napisaną opowieść z początkach i przemianach środowiska bliskiego wielu osobom czytającym bloga niniejszego. Wydaje mi się też, że powinna być ona ciekawa i dla osób z fandom mających styczność przyzerową, ale bliskim (pop)kulturze jako takiej.
Historie fandomowe wysłuchane zostały też tam:
„Magazyn Literacki” podchodzi do nas z pewną ostrożną życzliwością, odrobinę zabarwioną litością i zażenowaniem, jaką rezerwuje się dla ludzi ciężko zaburzonych i ich dzieł albo takich osobliwych zjawisk z pogranicza cywilizacji, jak disco polo.
Luiza
Ogólnie stoiska z tanimi książkami kryją skarby literackie xD
pozeracz
Zawsze lubię tam grzebać. Na te kilkaset egzemplarzy kilka ciekawostek znaleźć można. Albo choć jakieś dziwactwa.
Ambrose
O, proszę, jeśli natknę się na tę pozycję w jakiejś taniej książce, to pewnie nabędę. Mam już na półce inną pozycję tego autora (którego ogromnie cenię jako tłumacza), tj. „Za horyzont. Polaków latynoamerykańskie przygody” i trzeba będzie wreszcie się z nią zmierzyć 😉
pozeracz
A teraz (współ)wpadła mu nagroda za „To nie jest Miami” Fernandy Melchior. I to też chciałbym przeczytać.