"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Straszny pirat o dobrych chęciach, czyli „Król darknetu” Nicka Biltona

Pożeracz ma z literaturą faktu związek, który nowocześnie i facebookowemu można by określić jako „to skomplikowane”. Nie stronię od tego gatunku z premedytacją, ale jakoś po prostu bliżej mi do fikcji. Wystarczy powiedzieć, że w zeszłym roku przeczytałem tylko cztery reportaże. Trochę to dziwne, bo stworzenie ze mnie ciekawskie. Raz na jakiś czas zdarza się jednak temat, który przyciąga mnie z miejsca. Takie magnetyczne działanie miał właśnie Król darknetu.

król darknetu

Ross Ulbricht nie był może chodzącym ideałem, ale na miano porządnego chłopaka na pewno zasługiwał. Pomocny, pogodny, do skautów należący Teksańczyk skończył niezłą uczelnię i mimo braku większych sukcesów nie układało mu się źle. Miał swoje dziwnostki powiązane z libertariańskimi poglądami, ale poznana na uniwerku Julia akceptowała je z pogodą ducha. Jednak polityczne poglądy oraz odkrycie darknetu w powiązaniu z szukaniem pomysłu na siebie w końcu naprowadziły go na Plan. Ulbrich zaczął własnym sumptem tworzyć internetowy sklep Silk Road, który miał zrewolucjonizować handel narkotykami, a jego samego przedzierzgnąć w Strasznego Pirata Rogersa, jednego z najbardziej poszukiwanych ludzi w USA.

Przypuszczać można, że dla wielu autorek/ów literatury faktu problemem jest niedostatek źródeł lub też dotarcie do odpowiednich rozmówców i namówienie ich na zwierzenia. Nick Bilton musiał zmierzyć się ze zgoła innych problemem, a mianowicie klęską urodzaju. Miał bowiem do dyspozycji ponad dwa miliony słów zapisów czatów i konwersacji pracowników Silk Road, spędził wiele godzin z pracownikami służb polujących na Strasznego Pirata Robertsa, a na rozmowy namówił wiele osób bardzo mu bliskich. Reporter skorzystał też z dobrodziejstw technologii i na przykład na podstawie danych EXIF zawartych w zdjęciu ustalał dokładne miejsce wykonania zdjęcia, a potem w serwisach odpowiednich sprawdzał jaka w danym dniu panowała tam pogoda. Innymi słowy: Król darknetu to owoc drobiazgowej pracy i robiącej wrażenie dbałości o szczegóły.

Ross Ulbricht

Drobiazgowość drobiazgowością, ale Bilton całą tę pracę potrafił przekuć w dynamiczną, pełną napięcia opowieść. Król darknetu pod kątem czysto fabularnym to solidna powieść sensacyjna. Nie chodzi tu zresztą tylko o samą historię, która sama w sobie jest pasjonująca, ale sposób jej przedstawienia. Reporter stosuje chwyty znane z thrillerów i tym podobnych: krótkie rozdziały często kończone cliffhangerami (choćby i drobnymi), zmiany punktu widzenia przed kluczowymi wydarzeniami czy też przeskoki czasowe by dłużyzn uniknąć. Z wprawą podrzuca też czytelnikowi te nieznośnie nęcące zdania zdradzające mgliście dramatyczne wydarzenia z przyszłości.  I właśnie jedynym zastrzeżeniem, które można mieć wobec tego reportażu jest to, że momentami idzie zbyt daleko z tym usensacyjnianiem. Na szczęście dotyczy to tylko warstwy konstrukcyjnej.

Na koniec warto wspomnieć kilka słów o tym, dlaczego właściwie ta historia jest tak interesująca. Pierwszym, głównym powodem jest sam Ross Ulbricht i nieco szerzej patrząc, czynnik ludzki. Król darknetu przedstawia bowiem jego drogę od człowieka „który przerywa rozmowę w pół zdania i rzuca się z pomocą staruszce przechodzącej przez ulicę” do bezwzględnego faceta zlecającego morderstwa, od panikującego na każdą wzmiankę o służbach ścigania do pewnego swej bezkarności. Jego poczynania stanowią też podręcznikowy przykład tego, że najlepsze nawet chęci do zła prowadzić mogą. Drugim powodem jest sama warstwa techniczno-śledcza. Fascynujące jest to, że fizyk bez formalnego przygotowania był w stanie stworzyć stronę, która zmieniła Internet. Owszem, miał pomoc z zewnątrz, ale większość bazowej pracy wykonał sam. Ciekawie wypada też spojrzenie na śledztwo z perspektywy różnych agencji, konfliktów między nimi i przeróżnych osobliwości ichniego systemu sprawiedliwości. Zresztą ta strona też od ludzkich słabości, ułomności wolna nie jest – Bilton wypada czasem górnolotnie, ale do wybielania bardzo mu daleko.

nick bilton król darknetu

Na ile Pożeracz potrafi ocenić, Król darknetu to bardzo dobry reportaż. Frapująca historia z ciekawym głównym bohaterem, świetnie wykorzystane tony informacji oraz wciągająca (choć momentami nazbyt sensacyjna) konstrukcja tworzą wartościową całość. Jeśli te kilka lat temu ominęły Was szczegóły tej historii, to bardzo mocno polecam nie czytać o niej nic więcej przed lekturą – wtedy efekt będzie tym pełniejszy.


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję

czarne logo

Kamera znów się wyłączyła. Kiedy Ross chował sprzęt filmowy do rodzinnego auta, marzył o czekającej go okazji i o pół miliona dolarów, które z pewnością wygra. Nie wiedział jeszcze, że ta szansa nigdy się nie nadarzy. Nie wybrano go do udziału w reality show – to było pierwsze z wielu niepowodzeń. Wsiadając do samochodu z siostrą, nie wiedział jednak również o tym, że już za pięć lat taką sumę będzie zarabiał w jeden dzień.

 

Poprzedni

Pchając taczki obłędu, czyli motyw balu w literaturze

Następne

Kryzysy kamratów z Corku, czyli „Nocny prom do Tangeru” Kevina Barry’ego

6 komentarzy

  1. Czuję, że jestem czytelnikiem idealnym jeśli chodzi o tę książkę: z jednej strony o bohaterze nie wiem nic więcej poza tym, co napisałeś, a z drugiej strony jestem szalenie ciekawa szczegółów! Będę miała na uwadze, choć i mo bardziej po drodze z fikcją 🙂

    • pozeracz

      To czyta się niemal jak fikcję, więc aż tak daleko nie będzie. Polecam zdecydowanie 🙂

  2. Ha, moje relacje z reportażami wyglądają podobnie – bardzo rzadko sięgam po ten gatunek, ale jeśli już to zrobię to z reguły jestem zadowolony. Potem jednak znowu wracam do fikcji i mija dużo czasu, nim ponownie zdecyduję się na reporterskie publikacje.

    O darknecie zdarzyło mi się czytać, ale nie wiedziałem, że za jego powstanie w dużej mierze odpowiada jeden człowiek. Czuję się szczerze zaintrygowany opisywaną pozycją.

    • pozeracz

      Konieczne drobne sprostowanie: Ulbricht tylko skorzystał z dobrodziejstw darknetu, by stworzyć stronę, która tenże darknet na czołówki wyprowadziła, czyli Silkroad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén