Miasta to organizmy podatne na kilka sprzeczności. Z jednej strony skłonne to rozrostu (pączkujące osiedla, wchłanianie obszarów podmiejskich), ale i w rdzeniu niezmienne (starówki i tym podobne). O ile jednak nie mieszka się w danym miejscu przez czas dłuższy i kluczowy, trudno takie zmiany obserwować. Paradoksalnie tempo zmian nie ułatwia tych obserwacji, a raczej szybko pokrywa poprzednią tkankę miejską kolejną jej warstwą. Tu pomagają takie książki jak Nieobecne miasto.
Jeśli chodzi o stronę faktograficzną, to Nieobecne miasto nazwać można potrójnym obok-przewodnikiem. Autorów jest trzech – Maciej Krupa, Piotr Mazik i Kuba Szpilka (wszyscy z choćby jedną inną książką w serii zakopiańskiej) – i perspektywy na punkty węzłowe w historii i antropologii Zakopanego są trzy. Ogniskują się one wokół trzech grup, ważnych dla poszczególnych etapów zmian w mieście zachodzących: ceprów, Żydów i gruźlików.
To, jak odebrane zostanie Nieobecne miasto, będzie zależało w dużej mierze od stopnia nasycenia czytelnika poszczególnymi opowieściami. Innymi słowy, po zakończeniu lektury można pozostać z wrażeniem, że umieszczenie w jednej książce trzech ważnych elementów historii miasta było błędem lub decyzją trafioną. Problem polega na tym, że trudno obiektywnie ocenić tę właściwość bez rozwodzenia się nad czytelniczymi oczekiwaniami, które z kolei wynikać mogą z zasobów wiedzy towarzyszących początkowi lektury. Zwięzła forma poszczególnych części może bowiem rozczarować niektórych z powodu wymuszonych przez nią pewnych skrótów, ale nawet i odbiorcy przystępujący do czytania bez wcześniejszej wiedzy na żaden z tych tematów mogą (rozochoceniu narracją) uznać, że chcieliby więcej.
Dość jednak tych niekonkretnych elukubracji, pora na kilka słów o tych opowieściach samych w sobie. Odwrotnie niż zazwyczaj pozwolę sobie zacząć od esencjonalnego skrótu: jest chronologicznie, węzłowato i na temat. Każdy z autorów miał do dyspozycji pewną przestrzeń na swą narrację i musiał odpowiednio dobrać zakres tego, co pokaże, ale koniec końców udało się im to całkiem sprawnie. Na pierwszy plan – ze względu na dramatyzm i najbardziej drastyczne zmiany – wychodzi tu historia zakopiańskich Żydów, ale jednocześnie to ona właśnie budzi niedosyt, gdyż na koniec czytelnik zostaje z wrażeniem, że i bez rozdrabniania się pozostaje jeszcze niemało do opowiedzenia. Części poświęcone ceprom i gruźlikom w formie oraz węzłowatości są podobne, ale dają poczucie (zapewne subiektywne) wyczerpania podstaw tematu.
Sam zaś od siebie dodam, że jako osoba, która Tatry uwielbia, ale Zakopane omijała w razie możliwości, może następnym razem poświęcę czasu nieco na obchód sponsorowany przez Krupę, Mazika i Szpilkę. Nieobecne miasto rzeczywiście pozwala spojrzeć inaczej na miasto, które obecnie stało się głównie, pierwszoplanowo turystyczną pułapką tłoczną. Opowieści wspomnianej trójki pokazują nie tylko to, co było przed, ale i zachęcają do spojrzenia obok współczesnej komercji tandetnej, gdzieś pomiędzy tłumy. Pozwalają nie tylko dostrzec zmiany, ale także inaczej spojrzeć na to, co być może mija się w swoim pędzie bez zastanowienia. Dla mnie zaś to jest doskonały dowód na to, że po książkę tę sięgnąć warto.
I cóż ja mam poradzić? Mam wielką słabość do Tatr i do tej serii, ale mam nadzieję, że me powyższe elukubracje dowodzą, że po Nieobecne miasto sięgnąć warto. Roztrojona historia może co prawda pozostawić z lekkim poczuciem niedosytu, ale wynika ono raczej w obszerności tematów niż niedostatków autorskich. Ja będę polował na kolejną z serii, a może Wy wiecie, czy są planach kolejne?
Mieszkać w Zakopanem w drugiej połowie XIX wieku znaczyło egzystować w krainie przysłowiowej wręcz nędzy. Ten kraj – Królestwo Galicji i Lodomerii – był najuboższą częścią habsburskiej monarchii, w której słynął z prowincjonalnego zapuszczenia, gospodarczego upadku, z korupcji i nieudolności administracji […] statystyczny mężczyzna żyje tu dwadzieścia siedem, a kobieta dwadzieścia osiem lat, przypada na nich połowa żywności przeciętnego Europejczyka i jedna czwarta jego zarobków. Głód to codzienność, panuje analfabetyzm, a ogólny stan zdrowia ludności jest fatalny.
Luiza
Miasta są intrygujące, jeśli podąża się zaułkami, pokątnymi wymiarami ; )
pozeracz
A po jakim ostatnio tak wędrowałaś?
Ambrose
Brzmi ciekawie, choć koncept potrójnego punktu widzenia faktycznie sprawia wrażenie ryzykownego.
pozeracz
Dla mitycznego „przeciętnego czytelnika” będzie to zabieg udany. „Misie” podobało, ale ktoś z tematem zaznajomiony pewnie poczuje niedosyt. Ale w sumie to samo pisałem w samym tekście 😉