"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Zawłaszczanie przez opisywanie, czyli „Orientalizm” Edwarda W. Saida

Pisarstwo akademickie kojarzy się zdecydowanie z wąskimi gremiami, hermetycznym językiem czy też dyskusjami między specjalistami. Bardzo rzadko przytrafia się rozprawa humanistyczno-teoretyczna, która nie tylko tworzy ważną koncepcję i wychodzi poza swe dziedziny, ale do wręcz tworzy nowe, a do tego pozostaje aktualna (albo i wręcz zyskuje na aktualności) przez dziesięciolecia. Orientalizm pozostawał na liście moich książek do przeczytania już od studiów (kiedy to było?), ale odpowiednią okazję dało mi dopiero wznowienie przez wydawnictwo Zysk i s-ka.

orientalizm okładka

Edward Said analizuje historię i charakter zachodnich postaw wobec krajów wschodnich, uznając orientalizm za potężną europejską kreację ideologiczną: sposób, w jaki pisarze, filozofowie i administratorzy kolonialni radzili sobie z „innością” tych kultur, zwyczajów i wierzeń. Śledzi ten pogląd poprzez dzieła między innymi Homera, Flauberta i Kiplinga. Przedstawia wyobrażenia, które w znacznym stopniu przyczyniły się do romantycznego i egzotycznego obrazu Orientu na Zachodzie. Autor bada, w jaki sposób te idee mogą być odzwierciedleniem europejskiego imperializmu i rasizmu.

Zacznę od kwestii kluczowej: Orientalizm może być nieco trudny w lekturze dla osób bez minimalnego choćby zaplecza akademicko-humanistycznego. Nie jest to może poziom zagęszczenia terminologicznego czy też koncepcyjnego znanego z niektórych artykułów z Tekstów Drugich, ale poziom skupienia wymagany jest wyższy niż przeciętny. By nie było wątpliwości: Edward W. Said pisze w sposób przystępny, lecz sama natura omawianego tematu i powiązanych z nim wątków wymusza pewną komplikację. W zrozumieniu całości pomaga też chronologiczno-skupiony dobór materiału. Innymi słowy: autor przedstawia zagadnienie nie tylko w porządku czasowym, ale także zawężając w dużej mierze ukazywanie rozwoju i postępującej dominacji orientalizmu początkowo z perspektywy Francji i Anglii, a potem też USA. Dodatkową korzyścią z obcowania z nowym wydaniem jest zaś obecność przedmowy i posłowia, które to pozwalają poznać motywacje autora w świetle dyskusji wywołanych przez wydanie książki.

orientalizm

Jean-Léon Gérôme / Zaklinacz węży, ok. 1879

Jeśli zaś już poczyni się wysiłek i wgryzie w treść właściwą, Orientalizm okazuje się być lekturą intelektualnie stymulującą i zwyczajnie ciekawą. Warto zdać sobie sprawę, że Said uważany jest za głównego twórcę tytułowego terminu. Samo zjawisko występowało co prawda już od antyku, ale dopiero ta książka i prace na przykład Michaela Foucaulta ugruntowały je w świadomości badaczy (i nie tylko), a tym samym znacząco przyczyniły się do rozwoju teorii postkolonialnej. Z dzisiejszej perspektywy polaryzujący podział na cywilizowany, rozsądny „Zachód” i dziki, seksualnie rozpasany „Wschód”, na „nas” i „ich”, ale zdecydowanie pouczające jest poznać początki tego procesu i zobaczyć, jak był on wykorzystywany do usprawiedliwiania kolonijnych podbojów.

Tak na koniec może zrobię z siebie ignoranta, ale dla mnie zwłaszcza wartościowe było uświadomienie sobie, jak krzywdzącą i szkodliwą generalizacją jest traktowanie islamu jako monolitu. Wystarczy przecież spojrzeć na Polskę i na to, jak specyficzna bywa nadwiślańska odmiana katolicyzmu. Na świecie jest ponad 1,5 miliard wyznawców islamu, a Arabowie to tylko 10% z nich. Warto być świadomym takich manipulacji i procesów, bo takie przekłamania są chętnie powielane i politycznie wykorzystywane. I to właśnie jest niejako poboczna zaleta książki Saida – uczulanie czytelnika na takie polaryzujące mechanizmy, machinacje. I znów do głowy przychodzi samo z siebie Do prostego człowieka Tuwima…

edward w said

© Mariam C. Said

Orientalizm Edwarda W. Saida to tekst zdecydowanie wartościowy, ale jednocześnie taki, dla którego dużo bardziej niż zwykle prawdziwy jest truizm mówiący, że nie jest to książka dla każdego. Akademicko-terminologiczny próg wejścia nie jest może zbyt wysoki, a kompozycja pomaga w przyswojeniu tematu, ale bez choć drobnej słabości do takich zagadnień trudno może być wsiąknąć. Jeśli jednak próg ten się przekroczy, to czeka lektura pouczająca, intelektualnie pobudzająca i pod wieloma względami aktualna.


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję

zysk i ska logo

Balfour nie przytacza żadnych dowodów na to, że Egipcjanie i „rasy, z którymi mamy do czynienia”, doceniają, czy choćby rozumieją dobro, jakie czyni im kolonialna okupacja. Nie przychodzi mu zresztą do głowy, by dać Egipcjanom szansę przemówienia we własnym imieniu, ponieważ najpewniej każdy Egipcjanin, który by przemówił, byłby „agitatorem chcącym sprawiać trudności”, a nie dobrym tubylcem, który przymyka oczy na „trudności” związane z obcą dominacją.

Poprzedni

Mighty Morphin Power Dżiny, czyli „Władca dżinnów” P. Djèlí Clarke’a

Następne

Przewodnik przed i obok, czyli „Nieobecne miasto” Macieja Krupy, Piotra Mazika i Kuby Szpilki

2 komentarze

  1. Luiza

    Ooooo, super, że przypominasz o tej książce!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén