"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Mighty Morphin Power Dżiny, czyli „Władca dżinnów” P. Djèlí Clarke’a

Autorki i autorzy mogą trafiać do czytelniczych serc na sposoby różne – kluczowy może być przypadek, czyjeś polecenie i wiele innych. Zawsze jednak musi być jakiś argument, aby sięgnąć po dzieło nieznanej osoby piszącej, więc i zaryzykować swój cenny, czytelniczy czas. Dlatego też przyjazne odkryciom bywają formy krótkie. Tak właśnie było ze mną i P. Djèlím Clarkiem: Władca dżinnów trafił na mój czytnik, gdyż trzy lata temu pozytywne wrażenie zrobiła na mnie nowela Nawiedzony tramwaj numer 15.

władca dżinów

Chociaż Fatma el-Sha’arawi jest najmłodszą kobietą pracującą dla Ministerstwa Alchemii, Uroków i Bytów Nadprzyrodzonych, z pewnością nie jest żółtodziobem, zwłaszcza po tym, jak zeszłego lata zapobiegła zniszczeniu wszechświata. Kiedy więc ktoś morduje członków tajnego bractwo oddające hołd z najsłynniejszych ludzi w historii, Al-Dżahizowi, sprawa zostaje przydzielona Fatmie. Czterdzieści lat wcześniej Al-Dżahiz odmienił świat – otworzył zasłonę między światem magicznym i ziemskim – ale potem zniknął bez śladu. Nie wiadomo, czy morderca rzeczywiście nim jest, ale zdolności magiczne i głoszone hasła wzniecają niepokoje na ulicach Kairu, a co dzieje się w Kairze, prędzej albo później wpływa na resztę świata.

Władca dżinnów to jedna z tych książek, która znane/zgrane schematy wykorzystuje umiejętnie i wtłacza w oryginalny świat. Na poziomie bazowo-fabularnym jest to bowiem powieść detektywistyczna spod znaku buddy comedy, ale osadzona w ciekawej, steampunkowej przeszłości alternatywnej. Jest więc doświadczona funkcjonariuszka preferująca pracę solo, jest przydzielona do niej ambitna, ciut nadgorliwa nowicjuszka, a do tego tajemniczy morderca w sercu najważniejszego miasta na świecie. Wszystkie te sztampowe elementy zostają jednak nie tylko umieszczone na sztafażu rzadko wykorzystywanym pierwszoplanowo i niejako pierwszoosobowo (Egipt i okolice bywają czasem wykorzystywane jako miejsca akcji, nawet główne, ale dla przybyszów z innych krajów [xxx]), to jeszcze rozkręcone w dynamiczną opowieść, pełną intensywnych emocji.

Władca Dżinów

Kair

Egipt i Kair nie są zresztą scenami pasywnymi, jakby dziwnie to nie brzmiało. Chodzi mianowicie o to, że miasto tysiąca minaretów staje się tu nie tylko centrum politycznym świata, a światotwórstwo opiera się na kulturze i tradycji muzułmańskiej. Dzięki temu, że protagonistka i większość postaci pierwszoplanowych pochodzi właśnie stamtąd, to i czytelnik może spojrzeć z nietypowej dla siebie perspektywy. Sprawia to też, że unika się też orientalizacji narracji czy też tendencyjnego, wybiórczego portretowania. I choć mamy tu do czynienia z historią alternatywną, czytelnik ma okazję zobaczyć, jak różnorodnym miastem jest Kair i jednocześnie jak zwyczajne jest w nim życie codzienne (z wyłączeniem fabularnego kryzysu nadprzyrodzonego, oczywiście). Subwersywne jest także obsadzenie dwóch kobiet w rolach wspomnianych buddies, a także wątek romansowy (kobiecy, z nadprzyrodzoną niespodzianką ).

Władca dżinów nie jest jednak powieścią wad pozbawionych, a pewne niedobory jakościowe napotkać można na przecięciu fabuły i kreacji postaci. Głównie chodzi tu o protagonistkę – Fatwa jest bowiem przedstawiana jako utalentowana gwiazda wydziału, ale przebieg wydarzeń zadaje kłam jej błyskotliwości. Zdaje się być przytłumiona w momentach, które wymagają bystrości, i gdyby nie świadkowie podpowiadający chętnie, gdzie musi się udać i kogo musi poprosić o informacje, śledztwo stanęłoby w miejscu. W dodatku szafuje osądami, a do tego jest marną mentorką dla swojej początkującej partnerki. Co prawda ten ostatni element złożyć można na karb konwencji, ale i tak śledztwo często wydaje się pozostawać kilka kroków w tyle za czytelnikiem. Wiadomo, że odbiorca ma nadnarracyjną, wszechwidzącą przewagę obserwatora, ale i tak tożsamość głównego złola jest oczywista w miarę wcześnie. Zaburza to nieco frajdę płynącą z wątku dochodzeniowego, ale odpowiednie tempo, poczucie humoru i kilka wysoce efektywnych, magią zasilanych scen akcji radochę przywraca.

djeli clark

© Peter Morenus

Władca dżinów okazał się być całkiem udaną przygodą w steampunkowo-alternatywnym Egipcie. Nieco kulejąca błyskotliwość głównej bohaterki jest równoważona z naddatkiem przez dynamiczną akcję, subwersywne podejście do części motywów i jakościowe światotwórstwo. Jeśli tylko P. Djèlí Clarke będzie dalej tworzył w tym świecie, to ja będę po to sięgał.

– Jestem Ojcem Tajem­nic. – Nie­zna­jomy mówił po angiel­sku z moc­nym akcen­tem. – Podróżnym na Ścieżce Mądro­ści. Wędrow­cem Mię­dzy Świa­tami. Nazy­wany misty­kiem i szaleń­cem. Ota­czany czcią i prze­kli­nany. Jestem tym, któ­rego szu­ka­cie. Jam jest al-Dża­hiz. Powró­ci­łem.

Poprzedni

Na Croma! A to ci psikus, czyli „Conan. Księga pierwsza” Roberta E. Howarda

Następne

Zawłaszczanie przez opisywanie, czyli „Orientalizm” Edwarda W. Saida

2 komentarze

  1. Luiza

    Brzmi interesująco.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén