Jak dotąd nie miałem na blogu okazji pisać o literaturze irlandzkiej czy nawet w Irlandii się dziejącej, więc i z mej słabości do kraju się nie zwierzałem. Podróżnikiem zagranicznym zbyt aktywnym nie jestem, ale Szmaragdową Wyspę nawiedziłem dwa razy i przez okres studiów miałem nie tylko lekkiego hopla na jej punkcie, ale i świetnego ćwiczeniowca. Jednak Nocny prom do Tangeru to moje pierwsze spotkanie z opowieściami z Éire od dawna.
Algeciras to miasto w południowej Hiszpanii, jeden z bardziej ruchliwych portów w Europie. Port obsługuje między innymi regularne połączenia z marokańskim Tangerem. To właśnie stamtąd ma przybyć młoda dziewczyna, której wypatruje nietypowa para. Dwóch Irlandczyków łączy nie tylko to nocne wyczekiwanie, ale i przeszłość: przestępcza, brutalna, bolesna, pełna strachu i pasji. Przeczołganym przez życie i własne wybory zostało im jednak nieco braterstwa i zadziorności.
Podobnie do poprzedniej książki wydanej przez Pauzę Nocny prom do Tangeru to nie tyle jedna zwarta fabuła, a zbiór scen i epizodów. Fragmenty „współczesne” z portu w Algericas przeplatane są chronologicznie ułożonymi reminiscencjami przedstawiającymi kluczowe momenty z życia dwóch Irlandczyków. Przeskoki czasowo-rozdziałowe zachodzą tu w sposób usystematyzowany – historia z przeszłości wywoływana jest przez dialog duetu lub też fragment wspomnienia. Sam pobyt w hiszpańskim porcie w wydarzenia nie obfituje, ale skutecznie ukazuje jak emocjonalnie i fizycznie protagonistów poturbowało życie. Barry ciekawie wykorzystał ten drugi element, gdyż cielesne niedoskonałości bohaterów (jeden z nich kuleje, a drugi ma szklane oko) są bezpośrednio powiązane ze wspomnianymi epizodami, czyli ich wzajemnie splecioną zaszłością.
Trudno jednoznacznie stwierdzić, co stanowi główną zaletę powieści Kevina Barry’ego. Pierwszym z kandydatów jest wspólny portret Maurcie’a i Charliego oraz ich przyjaźni. Z reminiscencji wyłania się bowiem obraz dwóch mężczyzn o problematycznej przeszłości i ojcowskim bagażu, którym wkroczenie na przemytniczo-narkotykową drogę dało nie tylko znaczne ilości gotówki, ale też potężne pokłady strachu i kłopotów. Żyjąc w półświatku nie da się zaś uniknąć czynów, eufemistycznie rzecz ujmując, moralnie wątpliwych. Wychowywanie dziecka w narkotykowym ciągu, zabójstwo czy okaleczenie to tylko niektóre z nich. Mieszanka skrzywionych charakterów, paranoi, pożądania i narkotyków sprawiła, że znajomość dwójki z Corku miała swe sztormy i cisze po nich. Jednak na koniec pozostaje w nich nieco nadziei i całkiem spora dawka cierpkiego humoru. Są to bez wątpienia dwa typki, których nie chciałoby się spotkać w ciemnej alejce ni do domu na rodzinną kolację zaprosić, ale trudno momentami nie odczuć ukłucia sympatii.
Nocny prom do Tangeru to też popis językowego kunsztu. Kevin Barry nie tylko obdarzył swoich bohaterów specyficznymi idiolektami, ale też ma talent do opisów miejsc i kreowania pamiętnych scen. Rozmowy Maurice’a i Charliego to nie tylko humor i slang, ale też sporo specyficznego filozofowania i bolesnej szczerości. Jeśli zaś chodzi o obrazy przeszłości, to może nie każdy z nich to niezapomniana perełka, lecz opis spotkania protagonistów w pewnym obskurnym barze to właśnie taki skarb. Przedstawienie z perspektywy barmana, który nawet nie słyszy słów bohaterów, a jedynie obserwuje ich postawy i wyczuwa zmiany napięcia w lokalu to piękny pokaz gawędziarskiego artyzmu. Z tym wszystkim świetnie poradził sobie Łukasz Buchalski, który oddał ton i styl Irlandczyka (podkradając nawet drobiazgi z poznańskiej gwary, tej). Co prawda nabrałem ochoty na obcowanie z oryginałem, ale jednocześnie mam pewność, że czytając tłumaczenie, nie tracę niemal nic.
Nocny prom do Tangeru może i nie wywoła zachwytu u osób szukających wielkich fabuł o niezrównanym rozmachu, ale na pewno spodoba się fan(k)om historii kameralnych i bohaterów nietypowych. Szorstka, męska przyjaźń w połączeniu z barwną acz bolesną przeszłością oraz gawędziarsko uroczym stylem tworzą mieszankę uwagi wartą. Sláinte!
Podziękowania za egzemplarz do recenzji dla
Nocny prom do Tangeru zapłynął i tu:
Spoglądają w dal. Posyłają westchnienia w eter. Gadanie to ich tarcza przeciwko odczuwaniu.
awita
Myślę, że spodobałaby mi się ta opowieść o szorstkiej przyjaźni typów spod ciemnej gwiazdy :-). Myślałam co prawda, że będzie tu co nieco o Maroku, ale nic nie szkodzi – całkowicie mnie przekonałeś, że to niebanalny kawałek literatury.
Przy okazji przypomniały mi się dwie książki irlandzkiego pisarza Roberta McLiama Wilsona (czytałam je dawno, a pisarz wtedy był młody, dobrze się zapowiadający…): „Ulica marzycieli” (o przyjaźni dwóch młodych facetów w Belfaście lat 90-tych) oraz „Zaułek łgarza” (o tym, jak pewien chłopak został włóczęgą, też w Belfaście; pisarz czerpał z doświadczeń swojego życia). Bardzo polecam – to taka ironiczna, męska proza, rewelacyjny portret miasta i kawał historii Irlandii.
pozeracz
Maroko odgrywa tu drobną rolę, ale głównie jako tło dla niektórych postaci napotkanych przez bohaterów. A za rekomendację dziękuję! W Belfaście nawet byłem, więc tym bardziej mnie kusi.
Ambrose
Wydaje mi się, że to taki typ książki, który byłby bardzo wskazany dla ludzi raczej literatury unikających, czyli dla osobników bądź osobniczek przeświadczonych, że przestępczość (szczególnie narkotykowa) to w miarę szybki i pewny zysk 😉 Tymczasem rzeczywistość jak zawsze okazuje się bardziej złożona niż się zakłada, a za łatwymi pieniędzmi idzie wysoka cena, którą płacą sami zainteresowani bądź ich bliscy.
pozeracz
Tak, zgadzam się z tym. Zwłaszcza, że tu mamy jeszcze do czynienia nie z żadnymi mistrzami zła z mrocznego świata, a dwoma w miarę „zwyczajnymi” facetami z nieco trudniejszą przeszłością niż przeciętna.