Mól książkowy to takie stworzenie, które gdzie nie pojedzie, znajdzie okazję na zakup książki. Z Pożeraczem jest tak samo. Nie dość, że na rodzinnej wyprawie zaciąga resztę familii do księgarni i innych przybytków książkowych, to jeszcze nic tam nie wybiera, a książkę nabywa w końcu na pchlim targu przy placu Orląt Lwowskich. Może i ten Ogród czasu nie był w stanie najlepszym, ale literatura jest to przednia. No i to kultowo-okładkowa seria Fanstyka i Groza Wydawnictwa Literackiego, co poniżej widać.
James Graham Ballard szerszemu gronu czytelników znany być może, choćby i w sposób nieuświadomiony, za sprawą ekranizacji jego dzieł. Imperium Słońca i Kraksa zdobyły rozgłos, choć na różne sposoby. Jednak nim spisał na poły autobiograficzną powieść o dziecięcym pobycie w Szanghaju i w obozie dla internowanych oraz kontrowersyjną opowieść o seksualnej fascynacji wypadkami tworzył literaturę fantastyczno-naukową. Z gatunkiem tym zetknął się zaś po raz pierwszy w bazie szkoleniowej RAF-u, Moose Jaw w Kanadzie, gdzie natknął się na amerykańskie czasopisma fantastyczne. Jednak od samego początku wolał podważać i iść o krok dalej – Paszport do wieczności, pierwsze opowiadanie Brytyjczyka, miało stanowić pastisz tego, co napotkał we wspomnianych periodykach.
Ogród czasu to część tego, co po angielsku zostało wydane jako The Best Science Fiction of J. G. Ballard – w polskim wydaniu każde z siedemnastu opowiadań poprzedzone jest kilkoma zdaniami wstępu od autora, a całość zamyka posłowie Lecha Jęczmyka. Warto też dodać, że ten ostatnio wraz z Zofią Uhrynowską-Hanasz wykonał świetną pracę tłumaczeniową. Autor lubi czasem się bawić ze słowotwórstwem, ale większego kunsztu wymagało odpowiednie oddanie przytłaczającej atmosfery niektórych tekstów. Jest to także jeden z tych zbiorów opowiadań, którego ocena jest problematyczna ze względu na klęskę urodzaju, tak pod kątem jakości, jak i zróżnicowania. Są tu jednak pewne powracające motywy, elementy oraz/lub fobie, które ukazać można na przykładzie wybranych opowiadań. Prawda jednak jest taka, że większość z nich zasługuje na osobną recenzję.
Ballard jest przepowiadaczem przyszłości przeludnionej, zrujnowanej i wyprzedanej – Ogród czasu często ukazuje świat, w którym człowiek nie pohamował któregoś ze swych zapędów. Otwierające zbiór Miasto koncentracyjne przedstawia piętrowe megamiasto, w którym najważniejszą informacją jest aktualna cena metra kwadratowego mieszkania, a sekcje miasta ulegają zniszczeniu, miażdżąc poziomy niższe wraz z mieszkańcami. Nieco w duchu Arthura C. Clarke’a i jego Miasto i gwiazdy w środek tego szaleństwa autor rzuca bohatera opętanego ideą lotu (wymazaną z kart historii) i wolnej przestrzeni (niebezpieczny mit). W Bilenium główny bohater musi sobie z kolei radzić z drakońskimi ograniczeniami przestrzeni mieszkaniowej na mieszkańca, które są wymuszone przez globalną agraryzację. Na uprawę przeznaczone nie zostały tylko wielkie miasta, w których panuje uwłaczający ścisk. Z kolei Przeładowany człowiek to intensywna ekstrapolacja amerykańskiego szaleństwa marketingowo-zakupowego, która aż nazbyt przypomina dzisiejsze wszędobylstwo reklamowe i spirale kredytowe, w które wpędza się coraz więcej osób.
Ogród czasu to nie tylko tytuł zbioru i jednego z opowiadań, ale też zgrabne określenie ważnego motywu w twórczości Ballarda. Czas jest tu obrazowany nie tylko jako przemijanie, ale odgrywa też centralną, namacalną rolę w niektórych tekstach. Chronopolis ukazuje świat po rewolucji, która zniszczyła zegary oraz powiązany z nimi dystopiczny system społeczny rządzony przez rygorystyczny, klasowy rozkład dnia. Ten harmonogram decydował o godzinach dojazdu do pracy, dostępności sklepów i niemal każdym innym aspekcie codziennego życia. Jest to doskonały przykład na to, o czym pisze w posłowiu Lech Jęczmyk: „Ballard ma dar (a może raczej przekleństwo) podwójnego widzenia: wytwory współczesnej cywilizacji ogląda z perspektywy, z jakiej my oglądamy piramidy, widzi przyszłe ruiny”. Tytułowemu Ogrodowi czasu najbliżej chyba ze wszystkich tekstów do fantasy, choć tak naprawdę mamy tu do czynienia z bezczasem i niemiejscem – kluczowy jest pewien pomysł i sama atmosfera. Oryginalnym (choć zapewne fizycznie niezbyt wiarygodnym) konceptem wyróżnia się natomiast Wieczny dzień, w którym to Ziemia z nieznanych przyczyn przestała się obracać. Część planety skuta jest więc wiecznym lodem, a część prażona zabójczym upałem.
Jednak pisząc o tych opowiadaniach, nie można zapominać o surrealistycznych zapędach Ballarda. Lech Jęczmyk pisze, że surrealizm jest „kluczem do zrozumienia tej twórczości” – nie wiem, czy w pełni się z tym zgadzam, ale na pewno jest bardzo ważnym elementem tej twórczości. W opowiadaniach takich jak Wieczny dzień czy Ostatnia plaża ukazane są miejsca opustoszałe, nierealne niemal. Postacie poruszające się między ruinami przypominają raczej zjawy niż osoby z krwi i kości. W takich sceneriach doskonale widać też, jak plastyczny bywa język autora – zwłaszcza przy opisywaniu światła. Zresztą nawet w światach, których nie dotknął żaden kataklizm, protagoniści stwarzają wrażenie opuszczonych. Aczkolwiek fizycznym symbolem jest atol Eniwetok. Nazwa ta większości pewnie nie jest znana, ale ta część wysp Marshalla była wykorzystywana przez USA do testów nuklearnych. Brytyjczyk powraca w swoich tekstach do tego miejsca, które interpretować można jako fizyczną manifestację destrukcyjnych zapędów ludzkości.
Pisząc o książkach sprzed lat więcej niż kilkunastu, trudno uciec od pewnej kliszy: podkreślania jej aktualności. Jednak Ogród czasu tu zbiór nie tylko świetnie napisany i surrealistycznie zobrazowany, ale też w pewnym sensie straszny. Opowiadania Ballarda nie pokazują może, że przepowiednie się spełniły, ale że w wielu przypadkach bardzo nam do tego blisko. Lęki Brytyjczyka zdecydowanie pozostają w mocy, a ciekawą lekturą uzupełniającą doskonale to pokazującą jest 24/7 Jonathana Crary’ego.
– Posiadanie broni palnej jest niedozwolone, bo można kogoś zastrzelić, ale niby jak można zrobić komuś krzywdę za pomocą zegarka?
– Czy to nie jest jasne? Można go wyliczyć z czasu, dokładnie ustalić, ile mu zajmuje każdą czynność.
– No to co?
– To można go zmusić, żeby je wykonywał szybciej.[Chronopolis]
M. S.
Cieszy mnie że odkopujesz takie rzeczy, bo to zepchnięte gdzieś do cienia, ale wartościowe lektury. Podoba mi się spostrzeżenie dotyczące klęski urodzaju. Faktycznie, niektóre teksty zasługują na przynajmniej mini-omówienia, jak nie pełnoprawne recenzje/interpretacje. Z perspektywy czasu mam do siebie wyrzut, że przeczytałem ten zbiór dość szybko, bo wiele fabuł uciekło mi teraz z głowy. Chyba największe wrażenie zrobiło na mnie opowiadanie “Bilenium” i jego abstrakcyjny klimat. Ale “Ogród czasu” też wrył mi się w pamięć, jako jedna z bardziej smutnych i apokaliptycznych wizji.
Powiedz proszę, czemu nie do końca zgadzasz się z Jęczmykiem, co to roli surrealizmu jako klucza do tekstów Ballarda? Czytając te teksty, miałem wrażenie, że Jęczmyk ma rację. Z dzisiejszej perspektywy, surrealizm wydaje mi się zawężający. Postmodernizm z drugiej strony chyba jest zbyt szerokim i mało mówiącym terminem, chociaż właśnie w tym kierunku bym szedł. Co o tym sądzisz?
Pozwolisz, że przekleję tutaj swoje podsumowanie tego zbioru, z Goodreads:
Zbiór opowiadań Ballarda z 1983 roku to pozycja ze wszech miar wyjątkowa, zarówno dla samego gatunku jakim jest science fiction, jak również dla czytelników. To jest ten rodzaj surrealistycznej sztuki, która poszerza granice świadomości i rozwija wrażliwość na alternatywne narracje z pogranicza jawy i snu. Autor neguje klasyczne struktury fabularne, wstrząsa skostniałymi formami i podważa ich rozwiązania. To sztuka, która występuje niekiedy wbrew logice, i z finezją zajmuje się takimi tematami jak czas, przemijanie, czy poznawanie niepoznawalnego. Ballard odrzuca racjonalizm i pragmatyzm, podejmując poszukiwania nowych form wyrazu, a jednocześnie nie zapomina o względach zarówno etycznych jak i epistemologicznych. Mamy tutaj teksty skupiające się na psychice (Studzienka 69) czy ludzkim doświadczeniu zmienionego świata (Wymiatacz dźwięków). To literatura egzystencjalna, zadająca pytania o czas (Ogród czasu), o rzeczy niepoznawalne (Miejsce oczekiwania), o relacje naszej świadomości z realnym światem (Człowiek przeciążony), ale również skupiająca się na tematach ówcześnie aktualnych jak ryzyko przeludnienia (Bilenium) czy poświęcająca uwagę klaustrofobii i paradoksom (Miasto koncentracyjne). To wyjątkowy zbiór, który odwraca tendencję tego typu antologii. Z reguły znajdują się w nich 2-3 dobre teksty, na 15 opublikowanych. Ballard dzięki swojemu talentowi, formie i tematyce odwraca tę proporcję. To bajeczny popis wyobraźni, z którym warto się zapoznać.
https://www.goodreads.com/user/show/16204414-maciej-sz
pozeracz
Ze zbiorami opowiadań tak to, niestety, bywa. Spośród kilkunastu bardzo dobrych tekstów siłą rzeczy w pamięci zostanie ten jeszcze ciut lepszy, w jakiś sposób charakterystyczny albo akurat przypadkiem z czymś skojarzenie wywołujący. Ciekaw teraz jestem, które ze mną na dłużej zostaną, bo póki co jestem jeszcze na świeżo.
A co do Jęczmyka – to chyba kwestia mojego czepialstwa językowego. Ja bym chyba po prostu napisał, że to jeden z kluczy. Innymi słowy: uważam, że surrealizm jest tu bardzo ważny, ale można i patrzeć z różnych stron.
A tak z ciekawości w temacie proporcji: pamiętasz, które z opowiadań mniej Ci podeszły?
M. S.
Tu niestety będzie problem z odpowiedzią, bo tak się składa, że wszystko co raczej mi nie podeszło wyparłem z pamięci.
Pamiętam, że „Wymiatacz dźwięków” bardzo mocno mnie zafascynował na samym początku, ale ostatecznie uznałem go za nieco rozwleczone opowiadanie. To chyba najdłuższy tekst w całym zbiorze.
pozeracz
Hmmm… Tak, „Wymiatacz dźwięków” był dość drugi, ale nie odczułem rozwleczenia. Za to bardzo mocno mi się kojarzył z jednym z „hollywodzkich” opowiadań Ellisona z drugiego tomu „Tego, co najlepsze”.
M. S.
Drugi tom Ellisona stoi na półce i czeka na swoją kolej. Może wtedy będę mógł pokusić się o porównanie. Na ten moment zachwycam się Nathanielem Hawthornem w krótkiej formie. Po Poem, to najlepsze co do tej pory czytałem z opowieści niesamowitych. Językowo i tematycznie.
pozeracz
Ja mam jeszcze Bierce na piedestale. Ale Hawthornem zachwycałem się swego czasu na studiach jeszcze. Polecam też krótkie formy Melville’a.
M. S.
Żebyśmy się dobrze zrozumieli, Mieville’a od „Moby Dicka” czy Chiny? Zakładam, że tego pierwszego. Dzięki za dobry trop, bo jego krótkich form jeszcze nie czytałem.
M. S.
O masz, literkę mi zjadło. Już jest jasne o kogo chodziło 🙂
pozeracz
Mieville też ciekawym pisarzem jest, ale akurat opowiadań jego nie czytałem 😉
Ambrose
Czuję się szczerze zaintrygowany, tym bardziej, że jak do tej pory autora w ogóle nie znałem, ani nawet nie kojarzyłem. Przyznaję, że od czasu do czasu też lubię sięgnąć po starszą science-fiction – niekiedy można trafić na prawdziwe perełki.
pozeracz
Zdecydowanie. Na Allegro ostatnio wypatrzyłem w przystępnej cenie całkiem spory wybór pozycji z „Fantastyki i grozy”, ale wstrzymałem się od zakupu, bo i tak mam dość do czytania. Ale kilka książek z tej serii chciałbym z czasem nabyć.
Czepiam się książek
Rzeczywiście kultowa seria, mam kilka starszych ode mnie książek z tej kolekcji, okładki są świetne, a ta wyjątkowo symboliczna. Już zarejestrowałam ją w pamięci i liczę, że kiedyś też wyszukam gdzieś w antykwariacie albo na pchlim targu te opowiadania, które wydają się intrygujące i bardzo w moim guście.
pozeracz
Widziałem na jakieś użytkownika czy też antykwariat ze sporym zbiorem w śmiesznie niskich cenach. Powstrzymałem się jednak. Może niesłusznie.