"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Literatura niewyczerpana, czyli „Opowiadać dalej” Johna Bartha

Czasem więź z danym autorem czy też autorką wytwarza się nie (tylko) za sprawą literatury, a przypadków pozaksiążkowych. Dla mnie było tak z Johnem Barthem, którego pewne opowiadanie omawialiśmy na zajęciach z analizy tekstów literackich na studiach. Po lekturze opowiadania ze zbioru Zagubiony w labiryncie śmiechu prowadząca zajęcia kazała nam – grupa złożona z kilkunastu studentek i jednego Pożeracza – odgadnąć… tożsamość narratora. Zgadłem tylko ja i od tamtego momentu poczułem przewrotną bliskość z pisarzem i jego poczuciem humoru. Po latach wielu nie mogłem sobie odmówić zakupienia Opowiadać dalej, by sprawdzić, czy więź nie obumarła.

barth opowiadać dalej

Szeherezada snuła swe opowieści, gdyż chciała ocalić życie, a narrator robi to by spróbować odwlec to, co nieuniknione. Wyplatający historię małżonek jest bowiem śmiertelnie chory i wraz z żoną przebywa w luksusowym kurorcie, ale pierwsza dowiaduje się o tym ona. Czy da się, za Zenonem z Elei, odsuwać w nieskończoność kres, dzieląc pozostały czas na coraz krótsze chwile? Czy pomogą w tym historie absurdalne, czułe, a nawet i kwantowe?

Opowiadać dalej to książka, która w sam raz nadaje się do rozwlekłych, szczegółowych i dogadzających sobie analiz akademickich, ale niezbyt łatwa do opisania w prostej recenzji. Najprościej jest stwierdzić, że jest to dowód na siłę opowieści oraz moc wyobraźni Johna Bartha oraz jego (i Macieja Świerkockiego) kunsztu stylistycznego. Te połączone, lecz jednocześnie i samodzielne historie pokazują, dlaczego Amerykanin nazywany był mistrzem postmodernistycznej metafikcji. Łącznikiem jest wspomniana powyżej para, która przykłada do swego życia fikcję i dyskutuje na temat procesu twórczego poprzez poszczególne opowieści. Te zaś bywają zabawne, bywają poruszające, bywają absurdalne, ale zahaczają lub wracają do tej twórczej energii.

barth opowiadać dalej kolaż

Opowieści Bartha można jednak interpretować nie tylko czysto literacko, ale i biograficznie. Jest tu bowiem niemało elementów pokazujących, że autor bawi się metadwojako. Poprzez wplecenie elementów żywota swego daje wyraz nie tylko sile wyobraźni, ale i związkach pisarza (i jego xxx) z jego dziełem. Z tych oczywistych tropów jest obecność świata akademickiego i obecne w historiach postaci pisarzy, ale jest też swoisty locus amoenus w postaci zatoki Chesapeake czy też szczęście odnalezione w drugim małżeństwie. Pożeracz jednak jest istotą ze słabością do samozwrotności, więc to wątki metafikcyjne przyciągają mocniej. Za przykład niech posłuży tekst, w którym bohater-pisarz czyta swoje opowiadanie opublikowane w magazynie linii lotniczych, a obok siedzi kobieta, która też czyta jego historię, ale dostrzega w niej niepokojące paralele do własnego życia.

Ale, ale… Jest tu i wątek sensacyjny, jest pewna dawka fizyki teoretycznej, jest Zenon z Elei. Po zakończeniu lektury Opowiadać dalej można przez chwilę odnieść wrażenie, że w autorze jest nieco zbyt wiele pisarza uniwersyteckiego skupionego na formie i na wszystkim co meta, ale to wrażenie chwilowe. Owszem, jest to warstwa ważna, ale równoważona jest przez czułość (czy wręcz i, nie bójmy się tego słowa, miłość) wychylającą się spomiędzy słów. W pewnym momencie małżonka wyraża nawet zdanie, że te historie to tylko historie, a życie i tak trzeba przeżyć. Wszystko to zaś pięknie przełożone przez Macieja Świerkockiego, który zadbał o odpowiednie oddanie całego tego nasycenia.

john barth

Przyznać trzeba uczciwie, że Opowiadać dalej to książka, która zapewne nie przypadnie do gustu osobom czytającym szukającym narracji tradycyjnej. Jednak miłośnicy wszelkiego co metafikcyjne i postmodernistyczne na pewno znajdą tu wiele dla siebie. Przy tym zaś będzie filozofia, miłość i zatoka Chesapeake.

I to na wszystko. Ale on nie chce wracać do pokoju: „Tam mieszkają smoki”, jak głoszą stare mapy. Rozpoczynają spacer nadmorskim bulwarem pośród kazuaryn i klekoczących palm kokosowych, ale jedno z nich, powiedzmy, nie ma siły. Do końca bulwaru jest jeszcze dość daleko, gdy ona przystaje przy zwróconej ku morzu ławce, siada, pociąga go za sobą, całuje w rękę i uśmiecha się.
– To jednak był dobry znak, wino i przyjemność, jaką im sprawiło. Ich zakończenie dobrze się zaczyna.

Poprzedni

Nieodkładalna konfuzja, czyli „Harrow z Dziewiątego” Tamsyn Muir

Następne

Morderstwo w kosmicznym ekspresie, czyli „Fugitive Telemetry” Marthy Wells

4 komentarze

  1. Luiza

    Ooooo, widziałam na stronie PIW-u, a po Twojej recenzji widzę, że to może mnie zainteresować.

    • pozeracz

      Zdecydowanie. Innymi książka Bartha też zresztą.

    • Ech, kusisz tym panem Barthem i kusisz. Na pewno ulegnę, choć trudno mi jeszcze określić, kiedy to nastąpi. Eksperymenty z formą i różne postmodernistyczne dziwy to coś, co bardzo sobie cenię.

      • pozeracz

        Mnie swego czasu, jako niezbyt doświadczonego czytelnika, „Zagubiony w labiryncie śmiechu” niemalże zaszokował 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén