Me dbanie o czytelniczą różnorodność sprawia, że bardzo rzadko w przeciągu roku czytam dwie książki tego samego autora/ki. Nawet słabością przeze mnie darzone tasiemce fantastyczne staram się dozować. Co więc sprawiło, że około pół roku po wątpliwości budzącej lekturze Przyjdzie Mordor i nas zje sięgnąłem po kolejną książkę Szczerka? Powody były trzy: różnica gatunkowa, okazja biblioteczna i zachwycona Matka Przełożona. Sprawdźmy więc, czy Cham z kulą w głowie wart był odstępstwa od reguły.
Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego miejscem akcji tak wielu filmów grozy czy też innych thrillerów jest dom? Można tu by skoczyć w stronę analizy literackiej i podrzucić Freuda z jego teorią niesamowitości, ale wystarczy chyba w skrócie napisać, że wiąże się to z przeobrażaniem miejsca, które dla większości oznacza bezpieczeństwo, azyl w pułapkę, źródło zagrożenia. Dom z liści Marka Z. Danielewskiego jest swoistym doprowadzeniem tej idei do ekstremum. No i książką, którą chciałem nabyć „od zawsze”.
Znów we wstępie zaryzykuję otwarcie truizmem. Literatura bierze się z człowieka, z jego doświadczeń, traum i radości. Niektórzy autorzy i niektóre autorki tworzą dzieła bardzo dalekie od aktualności czy też biografizmu, lecz jednocześnie część z najdoskonalszych dzieł stanowi komentarz do ówczesnej rzeczywistości. Gość Ariane Koch za czas jakiś będzie zapewne odczytywana także jako jeden z odprysków reakcji na kryzys migracyjny. Póki co jednak sprawdźmy, czy będzie warto do niej wracać.
O mej drobnej (jak dotąd) intensyfikacji komiksowej wspominałem już co prawda w podsumowaniu i (nie)postanowieniach, ale o konkretnych tytułach pisałem tylko na facebookowym profilu bloga. Właśnie poznaliście pierwszy z moich zakupów, ale w temacie pozostałych potrzymam Was jeszcze w niepewności. O ile do wyboru pozostałych potrzebowałem Waszych rekomendacji, to Osiedle Swoboda 1 było wyborem oczywistym i nadrzędnym. Jakże inaczej mógłby zresztą postąpić miłośnik Bydgoszczy, który swego czasu czytał Secret Service i Świat Gier Komputerowych?
Było podsumowanie, muszą być i (nie)postanowienia na rok 2023. Innego wyjścia nie ma, takie są koleje losu i przeznaczenia na tym blogu. Co prawda znów przekonałem się, że te me zamiary gdzieś około połowy roku uciekają z mej świadomości, ale z drugiej strony spisywanie relacji z ich spełniania jest po prostu innym sposobem spojrzenia wstecz na miniony czytelniczy rok. Rzuć więc okiem ze mną…