"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Kolorowe koszmary, czyli „Pantera” Brechta Evensa

Jak często zdarza Wam się trafić na dzieło, które pozostawia Was intensywnie skonfundowanymi? Jak reagujecie na takie twory? A co, gdy ta konfuzja podszyta jest nie do końca określonym poczuciem zbrukania? Pantera Brechta Evensa to powieść graficzna, która na pewno pomoże Wam odpowiedzieć na powyższe pytanie. Jeśli zaś ciekawi jesteście, jak takie doświadczenie wpłynęło na Pożeracza, to zapraszam poniżej.

Panna Kocinka zachorowała. Panna Kocinka zmarła. Krystynka jest bardzo, bardzo smutna. Krystynka mieszka w dużym domu tylko z tatą i często zostaje sama. Samotną, smutną Krystynkę odwiedza Pantera, książę koronny Panterlandii. Słowa Pantery poprawiają Krystynce humor i nie smuci się już aż tak po stracie Panny Kocinki. Ale Pantera nie przepada za innymi zabawkami i zazdrosny jest o Krystynkę. Czasem też wymykają mu się słowa dziwne, trochę straszne. A ci jego przyjaciele… Brrr. Ale przecież książę musi być dobry, prawda?

Pantera to doskonały przykład na to, jak można artystycznie wykorzystać kontrast formy i treści. Jest to studium o tyle ciekawe, że stopniowe – pełnia rozziewu zachodzi blisko końca opowieści. Z początku wydawać się może, że mamy tu do czynienia z może nieco smutną, ale w gruncie rzeczy standardową ilustrowaną książką dla dzieci. Pierwszy sygnał, że w tym wszystkim czai się coś zdecydowanie niepokojącego, czytelnik otrzymuje, gdy tylko Krystynka zamyka oczy, zasypia. Wtedy zmienia się nie tylko paleta barw, jak dotąd ciepła i kolorowa, ale i sam Pantera. Kolorystyka zaś skręca w stronę mroczną, a momentami i psychodeliczną. Natomiast, gdy do dziecięcego pokoju przedostają się „znajomi” tytułowego antropomorficznego drapieżnika, złowieszczość osiąga apogeum, jest niezaprzeczalna – odbiorca zyskuje pewność, że za chwilę nastąpi coś przerażającego.

pantera evens

Sprawdźcie resztę galerii autora tutaj.

To przejście od kolorowej sielanki do momentami psychodelicznego niemal acz nie do końca oczywistego horroru. Pantera pokazuje jednocześnie jak czasem niewiele potrzeba by taka zmiana zaszła, tak pod kątem fabularnym, jak i też warsztatowym. Można tu też sięgnąć po przywoływana tu nie raz i nie dwa razy koncepcję niesamowitości i związanej z nią dynamice występującej pomiędzy tym co znane i oswojone, a tym co dziwne, tajemnicze i skryte. Tutaj pokój dziecięcy, pozornie bezpieczny (może nawet i najbardziej w całym domu), przekształca się w scenę wydarzeń wysoko niepokojących, a Pantera z drapieżnika, któremu bliżej do pluszu, staje się drapieżnikiem… seksualnym? Znak zapytania bierze się z tego, że autor komiksu odżegnuje się od tych najbardziej dosadnych interpretacji, ale nie bez powodu czytelnicza perspektywa skręca w te strony.

Cała ta zmienność, płynność i nieoczywistość mają znakomitą podporę w warstwie graficznej. Doskonale widać to w tym, jak zmienia się sam Pantera oraz chociażby paleta kolorów. Ten pierwszy zmienia kształt czy barwę zależnie od potrzeb, sytuacji i aktualnie prowadzonego kuszenia. Jeśli zaś chodzi o kolory to, jak mówi sam autor w wywiadzie dla Comics Beat, użyte są tu trzy palety. Pierwsza to czerwony i niebieski dla scen bez tytułowego drapieżnika. Natomiast, gdy ten się pojawia do mieszanki dodawany jest żółty, więc możliwe są wszystkie kombinacje kolorów. Ma to sprawić, że czytelnik będzie tęsknił za Panterem i cieszył się na jego powrót, podobnie jak Krystynka. Czerń i biel oznaczają zaś, że wszystko (raczej niedobrego) może się zdarzyć. Widać to doskonale po planszach jednokadrowych, rozmachem pochłaniających patrzących.

Kolejny odcinek mego komiksowego skoku w bok pokazuje, że warto czasem prosić o polecanki, nawet na Facebooku. Pantera Brechta Evensa to komiks niepokojący, przemyślany i atrakcyjny graficznie oraz zostawiający czytelnika z kłębkiem nie do końca sprecyzowanych, nie do końca przyjemnych uczuć. Na pewno będę go polecał i postaram się zapoznać z resztą twórczości Belga.


Pantera zaskoczyła i tam:

Poprzedni

Votum separatum, czyli „Babel” Rebecci F. Kuang

Następne

Zwierzęcej miłości perspektywy, czyli „When the Tiger Came Down the Mountain” Nghi Vo

4 komentarze

  1. Luiza

    Oooo, co za rysunki! Niesamowite!

  2. Ulala, kreska zaiste fantazyjna! Możesz zdradzić, gdzie nabyłeś tę pozycję? I ogólnie gdzie zaopatrujesz się w angielskojęzyczne komiksy?

    • pozeracz

      Z pewnym wstydem przyznam, że na… Amazonie. Mam opory przed zakupami tam, ale akurat miałem dostępną (za sprawą pracodawcy) kartę podarunkową i postanowiłem ją rozdysponować głównie komiksowo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén