"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Śmierć, sława i (nie)wikingowie, czyli „Cień bogów” John Gwynne’a

Obcowanie ze sztuką na tę właściwość ciekawą, że w sposób ciągły i niemal niezauważalny rozwija bazę wiru… znaczy się skojarzeń. Czasem co prawda te asocjacje są natarczywe i nasilane przez swoistą odmianę efektu świeżości. A gdy dodać do tego, że do światów nordyckich zaglądam rzadko, to nikogo dziwić nie powinno, że pełnokrwista opowieść z tego świata nieodmiennie na myśl God of War mi przywodziła. Z recenzji zaś dowiecie się, jaki ciężar konotacje były i jak Cień bogów jest zniósł.

cien bogów

Starcie bogów, do którego doszło w wyniku zdrady, nieufności i żądzy władzy, odmieniło świat. Śmierć Snakiego, smoka-olbrzyma, boskiego władcy, poprzez destrukcję przekształciły świat, a jego kości stanowią widoczne świadectwo zmierzchu bogów. Na świecie pojawili się też spaczeńcy – przybierający ludzką formę pomiot dawnych potęg. Teraz stanowią łakome kąski dla najemniczych wojband i są sprzedawani możnym, by służyć jako zniewoleni wojownicy lub seiðrwiedźmy. Życie dla maluczkich jest surowe, a do przetrwania nie wystarczą dobre chęci.

Może i takie stwierdzenia należy zostawić na akapit podsumowujący, ale: Cień bogów to świetny przykład jakościowej literatury rozrywkowej. John Gwynne stawia na dynamikę, krwistość (i krwawość) oraz braterski klimat w stylu nordyckim. Cel pierwszy osiąga on na dwa sposoby, a pierwszym z nich jest metoda popularna w fantastyce z rozmachem pisanej: rozmnożeniu punktów widzenia. Nie jest to może poziom Martina czy Eriksona, ale trzy perspektywy i względnie niedługie rozdziały sprawiają, że czytelnikowi trudno się nudzić. Warto też wspomnieć, że autor nie przesadza tu z cliff-hangerami, a wszystkie trzy przeplatają się zgrabnie w satysfakcjonującej sekwencji finałowej. Ta zapowiada zresztą znaczący wzrost stawek.

cień bogów okładka

Marcus Whinney odwalił kawał niezłej roboty… A tu zobaczycie ją krok po kroku i ze szczegółami.

Użyte w poprzednim akapicie słowo „krwistość” było wynikiem długich i w pełni satysfakcjonujących poszukiwań polskiego odpowiednika angielskiego „gritty”. Jest to fantasy zdecydowanie spod znaku dark, a sama historia przywołuje na myśl wspomnianą wcześniej grę Santa Monica Studio: solidna warstwa akcyjna połączona z niby prostą, ale dobrze napisaną historią. Tutaj zgrywa się to tym bardziej płynnie, gdyż opowieść o zemście i bitewnej sławie niejako wypadłaby znacznie blado bez odpowiedniej dynamiki czy też dawki efektownie krwawych scen. Zresztą i sama fabuła potrafi zaskoczyć i to nie tylko woltami samymi w sobie. Chodzi mianowicie o pewną grę z czytelnikiem – z początku może wydawać się bowiem, że podział na dobrych i złych jest jednoznacznie wyraźny, ale im bliżej kulminacji, tym więcej wątpliwości będzie miał odbiorca.

By napisać o jedynej wątpliwości względem powieści Gwynne’a znów przywołany zostanie God of War. Ta seria gier stanowi bowiem krwawą, bogobójczą reinterpretację rzymskich i nordyckich przekazów mitologicznych. Natomiast Cień bogów przenosi czytelników do świata innego, który jednak bardzo dużo zapożycza z wikińskich sag i legend. Jest tu swoista odmiana ragnaröku, są drakkary, są i berserkerzy. Owszem, autor wprowadza tu niemało modyfikacji (np. panteon jest mocno zwierzęcy, pojawiają się spaczeńcy itp.), magia jest obecna namacalnie i póki co wygląda na to, że cały świat podlega temu zwikingowieniu. Jednak taki pośrodkizm budzi lekki niedosyt – zdawać się może bowiem, że bardziej wyrazista światotwórczo oraz/lub narracyjnie byłaby albo większa swoboda i dociśnięcie kreatywności lub też postawienie na alternatywny realizm.

john gwynne

Koniec końców Cień bogów okazał się być wysoce satysfakcjonującą lekturą, która ucieszyć powinna nie tylko miłośników opowieści w klimatach nordyckich. John Gwynne stworzył pełnokrwistą opowieść o zemście i sławie, w której nie brakuje zaskoczeń i momentów szarości. Powieść jest dynamiczna, a fabularne sploty prowadzone są bardzo sprawnie. Delikatny zgrzyt światotwórczy zaś pewnie większości


Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję

fabryka słów logo

– Jak cię zwą?
– Varg – odparł.
– On ma tylko pół imienia – zawołał do nich Svik.
– Mózgu chyba też – odkrzyknęła kobieta na odchodnym. – O MIEJSCE WŚRÓD KRWIOZAPRZYSIĘŻONYCH STOCZY TERAZ WALKĘ Z EINAREM PÓŁTROLLEM VARG PÓŁGŁÓWEK! WIOSŁO I WŁÓCZNIA! – wrzasnęła, wracając do łysego mężczyzny i Einara.

Poprzedni

Surowa maestria, czyli „Trylobity” Breece’a D’Ja Pancake’a

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén