"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Votum separatum, czyli „Babel” Rebecci F. Kuang

Od czasu do czasu pojawia się książka, która pod każdym potencjalnym względem zdaje się dopasowana do czytelniczych oczekiwań. Alternatywna historia, w której rolę magów przejmują tłumaczki i tłumacze? Centrum ich pracy jest Oksford? Pochwały spływają niemal z każdej strony? Przekładem się parający, filologicznie angielski sentyment mający Pożeracz nie mógł się nie podpalić. Sięgnął więc po Babel i…

babel kuang

Choć matka Robina umiera na szalejącą w Kantonie zarazę, Robina i tak można uważać za szczęśliwca. Profesor Lovell zabiera go bowiem do Anglii, zapewnia wikt i opierunek, a obowiązek wyznacza mu tylko jeden: uczyć się. W normalnych warunkach, jako pół-Chińczyk, nie miałby nawet co marzyć o studiowaniu na uniwersytecie w Oksfordzie, o elitarnym instytucie Babel nie wspominając. Przekornie biblijnie nazwana wieża w centrum miasteczka jest bowiem miejscem, od którego zależy potęga i dominacja Imperium Brytyjskiego. Kilka kwestii mąci spokój ducha młodzieńca, ale i tak czuje się jakby spełniły się jego marzenia. Jednak spotkanie z pewnym dziwnie znajomo wyglądającym jegomościem oraz bliski krąg odszczepieńców od angielskiej normy sprawią, że nie tylko spojrzy na świat innymi oczyma, ale i spróbuje go zmienić.

Napiszę to od razu (i w pierwszej osobie): Babel to jedna z tych książek, które powinny mnie zachwycić, lecz pozostawiły rozczarowanym. Na sucho jestem bowiem w stanie wymienić całe mnóstwo elementów, które przypadły mi go gustu (i zrobię to w dalszej części tekstu), a nawet i zachwyciły, lecz na koniec czegoś zabrakło, coś nie zagrało. (Nie)recenzja niniejsza będzie więc próbą przełożenia przemyśleń na „papier”, by zorganizować je i może konkluzję jakąś wypracować. Zacznę od tego, co mi się podobało. Wielką zaletą książki jest jej warstwa imperialno-polityczna, która w dodatku ze względu na tłumaczeniowy pomysł na magię zahacza o sfery lingwistyczne. Kuang prowadzi Robina (a wraz z nim i czytelnika) od zachłyśnięcia Oksfordem przez fale zwątpienia i samouświadomienia aż po kontestację pełną gębą i bunt. Protagonista nie jest może i wielce oryginalną postacią, ale jego rozterki wewnętrzne są na tyle wiarygodne przedstawione i osadzone w realiach, że trudno mu nie kibicować. Trochę jednak szkoda, że pozostała trójka dostaje tylko krótkie sceny, w których ma okazję lepiej się czytelnikom pokazać.

babel wieża mapa

Wracając zaś do kwestii kontestacyjno-politycznych, to uwypuklone one są za sprawą odium outsidera ciążącego na głównym bohaterze oraz potraktowaniu języka jako zasobu. Robin odstaje bowiem od przytłaczającej większości uczniów uniwersytetu nie tylko kolorem skóry, ale i statusem społecznym. Dzięki temu nie tylko bardziej wyraziście dostrzega, ale i na własnej skórze odkrywa jak ważna jest klasa i kasa oraz kto tak naprawdę korzysta na dokonaniach z zakresu srebrnej magii. Natomiast wyczerpywalność tego tłumackiego czarowania i wynikająca z niej konieczność pozyskiwania nowych języków czyni z języka zasób, kolejny którego można pozbawiać (także siłą) inne kultury. Pozwala to spojrzeć na niego z innej perspektywy, bardziej materialnej i docenić jego wagę. Osoby o skłonnościach translacyjnych docenią też liczne cytaty, przemyślenia oraz dyskusje ze sztuką przekładu związane. Da się też odczuć (i widać po przedmowie i źródłach podanych), że Kuang bardzo solidnie się do pisania przygotowała.

Dlaczego więc nie zachwyca, skoro z pozoru powinno? Gdy próbuję ubrać swe rozczarowanie w słowa, skonkretyzować je, pierwsza na myśl przychodzi poczucie bezcelowości w trakcie lektury pierwszej połowy książki. Babel przez długi czas sprawia wrażenie niezdecydowania. Czytelnik niby wie, że gdzieś na horyzoncie czeka jakaś intensyfikacja czy inna kumulacja, gdyż takimi prawidłami rządzą się takie opowieści, ale przez zbyt długi czas ma do czynienia z obyczajową powieścią uczelnianą. Ta część zapewnia co prawda pogłębiony wgląd we wspomniane kwestie imperialno-przekładnicze i pozwala autorce odpowiednio wyeksponować głównego bohatera z jego rozterkami, ale przydałby się tu bardziej wyrazisty kierunek fabularny. Nie zrozumcie mnie źle, nie wymagam od książek nieustannej akcji, nie nudziłem się też zbytnio w tej części. Problem polegał raczej na tym, że wracało do mnie pytanie: „po co to wszystko?” Tym bardziej szkoda, że gdy już odchody uderzyły w srebrem zasilany wiatrak, to Kuang potrafiła emocjonalnie mnie przetargać. Szkoda za to, że Kuang poprzestała jedynie na kuszenie i nęcenie odbiorców, jeśli chodzi o relację między pewną dwójką.

Babel to książka, której ocena sprawia mi problem. Z jednej strony dostrzegam dużo elementów, które powinny złożyć się na lekturę zachwycającą: ciekawe wątki polityczne, pomysłowo wpleciony w fabułę przekład, solidna praca źródłowa i bohater, którego droga wzmacnia wydźwięk fabuły. Nawet zbyt długi czas bez wyczuwalnego kierunku oraz zaniedbanie pozostałych bohaterów nie powinny aż tak zakłócić mej radości z czytania. Chyba po prostu zabrakło mi jakiegoś spoiwa, które wszystkie te elementy połączyłoby w spójną, z Pożeraczem kompatybilną całość. Z początku myślałem, że będzie to jedna z książek, której odbiór z czasem będzie mi się zmieniał na bardziej pozytywny, lecz tak się nie stało.

A tak na marginesie już zupełnie – cieszę się, że Fabryka Słów wydaje takie książki.

Język chłopca błyskawicznie napuchł, tamując dopływ powietrza do płuc. Malec zakrztusił się i chwycił za gardło. Sztabka spadła mu na kolana, gdzie zaczęła wibrować i podskakiwać jak opętana. Usta chłopca wypełniła lepka słodycz. Trochę jak daktyle, stwierdził w duchu. Pociemniało mu w oczach. Intensywnie aromatyczne, maziste daktyle, tak dojrzałe, że aż mdlące. Tonął w nich. Przełyk miał zatkany na dobre, nie był w stanie zaczerpnąć tchu…

Poprzedni

Odwrócone odwrócenie, czyli „Down Among the Sticks and Bones” Seanan McGuire

Następne

Kolorowe koszmary, czyli „Pantera” Brechta Evensa

6 komentarzy

  1. Luiza

    O, wszędzie ostatnio widziałam zapowiedzi tej książki. Ciekawe jest to, o czym piszesz i na co zwracasz uwagę.
    Może ta książka dryfuje w stronę np. rozbudowanego eseju, a oddała się od powieści?

    P.S. pół-Chińczyk (wielką literą)

    • pozeracz

      Aż tak mocno z tym eseizowaniem nie jest. Wszystkie ta przekładowo-językowe refleksje są dość zgrabnie wplecione w fabułę, sceny i ogólnie zgrane z oraz uprawnione przez pomysł ma magię i sam wydział Babel.

      PS Dzięki za zwrócenie uwagi!

  2. Ech, nie wiem czy właśnie takie książki, tzn. z dużym acz niewykorzystanym potencjałem, nie stanowią największego rozczarowania. Bo kiedy coś od początku jest szmirą czy niewypałem, to nawet gdy decydujemy się kontynuować lekturę, nie odczuwamy już żadnych negatywnych emocji poza znużeniem. Zaś gdy widzimy elementy, z których powinno powstać arcydzieło czy choćby zapadająca w pamięć książka, a zamiast tego wszystko rozłazi się w szwach, to rodzi się złość z racji zmarnowanej szansy 😉

    • pozeracz

      Coś w tym jest, że ten potencjał prowadzi do jeszcze większego rozczarowania. Tu jednak warto zaznaczyć, że wiele osób książką zachwyca się intensywnie.

  3. Właśnie przeczytałam i wróciłam, żeby zerknąć w końcu, co ty napisałeś. I zgadzam się, a nawet dodam, że drażniło mnie nieco więcej. Bo z jednej strony „Babel” jest humanistycznie (w znaczeniu właściwym, a nie „nie umiem w matematykę”) naprawdę świetną powieścią – ze względu na kwestie językowo-imperialistyczne, ale nie tylko. Ale też, jednocześnie, jest w niej za dużo pewnych elementów.

    To, co najbardziej mnie kłuło, to fakt, że wszyscy, ale to wszyscy nieco bardziej sprawczy bohaterowie tej książki byli w jakiś sposób dyskryminowani, uciskani i poniżani. To była kumulacja tak wyraźna, że aż męcząca, tak po prostu.

    Ale lektury nie żałuję. Zwłaszcza zakończenie szanuję mocno. Na GoodReads 3/5 😉

    • pozeracz

      Jeśli chodzi o główny zarzut, to biorąc pod uwagę kolor skóry, pochodzenie oraz/lub płeć, jestem w stanie w to uwierzyć. Czytałem nie tak dawno „Pogrzebać kajdany” i tam podejście wyższych sfer do wszelkich inności było bardzo widoczne. Z drugiej strony nie mam wiedzy o tym, jak to mogło wyglądać w samym Oksfordzie, ale tu gotów jestem zawierzyć autorce.

      Choć przypuszczam, że przy okazji był to też zabieg celowy, żeby domłotkować komunikat 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén