Isaac Asimov to kolejny – po Wiesławie Myśliwskim – z pisarzy, których cenię od dawien dawna, czytałem niemało, a jakoś na bloga nie zawędrowali. Wspomniałem o nim tylko we wpisie poświęconym potencjalnym początkom przygody z science fiction. Pozytonowy detektyw trafił do mnie drogą antykwaryczną w jakże odległych czasach przedpandemicznych, wylądował w pracowej szufladzie i dopiero niedawno wrócił na łono regału. Łaska pożeraczowych (ciut losowych) wyborów zaś sprowadza go właśnie teraz.
Inwazja z kosmosu okazała się nie tylko być bezkrwawa, ale też została dokonana przez potomków Ziemian. Zaawansowani technicznie Przestrzeńcy nie działają agresywnie, ale ich ingerencja wywołuję agresję ze strony zmuszonych do podporządkowania obywateli. Jedną z najbardziej kontrowersyjnych emanacji ich woli jest program robotyzacji społeczeństwa – androidy przejmować mają coraz więcej obowiązków. Jednak w Kosmopolu ginie doktor Sarton, kierujący wspomnianym programem, co doprowadzić może do poważnych komplikacji. Sprawa zostaje powierzona nietypowemu duetowi: policjantowi z Nowego Jorku oraz humanoidowi. Niechętny robotom gliniarz musi stłumić swe uprzedzenia i brać się do roboty.
Pisanie o klasyce science fiction (i w zasadzie nie tylko), zwłaszcza z tak ważne i bogatego dla tego gatunku okresu (powieść po raz pierwszy publikowana była odcinkowo w 1953 roku), to zajęcie najczęściej bardzo ciekawe, ale i stanowiące pewne wyzwanie. Pozytonowy detektyw (i inne teksty z serii Roboty) zawiera bowiem niemało motywów, które dziś można by określić jako zagrane lub sztampowe, ale była to zapewne jedna z pierwszych powieści, w których się pojawiały. Zaawansowana cywilizacja przybywająca na Ziemię w celach niewojennych, obecność androidów w społeczeństwie, masowo produkowane pożywienie o smaku nijakim, detektyw niczym ze świata noir w przyszłości… Brzmi znajomo, prawda? Jednak sam fakt pierwszeństwa czy pionierstwa nie czyni książki dobrą, a klasykom zdarza się starzeć niezgrabnie. W przypadku ofiary niniejszego tekstu tak jednak nie jest: mogłaby się bez problemu ukazać i dziś.
Pozytynowy detektyw to przede wszystkim (i w zgodzie z tytułem) powieść detektywistyczna, ale poprowadzona nie do końca sztampowo. Pierwszym wyróżnikiem jest sam Elijah Baley. Prowadzący dochodzenie nie jest najlepszym ze śledczych, a wybrany został między innymi za sprawą sympatii dawnego kolegi a dziś komisarza, Juliusa Enderby’ego. Główny bohater jest wystarczająco kompetentnym funkcjonariuszem, ale zdarzają mu się błędy, daje się ponieść swoim uprzedzeniom oraz gniewowi. Przeciwwagę, a po części i zwierciadło dla pełnego emocji Elijah stanowi przydzielony mu humanoidalny partner, R. Daneel Olivaw. Początkowo zdaje się być idealnie obiektywnym, do bólu racjonalnym i bezstronnym, ale z czasem zmuszony jest do zmierzenia się z ciekawym dylematem moralnym. Nabywa jednocześnie więcej wyrazu i nawet staje się nieco „ludzki”.
Stwierdzenie, że najsłabszą stroną Pozytonowego detektywa jest sama intryga nie byłoby nieprawdą (według Pożeracza, oczywiście), ale może być nieco mylące. Asimov umiejętnie bowiem myli tropy, akcję prowadzi sprawnie i bez zbędnych dłużyzn (ach, urok zwięzłych wydawnictw lat minionych), a i stawkę pod koniec podnosi. Jednak po prostu nie wychodzi zbyt daleko poza gatunkowy standard. Innymi słowy: wykonuje porządną robotę, ale to inne elementy wychodzą na pierwszy plan literacki. To właśnie droga, którą przechodzi Elijah w trakcie dochodzenia, oraz ewolucja jego znajomości z R. Daneelem są znacznie ciekawsze. Całość zaś podpiera solidnie nierzucająca się w oczy, choć raczej ponura wizja niezbyt odległej przyszłości.
Dla miłośników science fiction (nie tylko klasycznego) Pozytonowy detektyw będzie smacznym kąskiem, który przez niemal siedemdziesiąt lat nie stracił niemal nic na świeżości. Ciekawa para głównych bohaterów, sprawnie ukazana ewolucja ich znajomości oraz umiejętne wykorzystanie znanych (dziś) elementów fantastyczno-naukowej układanki świadczą na korzyść powieści Asimova. Może nie zapiejecie z zachwytu, ale kilka godzin solidnej rozrywki macie jak w banku.
I dochodzę do wniosku, że tępienie tego, co nie powinno istnieć, to znaczy tego, co wy, ludzie, nazywacie złem, jest mniej słuszne niż przemiana zła w to, co nazywacie dobrem.
Luiza
O, świetna rekomendacja. Ja dopiero (wreszcie?) poznaję Asimova.
Wydaje mi się, że także w przypadku literatury SF czytanie ahistoryczne bywa krzywdzące dla autora i jego dzieł. Nie zawsze pewnie. Obecnie sporo osób czyta w odniesieniu do „tu i teraz”, warto jednak mieć w pamięci czas i okoliczności tworzenia.
pozeracz
Z czytaniem historycznym i ahistorycznym, jak z wieloma innymi rzeczami, warto zachować otwartość i elastyczność. Owszem, ahistoryczność bywa krzywdząca, ale też trudno wymagać zachwytów czy też zmuszania się do lektury ze względu na „a bo wtedy tak było”. Innymi słowy: nie wszystko czasami powinno się usprawiedliwiać (patrz np. rasizm Lovecrafta).
Darth Artorius
Asimov to lektura obowiązkowa w SF. Jeśli Pozytonowy detektyw nas wciągnął to trzeba przeczytać cały cykl Roboty oraz Fundacja. Można też sięgnąć po Imperium Galaktyczne (mnie ten cykl wciągnął mniej) i opowiadania o robotach. To bardzo ciekawa wizja rozwoju ludzkości, w której niektóre drogi okazują się być fałszywe lub nietrwałe, inne prowadzą do zaskakujących rozwiązań.
Czy powszechna robotyzacja jest dobra ? Albo życie w odosobnieniu prawie bez kontaktów z innymi ? A może umysłową wspólnota ? Asimov pokazuje te ścieżki w całości swego pomysłu. Warto więc się z nią zapoznać.
Serial Fundacja jest luźno oparty na prozie Asimova i moim zdaniem zbyt w nim namieszano w imię politycznej poprawności
pozeracz
Ach, polityczna poprawność. Szczerze przyznam, że od samej politycznej poprawności bardziej irytują mnie osoby dopatrujące się jej w motywacji wszystkich twórców, których poglądy nie odpowiadają ich własnym. Ale proszę nie brać do siebie – Fundacji czytałem tylko jeden (może dwa?) tom dawno temu, a serialu pewnie nie obejrzę z braku czasu.
Ale, ale… Opowiadania o robotach podobały mi się bardzo, a do wspomnianej Fundacji chciałbym wrócić, bo pamiętam jak przez mgłę.
Ambrose
Bardzo dobrze wspominam lekturę tej książki i generalnie serce me się raduje z racji faktu, iż ostatnimi czasy Asimow cieszy się wydawniczą atencją w Kraju nad Wisłą, czego przejawem są kolejne wznowienia dzieł tego pisarza. Autora darzę niemałym sentymentem, bo jego proza przywodzi wspomnienia z czasów mej młodości – no i opowiadanie „Sny robota” (dzięki sąsiadce-polonistce, o której napomknąłem kiedyś na łamach Twego bloga) zostało przeze mnie wykorzystane w prezentacji maturalnej.
pozeracz
O, Asimov podpowiedziany przez polonistkę? Fajnie. Ze mnie co prawda anglista, ale gdybym miał kiedykolwiek jakimś przekleństwem do szkoły trafić, to chciałbym być właśnie też takim podpowiadaczem wartościowych lektur.
Andrew Vysotsky
Świetnie napisane o świetnej książce. Takie dzieła trzeba reklamować i przypominać o nich!
pozeracz
Pięknie dziękuję. Będzie na pewno tu jeszcze niemało książek podobnego pokroju i pochodzenia.