Obudziłem się nagle, jakby ktoś wyrwał mnie z dna mrocznej otchłani. Powietrze wokół zdawało się ciężkie, niemal lepkie, jakby koszmar nadal czaił się w cieniach pokoju. Serce waliło mi w piersi niczym młot, a każdy oddech był rwany niczym po ucieczce przed czymś… Co nadeszło: Mordbot nieco mnie rozczarował. O tym, jak System Collapse skolapsował Pożeracza, przeczytacie zaś poniżej.
Korporacja Barish-Estranza wysłała na pewną (re)kolonizowaną planetę w niebezpieczeństwie nie tylko statki ratunkowe, ale też kolejne SecUnity. Mordbot jeszcze nigdy napotkał żadnej etycznej korporacji, a Barish-Estranza na pewno nie będzie pierwszą. Nie mogą zdobyć planety, ale z pustymi rękami na pewno nie odejdą: może im wystarczyć pełen zestaw kolonistów/potencjalnych niewolników (wszystko zgodnie z prawem… korporacyjnym, oczywiście). Mordbot z chęcią popsuje im plany, ale najpierw musi doprowadzić siebie do porządku. Przywrócenie optymalnym parametrów operacyjnych może
Nie będę okrutnie trzymał Was w niepewności i od razu napiszę o źródle swoje rozczarowania. Otóż, System Collapse cierpi na zdecydowanie nazbyt rozwleczone zawiązanie akcji. Martha Wells spędza ponad połowę długości książki na dojście do pierwszego znaczącego zagęszczenie akcji czy też poważnej konfrontacji. W tej pierwszej części nie brak elementów interesujących – rozwijany jest wątek załamania Mordbota, podejmowane są próby odkrycia tajemnicy kolonii czy też powoli umieszczane są elementy budujące napięcie. Całkiem nieźle oddane jest uczucie uciekającego czasu, ale to ciut mało, by utrzymać satysfakcję czytelniczą. Taka struktura sprawdza się znośnie w formach krótkich, gdyż przedłużonego wstępu nie odczuwa się tak mocno, gdy całość ma poniżej sto stron.
Wspomniane powyżej przeciągnięcie jest tym bardziej odczuwalne, że gdy już Martha Wells wrzuci wyższy bieg, to czyta się ją świetnie. Amerykanka skwapliwie wykorzystuje możliwości oferowane przez stworzony przez siebie świat, a także drobnymi kroczkami go rozwija. Sceny akcji są dynamiczne, Mordbot ironiczny i pomysłowy, korporacje obrzydliwie zachłanne, a ich pracownicy gotowi sprzedać własne dzieci za awans. Świetnie wypadła zwłaszcza pewna sekwencja spleciona z fabułą tej części i zamiłowaniem pewnego robota do oper mydlanych. Ciekawskie jednostki mogą kliknąć zamazany tekst, żeby tajemnicę odkryć:
Na koniec zaś trzeba wspomnieć na wątku przewodnim , czyli o motywie załamania… de facto nerwowego (obwodowego?) Mordbota. Wydarzenia z poprzedniej (chronologicznie) części sprawiają, że android musi mierzyć się nie tylko z przeciwnościami zewnętrzno-korporacyjnymi, ale także ze swoistym kryzysem tożsamości czy też czymś na kształt PTSD. Proces prób poradzenia sobie z traumatycznego jest ukazany w sposób przekonujący. Ciekawie wypadają zwłaszcza pominięcia czy też autokorekty wprowadzana przez narratora, który zwłaszcza na początku w swych narracji celowo (i w sposób widoczny dla czytelnika) ucieka od tych wydarzeń i drążenia ich.
System Collapse to powieść, która ciekawy motyw przewodni oraz znany i lubiany zestaw bohaterów częściowo zaprzepaszcza poprzez zbytnie rozwleczenie zawiązania akcji. Miłośnicy specyficznego charakteru Mordbota i jego na świat spojrzenia na pewno wyciągną niemało dla siebie, ale i ich może rozczarować pierwsza połowa książki. Pozostaje mieć nadzieję, że Martha Wells nabierze wprawy z formami dłuższymi albo wróci do tych krótszych.
Humans have a bad habit of assuming that if they know a thing, all the other humans in the vicinity know it, too. Either that or they believe none of the other humans know anything that they don’t know. It’s either one or the other and both are potentially catastrophic and really fucking annoying.
Dodaj komentarz