O mej drobnej (jak dotąd) intensyfikacji komiksowej wspominałem już co prawda w podsumowaniu i (nie)postanowieniach, ale o konkretnych tytułach pisałem tylko na facebookowym profilu bloga. Właśnie poznaliście pierwszy z moich zakupów, ale w temacie pozostałych potrzymam Was jeszcze w niepewności. O ile do wyboru pozostałych potrzebowałem Waszych rekomendacji, to Osiedle Swoboda 1 było wyborem oczywistym i nadrzędnym. Jakże inaczej mógłby zresztą postąpić miłośnik Bydgoszczy, który swego czasu czytał Secret Service i Świat Gier Komputerowych?
Tag: bydgoszcz Strona 1 z 2
Śledzenie dobrych blogów niesie czasem ze sobą korzyści niespodziewane. Gdzieś tam w otchłaniach internetowych prowadzące bloga Niespodziegadki pochwaliły się artykułem o literaturze afrykańskiej, który opublikowały niejakie Fabularie. Jako periodykowy poszukiwacz w te pędy ruszyłem zwalczyć swą niewiedzę. Szybko okazało się nie tylko, że mam do sprawdzenia kolejne ciekawie zapowiadające się czasopismo okołokulturowe, ale że w dodatku pochodzi ono z Bydgoszczy. Periodyk zakupiłem prędko, ale przeczytanie zabranie się za lekturę trwało zdecydowanie za długo, gdyż w międzyczasie pojawił się już nowy numer. Mam jednak nadzieję, że Was to nie zniechęci.
Dziś czas na debiuty, debiuty i kolejne nieśmiałe próby żeglowania po wodach grozy. Wydawnictwo Genius Creations od dawna pozostawało gdzieś na marginesach mych zainteresowań, ale pewnego czasu zbliża się do ich centrum. Gdzieś tam był Paweł Majka, pochlebne głosy o Marcie Krajewskiej oraz kumoterska świadomość ich bydgoskiej proweniencji. Liber Horrorum to także podwójny debiut dla obu autorów – dla Michała Cetnarowskiego jako scenarzysty i Marcina Kułakowskiego jako pełnometrażowego ilustratora. Dla Pożeracza jest to zaś pierwsza pełnowpisowa recenzja komiksowa.
Dopiero co wyróżniłem Bydgoszcz w rocznym podsumowaniu, a tu rok 2017 zaczynam od antologii opowiadań z Bydgoszczą w tle. Zbiór ten pochodzi co prawda z Wrocławia, gdzie to powstał w ramach 12. Międzynardowego Festiwalu Opowiadania, ale nie będę wybrzydzał. Choć przyznam, że po początkowym przypływie lokalnego patriotyzmu zrodziła się we mnie obawa, czy nie będę za bardzo faktograficznie i geograficznie czepialski. Obawy okazały się jednak tylko nieco podstawne, a zbiór udany.
Niezbadane bywają koleje czytelniczego losu: jeszcze na początku tego roku miałem jedynie mgliste pojęcie, że w ogóle istnieje ktoś taki jak Wiktor Żwikiewicz. Kilka komentarzy, jeden konwent i nieco minionego czasu, a tu rzeczony bydgoszczanin jest najczęstszym recenzowanym na mym blogu. Znajomość tę literacką mogę nawet uznać za jedną z najważniejszych konsekwencji prowadzenia pożeraczowego przybytku, gdyż bez niego na Pyrkonie ma ręka w stronę Imago by nie powędrowała. Teraz zaś przyszła kolej na pierwsze spotkanie z opowiadaniami Żwikiewicza, czyli zbiorem Maszyna.