Gdy swego czasu dawnego w wakacje nawiedzałem intensywnie (obok)osiedlową bibliotekę, wpadałem czasem w ciągi autorskie. Czytałem całą furę Clive’a Cusslera i jego książki dawały mi sporo frajdy, nawet czytane po kilka w krótkim odstępie czasu. Podobnego szczęścia nie miał Harlan Coben – czytany w sporych odstępach był strawny, ale błędem wielkim było pożarcie dwóch jego kryminałów pod rząd. Niestrawność, zgada i przewidywalność. Annie Kańtoch bardzo daleko do bycia pisarka maszynową, ale z pewną regularnością wydaje niekryminalne, fantastyką zabarwione powieści motywami zbliżone. I nieustająco nimi zachwyca. Czeluść zdecydowanie w ten trend się wpisuje.
Tag: powergraph Strona 1 z 8
Pozwolę sobie bezczelnie przerobić popularną niegdyś sentencję: gdy jedne z najlepszych wydawnictw fantastycznych bierze się za non-fiction, wiedz, że coś się dzieje. Gdy Powergraph zapowiedział wydanie książki przyrodniczej, uczucia wzbudziły się we mnie mieszane. Zupełne odejście od profilu wydawniczego? Tematyka nie do końca w mych okolicach? Ale koniec końców przeważyło zaufanie do tej świetnej ekipy i dlatego teraz tutaj gości Rozejrzyj się! Dariusza Dziektarza.
Przyznam się tu zupełnie szczerze, że debiut Magdaleny Salik w Powergraphie wziął mnie z zaskoczenia. Stało się to nie tylko za sprawą bardzo dobrego pisania autorki mi nieznanej, ale byłem zwyczajnie przekonany, że był to debiut w ogóle. Fantasy i science fiction czytuję od dawna i wydawało mi się, że jestem na bieżąco, a tu taki psikus. Tak Mniejszy cud, jak i trylogia Doliny mroku przemknęły jakimś sposobem zupełnie obok mnie. Może kiedyś je nadrobię, ale póki co skorzystałem z nadarzającej się okazji i wystarałem się o wywiad.
Zdarzało mi się już na tym blogu czynić niebezpieczne deklaracje dotyczące mej pewności względem nagrodowego potencjału recenzowanych powieści. Ma skuteczność profetyczna nieco do życzenia pozostawia – w przypadku w Płomienia żadnych przewidywań nie czyniłem, a ten zgarnął Zajdla i żuławia. Poniższy tekst pokaże, jak oceniam Wściek Magdaleny Salik, a na końcu zobaczycie, czy udało mi się wstrzymać prognostyczne konie.
Są takie książki, które są czytelnikowi przeznaczone. Ile by się odwlekało, ile by się zapominało, i tak zawsze ktoś przypomni, ktoś poleci, znajdzie się na jakiejś liście albo po prostu natknie się w sklepie. Tak właśnie było ze mną i powieścią Czarne Anny Kańtoch. Nie dość, że to wysoce przeze mnie ceniona seria Kontrapunkty Powergraphu, to jeszcze z niepokojącą wręcz regularnością natykałem się na pozytywne opinie. Nadeszła więc pora zmierzyć się z tym dziełem.