Nieco ponad rok temu chwaliłem Powergraph za gatunkowy skok w bok i wkroczenie na ścieżkę przyrodniczo-naukową. Książkowy debiut Dariusza Dziektarza był zresztą i dla mnie ciekawą odmianą, bo choć stworzenie ze mnie ciekawskie, to po tematykę czysto roślinno-zwierzęcą sięgam rzadko. Tym bardziej więc ucieszyłem się, że najwyraźniej ta odmiana odniosła sukces, który umożliwił tak szybkie wydanie Chodźmy w las!
Tag: powergraph Strona 1 z 9
Śmierć to temat niezwykle nośny i obecny w sztuce w zasadzie od zawsze. Ten nieuchronny koniec od zawsze przyciągał artystów – czasem rozpatrywany był jako tragedia pojedyncza, a czasem zwielokrotniona. Regularnie pojawiały się także wizje końca ludzkości lub końca wszelkiego istnienia. Literatura fantastyczna obfituje w różne rozwinięcia tego motywu, trudno więc o oryginalność. Cezary Zbierzchowski postanowił dodać swą cegiełkę i udało mu się stworzyć Holocaust F, jedną z najciekawszych polskich powieści science fiction ostatnich lat.
Tak to się czasem przedziwnie zdarza, że dwie formalnie niezwiązane ze sobą książki wchodzą w dialog. Tak to się czasem zdarza, że w dwóch czytanych bezpośrednio po sobie powieściach kluczową rolę odgrywają pająki, mimo że nie pamięta się poprzedniej książki z takim choćby drugoplanowym motywem. Poprzednia lektura okazała się być wysoce satysfakcjonująca. Sprawdźmy więc, jak wypadnie debiutująca powieściowo Olga Niziołek i jej Dzieci jednej pajęczycy.
Przygotowanie do pisania wpisów podsumowujących zaczynam zawsze od lektury tych zeszłorocznych, a nierzadko zaglądam i do wcześniejszych. Pozwala mi to nie tylko na złapanie punktów odniesień, ale też nabranie odpowiedniej perspektywy (no i odpowiednie podlinkowanie). Efektem ubocznym od lat kilku jest natomiast dostrzeganie pewnej niezmienności, tak obserwacji, jak i (auto)narzekań. Zawsze jednak są jakieś zaskoczenia… Dość jednak ogólnikowych wstępów: oto książkowo-blogowe podsumowanie roku 2024.
Gdy swego czasu dawnego w wakacje nawiedzałem intensywnie (obok)osiedlową bibliotekę, wpadałem czasem w ciągi autorskie. Czytałem całą furę Clive’a Cusslera i jego książki dawały mi sporo frajdy, nawet czytane po kilka w krótkim odstępie czasu. Podobnego szczęścia nie miał Harlan Coben – czytany w sporych odstępach był strawny, ale błędem wielkim było pożarcie dwóch jego kryminałów pod rząd. Niestrawność, zgada i przewidywalność. Annie Kańtoch bardzo daleko do bycia pisarka maszynową, ale z pewną regularnością wydaje niekryminalne, fantastyką zabarwione powieści motywami zbliżone. I nieustająco nimi zachwyca. Czeluść zdecydowanie w ten trend się wpisuje.