Czytelnik napotyka na swej drodze książki wywołujące reakcje przeróżne. Czasem od pierwszego zdania literacką miłość wywołują, a czasem po pierwszych stronach rzucić się chce w kąt. W niektórych zaś przypadkach dominuje poczucie skonfundowania. Zniszczę tu wszelki suspens, ale Porwanie na planecie Z było dla mnie powieścią raczącą mnie regularnie niedostatkami, ale na koniec i tak pozostałem z wrażeniem pozytywnym. Mówiąc zaś prościej: nie do końca wiem, dlaczego mi się spodobało, i mam nadzieję, że spisanie niniejszej recenzji pomoże mi to ustalić.
Tag: science-fiction Strona 14 z 18
Lektura pierwszego tomu opowiadań Harlana Ellisona pozostawiła mnie z uczuciami mieszanymi. Nieco myląco przez polskiego wydawcę nazywany zbiór (w oryginale tytuł adekwatnie brzmi The Essential Ellison) zawierał teksty na różnym poziomie, ale przede wszystkim dawał ciekawy obraz samego autora oraz sporo materiału do przemyśleń. Drugi tom To, co najlepsze zapowiadał się znacznie lepiej, więc pora sprawdzić te przewidywania.
Wizje przyszłości prezentowane przez pisarzy science-fiction bardzo ogólnie można podzielić na te optymistyczne i te pesymistyczne. Początki i złote lata gatunku charakteryzowały się zdecydowaną przewagą tego pierwszego nastawienia – były pełne zachwytu nad rozwojem technologii i wyczekiwania świetlanej przyszłości. Głosy kasandryczne były raczej rzadkie, lecz z czasem trend zaczął się odwracać i dziś to one przeważają zdecydowanie. Dobitnie pokazuje to przykład Petera Wattsa i jego zbiór opowiadań zatytułowany Odtrutka na optymizm. Kołysanka – stop Bartka Biedrzyckiego mogłaby ten tytuł pożyczyć.
Science-fiction to taki gatunek, który wymaga jakiegoś – najlepiej oryginalnego – pomysłu przewodniego. Nawet space opera o skręcie militarnym bez jakiegoś ciekawego konceptu mocno traci. Pisanie powieści można zapewne zacząć od takiego właśnie przebłysku, ale w innych przypadkach przychodzi on z czasem. Nie ma jednak wątpliwości, że niekiedy taka idee przejmują władzę nad resztą elementów literackiego rzemiosła i uszczerbek im przynosi. Kameleon Rafała Kosika wygląda na taki właśnie przypadek.
Bardzo rzadko decyduję się na recenzje książek, które będę mógł czytać wyłącznie w formie cyfrowej. Nie wynika to zachłanności, chęci zapełnienia regału czy innej fanaberii, a ze względów osobniczych. O ile praca pełnoetatowa przed monitorem oczu mi zbytnio nie nadwyręża, to czytanie dużych ilości czystego tekstu męczy wyjątkowo szybko. Opowieści niesamowite stały się wyjątkiem od tej reguły z dwóch z względów – stanowią część projektu wydawniczego Fantazmaty i są zbiorem opowiadań. Zbieżność tytułowa z pewnym innym zbiorem była zaś okolicznością poboczną, zapewniam szczerze.