Kilka razy wspominałem tu o formacyjnej roli powieści Terry’ego Pratchetta, mogłem też wspominać o podróży, w którą zabrał mnie J.R.R. Tolkien. O ile jednak mnie pamięć nie myli, to Frank Herbert jak dotąd czaił się w cieniu i nie wskoczył nawet do żadnej z wyliczanek (tak, tak: bywały tu takie wpisy). Pora to zmienić. Skuszony okładką i premierą filmu (którego nadal nie obejrzałem) postanowiłem wrócić do jednej z ważniejszych lektur mych czytelniczych początków. Oto Arrakis – Diuna – Pustynna Planeta.
Tag: science-fiction Strona 6 z 16
Czy Wam też wydaje się, że pandemia rozpoczęła się kilkanaście lat temu? Mnie na pewno, co tylko potwierdziło się, gdy zasiadłem do pisania niniejszego wpisu. Skrzydła nocy nabyłem bowiem w ramach wspierania księgarni kameralnych na początku czasu zarazy, lecz z początku napisać chciałem, że książka ta trafiła do mnie daaawno temu. Jednak przesyłka z toruńskiej księgarni Kafka i spółka dotarła do mnie nieco ponad dwa lata temu. Biorąc pod uwagę kaliber dzieła i autora (oraz to, że na blogu gościł tylko raz), rzeczywiście nieco na kupce oczekującej czekała, ale nieco bardziej obiektywni patrząc, to przecież nie aż tak dużo. Dość jednak relatywnego marudzenia, pora na literaturę.
Może i będzie to nadmiernym uproszczeniem i spłaszczeniem tematu, ale Janusz A. Zajdel miał tego pecha, że tworzył wtedy, gdy tworzył i Stanisław Lem. Owszem, jest Nagroda Fandomu Polskiego, jest estyma dla książek, ale nie ma paranoi Dicka, nie ma adaptacji Tarkowskiego ni też Roku Zajdla. Nie mam żadnego błyskotliwego wniosku ni też puenty dowcipnej, więc po prostu zrobię najlepszą rzecz, jaką mogę dla twórczości pisarza z Warszawy: napiszę Wam, czy warto sięgnąć po Cylinder van Troffa.
Isaac Asimov to kolejny – po Wiesławie Myśliwskim – z pisarzy, których cenię od dawien dawna, czytałem niemało, a jakoś na bloga nie zawędrowali. Wspomniałem o nim tylko we wpisie poświęconym potencjalnym początkom przygody z science fiction. Pozytonowy detektyw trafił do mnie drogą antykwaryczną w jakże odległych czasach przedpandemicznych, wylądował w pracowej szufladzie i dopiero niedawno wrócił na łono regału. Łaska pożeraczowych (ciut losowych) wyborów zaś sprowadza go właśnie teraz.
No i zaczynamy szósty rok z Ekspansją. Zacząłem w 2017 roku od Przebudzenia Lewiatana, a następnie krok po kroku, rok po roku czytałem kolejne tomy. Rok temu zaskoczyły mnie zapowiadające się na tom przestojowy Gry Nemezis, a teraz z miesięcznym niemal poślizgiem zebrałem się do spisania swych przemyśleń o części szóstej. Poprzedni tom zmienił nieco kierunek, w którym zmierza seria i przesunął środek ciężkości, więc tym bardziej ciekaw byłem, jak wypadną Prochy Babilonu. I choć zawsze przy pisaniu o entym tomie długiego cyklu zawsze nachodzą mnie wątpliwości co do sensowności publikowania takich wpisów, to i tak Was do lektury zapraszam.