Za sprawą mojego profilu na Goodreads bez wahania stwierdzić mogę, że niecałe jedenaście lat temu odbyłem swą pierwszą podróż na dno cieśniny Juana de Fuca. Za sprawą pewnego przyjaznego Tzara i naszych wspólnych praktyk książkowymiennych spędziłem kilka(naście) godzin z grupką wykolejeńców. Rozgwiazda zdecydowanie wyryła mi się w pamięć, lecz – jak się teraz okazało – selektywnie. Takie odkrycia to urok do dobrych książek powrotów.
Tag: science-fiction Strona 6 z 18
Gdyby zignorował podstawowe prawa fizyki oraz wszelką logikę przyczynowo-skutkową, mógłbym napisać, że autorzy Ekspansji przeczytali moją recenzję poprzedniego tomu cyklu i mając dość mego marudzenia, skręcili fabularnie w strony mi milsze. Porzucając zaś hipotetyczne ułudy, Wzlot Persepolis w pewnej mierze zdaje się być odpowiedzią na me grymasy. Historia wraca bowiem na tory mi bardziej miłe, a i ukazuje długofalowych planów narracyjnych autorskiego duetu. Szczegóły poniżej, bo gdzieżby inaczej?
Oto i doszliśmy do (0)granic(zeń) polskiego rynku wydawniczego. Recenzowana poniżej powieść jest bowiem ostatnią częścią Kultury wydaną w Polsce. To właśnie na niej w 1999 roku skończyły się zapędy wydawnictwa Prószyński i S-ka. Nie tak dawna inicjatywa Zysk i S-ka skończyła się nim się zaczęła — choć przyznać trzeba, że Wspomnij Phlebasa to niekoniecznie najbardziej przebojowe otwarcie zdolne przekonać czytelników. Znacznie lepiej nadawałby się do tego Najemnik.
W sposób pośredni Rafał Kosik jest jedną z osób najczęściej goszczących na moim blogu. Współprowadzone przez niego wydawnictwo Powergraph na pewno jest w czołówce pod kątem liczby recenzji spisanych Pożeracza kończynami. Jednak jako autor póki co zjawił się w tych skromnych progach tylko dwa razy. Po Różańcu, Kameleonie oraz ponad czterech latach przerwy nadeszła pora na Vertical.
Oto i nadeszła pora powtórzyć frazę ze wstępów do wpisów moich znaną: aż dziwne, że Arthur C. Clarke pojawia się recenzencko dopiero teraz. Wspominałem o jego książkach we wpisach wyliczankowych, ale prosty wniosek z nieobecności pełnowymiarowej jest taki, że od ponad siedmiu lat nic jego nie czytałem. Charytatywna licytacja pozwala mi jednak zaległość tę nadrobić: oto więc Kowboje oceanu.