Oto odsłona fąfnasta wstępu traktującego o przypadkowości wyborów literackich. Zachwyty i pochwały dla pierwszych dwóch książek Michała Wichy sprawiły, że trafił on na krótką (ha, ha) listę autorów, których chciałbym przeczytać. Podjąwszy to postanowienie jakoś nie wczytywałem się w recenzje, które zbierał Kierunek zwiedzania. Gdy więc na wystawce bibliotecznej przyciągnął mą uwagę, impulsywnie po niego sięgnął. Potem nastąpiło zaskoczenie.
Rok: 2023 Strona 7 z 10
W zamierzchłych czasach recenzowałem na tym blogu początki Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, a we wstępie do pierwszego tekstu wspomniałem o swych przygodach z wydawnictwem TM-Semic. Jednak, podobnie jak i dziś, superbohaterski świat dwudzielnym jest – prócz Marvela, jest i DC Comics. To właśnie w tej drugiej grupie znaleźć można tego, który najbardziej z pierwszoplanowych się wyróżnia, nie mutanta, nie obcego, nie obdarzonego magicznymi mocami, a (nie)zwykłego człowieka. Batman, mściciel z Gotham, pod tym kątem jest wyjątkowy, a Powrót Mrocznego Rycerza to jeden z ważniejszych komiksów w historii tej postaci.
Łukasz Orbitowski to jeden z moich ulubionych polskich pisarzy, ale póki co na blogu powieściowo zagościł tylko raz. Są co prawda dwie części wywiadu, ale recenzencko rozpisałem się jedynie o Innej duszy. Nie będę tu próbował dochodzić, dlaczego musiało minąć ponad siedem lat, bym po kolejną książkę sięgnął – po prostu skupię się na tej. A Kult na skupienie zasługuje, zdecydowanie.
Oto i doszliśmy do (0)granic(zeń) polskiego rynku wydawniczego. Recenzowana poniżej powieść jest bowiem ostatnią częścią Kultury wydaną w Polsce. To właśnie na niej w 1999 roku skończyły się zapędy wydawnictwa Prószyński i S-ka. Nie tak dawna inicjatywa Zysk i S-ka skończyła się nim się zaczęła — choć przyznać trzeba, że Wspomnij Phlebasa to niekoniecznie najbardziej przebojowe otwarcie zdolne przekonać czytelników. Znacznie lepiej nadawałby się do tego Najemnik.
Należę do osób, które nie potrafią (albo nie chcą, bo w sumie nie podejmuję prób) czytać kilku książek na raz. Jedynym odstępstwem od mej czytelniczej monogamii jest Kindle. Najczęściej mam jedną książkę napoczętą w papierze i jedną na czytniku. Tak się jakoś mi poskładało, że ta druga jest niejako lekturą zastępczą, zapasowo-wyjazdową. Rytm Wojny padł ofiarą tego układu, gdyż jego lektura zajęła mi ponad pół roku. Czy aby jednak była to tylko wina mych zwyczajów?