"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Miesiąc: wrzesień 2024

Śmierć, sława i (nie)wikingowie, czyli „Cień bogów” John Gwynne’a

Obcowanie ze sztuką na tę właściwość ciekawą, że w sposób ciągły i niemal niezauważalny rozwija bazę wiru… znaczy się skojarzeń. Czasem co prawda te asocjacje są natarczywe i nasilane przez swoistą odmianę efektu świeżości. A gdy dodać do tego, że do światów nordyckich zaglądam rzadko, to nikogo dziwić nie powinno, że pełnokrwista opowieść z tego świata nieodmiennie na myśl God of War mi przywodziła. Z recenzji zaś dowiecie się, jaki ciężar konotacje były i jak Cień bogów jest zniósł.

cien bogów

Surowa maestria, czyli „Trylobity” Breece’a D’Ja Pancake’a

Niemało mam czytelniczych słabości – od długich cykli fantastycznych (i nie tylko), przez Lee Childa, aż po klasycznie kiczowate okładki dawnej fantastyki. Gdzieś tam pomiędzy nimi znaleźć można predylekcję do wartościowych serii wydawniczych. I właśnie wdepnąłem w kolejną. Opowiadania amerykańskie od wydawnictwa Czarne kusiły mnie od samego startu, ale dopiero Trylobity dokonały aktu poprzez kameralny zakup.

trylobity

Konsekwencje rewolucji i rewolucja konsekwencji, czyli „Zielony Mars” Kima Stanleya Robinsona

Gdy w grudniu zeszłego roku recenzowałem Czerwony Mars, nie spodziewałem się tak szybkiego  powrotu na czwartą planetę od Słońca. Wiem, że tłumaczenie było już gotowe, ale i tak doceniam wydawniczą regularność ekipy z Czerwonaka. Zresztą jednorazowe zarzucenie czytelników kilkoma tysiącami stron nie byłoby chyba najlepszym posunięciem… Dość jednak blubrania, odpalmy silniki i lećmy na Zielony Mars.

zielony mars

Na drugim planie, czyli „Pustkowie zwane pokojem” Arkady Martine

Duologia ten dziwny krewny powieści samodzielnej i trylogii. Te dwie ostatnie zdecydowanie dominują, jeśli chodzi o literaturę fantastyczną. Zapewne wiąże się to ze strukturalnymi wyzwaniami pisarskimi, a po części pewnie i za sprawą wymagań wydawniczych. Tak czy inaczej: Arkady Martine stworzyła część dwuczęściowy, którego otwarcie nagród zdobyło worek i Pożeraczowi podeszło. Pora więc na kontynuację, Pustkowie zwane pokojem.

pustkowie zwane pokojem

Podziw zazdrością podszyty, czyli „Literatura jako kłamstwo” Giorgio Manganelliego

Co prawda po kolejny tom Domów ze słów sięgnąłem zdecydowanie później niż się spodziewałem (poprzedni recenzowałem ponad trzy lata temu), ale nie zmienia to faktu, że ta seria PIWu kusi mnie niezmiennie. Powziąłem też mocne postanowienie przeczytania całości. Jednak po lekturze zbioru esejów Giorgio Manganelliego muszę rozważyć formę ich recenzowania. Literatura jako kłamstwo mogłoby bowiem stanowić dla mnie wzór tego, jak pisać o literaturze… I jak tu recenzować taką książkę?

literatura jako kłamstwo

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén