Dopiero co pisałem o korzyściach z wizytowania biblioteki z potomkiem, a tu mam kolejny na to dowód. Swą znajomość z prozą Anny Brzezińskiej zacząłem nietypowo, bo od jej książki (w większości) historycznej. Córki Wawelu zawierały zdecydowanie więcej historii niż powieści, ale wypatrzona na bibliotecznej półce Woda na sicie sprawiała wrażenie odwrócenia tych proporcji. I zrobiła to, lecz w sposób przewrotny i wysoce satysfakcjonujący.
Kategoria: Książki Strona 27 z 84
W czasach zamierzchłych (zwanych czasem licealnymi i studenckimi) Pożeracz zaopatrywał się nie w księgarniach (a tym bardziej nie internetowych), lecz na półkach kolegów oraz w osiedlowych bibliotekach (liczba mnoga ze względu na przeprowadzki). W tamtych to czasach jednym z autorów współdzielonych przez oba źródła zasobów czytelniczych i przez Pożeracza (i nie tylko) lubianych był Kir Bułyczow. Jakoś tak się jednak złożyło, że od czasów wspomnianych prozy Rosjanina nie czytałem wcale i dopiero Rycerze na rozdrożach zmienili ten stan rzeczy.
Postanowienia wewnętrzne (w odróżnieniu od tych publicznych) mają taką zaletę, że można się nimi pochwalić wtedy, gdy już je spełnimy. Jakiś czas temu podjąłem zamiar dokończenia napoczętych serii obiecujących, a na pierwszy ogień poszedł w Polsce pokrzywdzony Daniel Abraham. Pierwszą część cyklu The Dagger and the Coin czytałem około dziesięć lat temu, więc trochę mi zeszło nim się z The King’s Blood zabrałem. Poniżej zaś przeczytać możecie, co z tego wynikło.
Wit Szostak to autor, który nie przestaje mnie nie zadziwiać. Od pewnego momentu każda kolejna jego książka jest diametralnie różna od poprzedniej, choć zawsze wspólna pozostaje daleko idąca zabawa słowem. Da się też zauważyć pewne przenikania – w narratorami stylistycznie zróżnicowanych Cudzych słowach Magda poetycko „rozkłada słowa na części pierwsze i wtłacza w nowe konteksty”, a Szczelinami to już w stronę liryki zwrot zupełny.
Może i będzie to nadmiernym uproszczeniem i spłaszczeniem tematu, ale Janusz A. Zajdel miał tego pecha, że tworzył wtedy, gdy tworzył i Stanisław Lem. Owszem, jest Nagroda Fandomu Polskiego, jest estyma dla książek, ale nie ma paranoi Dicka, nie ma adaptacji Tarkowskiego ni też Roku Zajdla. Nie mam żadnego błyskotliwego wniosku ni też puenty dowcipnej, więc po prostu zrobię najlepszą rzecz, jaką mogę dla twórczości pisarza z Warszawy: napiszę Wam, czy warto sięgnąć po Cylinder van Troffa.