"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Niespodziewana zwyczajność natężenia, czyli „Prochy Babilonu” Jamesa S.A. Coreya

No i zaczynamy szósty rok z Ekspansją. Zacząłem w 2017 roku od Przebudzenia Lewiatana, a następnie krok po kroku, rok po roku czytałem kolejne tomy. Rok temu zaskoczyły mnie zapowiadające się na tom przestojowy Gry Nemezis, a teraz z miesięcznym niemal poślizgiem zebrałem się do spisania swych przemyśleń o części szóstej. Poprzedni tom zmienił nieco kierunek, w którym zmierza seria i przesunął środek ciężkości, więc tym bardziej ciekaw byłem, jak wypadną Prochy Babilonu. I choć zawsze przy pisaniu o entym tomie długiego cyklu zawsze nachodzą mnie wątpliwości co do sensowności publikowania takich wpisów, to i tak Was do lektury zapraszam.

prochy babilonu

Gdy Marco Inaros ze swoją flotą zaskoczył wszystkich – od Ziemi, przez Marsa aż po niewtajemniczoną część Pasa. Druzgocący atak na Ziemię, który doprowadził do zagłady milionów istnień i katastrofy humanitarnej na niespotykaną skalę okazał się dopiero wstępem, pierwszym akordem kampanii, która ma zaburzyć istniejący układ sił. Kluczowym elementem planu bezczelnego pirata jest przejęcia stacji Medyna w samym sercu sieci wrót międzygwiezdnych. Jednak tak silny, nowy przeciwnik wymusza konsolidację po stronie dotychczasowych wrogów. A po środku tego wszystkie – jak to zwykle bywa – znajduje się Rosynant i jego załoga.

Czytelnicze przewidywania i oczekiwania potrafią dziwnie wpływać na doznania z lektury płynące i czasem czasu i wysiłku potrzeba, żeby się od nich zdystansować i spróbować spojrzeć nieco bardziej obiektywnie. Doskonale widać po kontraście między tym, jak na początkowo odebrałem Gry Nemezis i Prochy Babilonu. W przypadku tej pierwszej początek zapowiadał tom spokojniejszy, przygotowujący na przyszłe przyspieszenie. Zamiast wypełniacza był zaś szok, przerażenie i zmiana kierunku fabularnego serii. Oznaczało to też, że w ta druga zaczynała niejako z bagażem tej intensyfikacji. Dlatego też początkowa reakcja ma skręcała w stronę rozczarowania, choć w opowieści nie brak dobrze napisanych scen akcji, zdrady, zwrotów, a ważne wątki z części poprzedniej zostają domknięte. Może to być także kwestia tego, że najbardziej dramatyczne (i zaskakujące) wydarzenia miały już miejsce, a teraz historia zdaje się dążyć do stabilizacji. Zdecydowanie subiektywną (i irytującym mnie w Meekhanie) pretensję do obu tomów mam natomiast o porzucenie wątku protomolekuły czy też tajemniczego kosmicznego zagrożenia, który to w pojawiał się na pierwszym lub dalszym planie tomów od pierwszego do piątego.

prochy babilonu okładka

Wybaczcie wielki rozmiar, ale mam słabość do tych grafik okładkowych

Prochy Babilonu zdają się być też przy tym ofiarą prawidła „lepsze jest wrogiem dobrego”: sama w sobie jest to bardzo dobra powieść, ale traci na porównaniu z częściami wcześniejszymi, które wypadają ciut lepiej. Tom szósty Ekspansji utrzymuje bowiem poziom pod kątem kreacji i rozwoju postaci czy też na przykład języka przy opisywaniu scen akcji. Jeśli chodzi o bohaterów, to tym razem najciekawsza dla czytelnika będzie zapewne obserwacja Marco i Filipa Inarosów. Ten drugi dostaje kilka swoich rozdziałów, dzięki czemu można obserwować jego drogą od nienawiści do matki stojącej po nie tej stronie konfliktu i uwielbienia dla ojca przez chwile zwątpienia i dostrzegania innych aspektów charakteru ojca niż te gloryfikowane. Za sprawą takiego pogłębienia sam Marco staje się ciekawym, niejednoznacznym antagonistą, którego siłą jest porażająca wręcz charyzma i który każdą porażkę musi przekuwać w sukces, gdyż utrata wizerunku oznaczałaby nie tylko koniec jego kampanii, ale i wymazanie jednego z konstytutywnych elementów jego osobowości.

Można też odnieść wrażenie, że ta część więcej traci niż zyskuje na narracyjnym rozproszeniu. Struktura poprzednich tomów oraz wielowątkowość historii niemal wymusza pisanie rozdziałów z punktów widzenia różnych postaci, ale momentami tych zmian i postaci jest zbyt wiele. Częste zmiany zdecydowanie sprzyjają dynamizacji akcji i ułatwiają czytelnikom śledzenie fabuły rozproszonej po całym Układzie Słonecznym. Można jednak odnieść wrażenie, że autorzy chcieli poświęcić choć trochę miejsca zbyt wielu postaciom, których w końcu przez te tomy się zebrało niemało. Efekt jest taki, że z wyłączeniem Marco i Filipa (i to głównie za sprawą perspektywy tego drugiego) większość zdaje się zaniedbana. Co prawda niektóre postaci miewają bardzo ważne, autorefleksyjne momenty – na przykład Holden cierpko oceniający swe wcześniejsze idealistyczne wyskoki – ale i tak pozostaje wrażenie nadmiernego rozsypania. Szkoda tym bardziej, że bardzo chętnie poczytałbym więcej o Michio Pa i jej załodze (może jakiś spin-off, skoro główna seria zakończona?).

Prochy Babilonu to bardzo solidna powieść science fiction, która jednak traci w porównaniu z wcześniejszymi częściami serii. Nie brak tu akcji, wątki zostają zamknięte, a i postaci nadal się rozwijają, lecz sprawia wrażenie dokończenia Gier Nemezis, a nie osobno wyróżniającej się powieści. Nadmierne rozproszenie narracyjne i porzucenie wątku protomolekularnego nie zmieniają fakt, że jest do dobra książka w prześwietnej serii, którą zamierzam skończyć. Do zobaczenia za rok.


Prochy Babilonu rozproszyły się też tu:

– Mamy jakiś plan?
– Kilka – opowiedział Jim.
– Któryś z nich jest dobry?
– Och, nie. Absolutnie. Po prostu różne odmiany
strasznych.

Poprzedni

Zepchnięte przez prąd, czyli „Hood Feminism” Mikki Kendall

Następne

Rozliczne rozliczenia, czyli „Ucho Igielne” Wiesława Myśliwskiego

4 komentarze

  1. Z tego, co widziałem to cykl doczekał się już nawet serialowej ekranizacji. Oglądałeś może? A jeśli tak, to czy warta ona cennego czasu, który można by spożytkować choćby na czytanie?

    • pozeracz

      Niestety, nie oglądałem. Póki co wolę czas poświęcić na czytanie. Może, gdy już ukończę cały cykl, to sobie obejrzę.

      • Ha! – je też nie oglądałem i nie zamierzam, póki nie dokończę cyklu. I nie będę ryzykował czekania rok z następnym tomem 🙂 Kilka dni temu u nas chowali kogoś kilkanaście lat młodszego ode mnie (który zresztą nie zmarł w wyniku wypadku, tylko zawału), więc wolę fajnych rzeczy sobie nie dawkować 🙂 Dla mnie Prochy nie były gorsze od poprzednich części, były inne. Może dlatego, że już powoli przestaję odbierać Ekspansję jako cykl powieściowy, a zaczyna być dla mnie jedną megapowieścią podzieloną na tomy. Przy takiej perspektywie – wiadomo – każdy tom może mieć inaczej rozłożone akcenty, byle całość była dobrze skomponowana.

        • pozeracz

          Takie całościowe spojrzenie jest na pewno uprawnione, ale i niepełne bez poznania zakończenia całości. Ja w sumie nie wiem, skąd mi się to czytanie tomów różnych serii co roku wzięło, ale jakoś się go trzymam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén