Od pewnego czasu na blogu niniejszym koniec roku wiąże się z pisaniem dwóch wpisów: podsumowującego i (nie)postanowieniowego. W ramach tego drugiego od pewnego czasu zabieram się za „współczesną, niefantastyczną powieść autora/ki z Rosji”. Dlatego też skorzystałem z okazji i do kameralne księgarnie wspierającego zamówienia z toruńskiej księgarni Kafka dodałem między innymi Ciało Wiktora Jerofiejewa. Polecony przez pracownika zbiór okazał się być lekturą… wysoce interesującą.
Wybaczcie, o bloga odwiedzające osoby, ale akapit ten miast typowemu streszczeniu poświęcę drobnej tyradzie okołoblurbowej. Wydawnictwa Czytelnik nie znam nadzwyczaj dobrze, ale kojarzy mi się zdecydowanie pozytywnie i profesjonalnie. Jednak w przypadku tego blurba ktoś strzelił kulą w płot, a ktoś inny zapewne to przyklepał. Posłużę się dwoma wyimkami z tekstu z tylnej okładki: „przewrotnie wprowadzony w świat nieokiełznanej wyobraźni Jerofiejewa (zwłaszcza erotycznej!)” oraz „lektura wprowadzi w świat dowcipu, znakomitych obserwacji życiowych, barwnych przygód i … seksu”. Każdy chyba kojarzy złotą maksymę wtórnego (zazwyczaj) marketingu o tym, że seks się sprzedaje. Nie wiem co prawda, jaka wielu z potencjalnych czytelników Jerofiejewa to napalone napalone osoby nastoletnie, ale
Ciało zawiera niemałą dawkę seksualności, erotyki czy wręcz obsceniczności, ale siłą tego zbioru jest bogactwo i różnorodność. Brak mi wiedzy, żeby autorytarnie stwierdzić, że jest to zbiór reprezentatywny dla twórczości Rosjanina, lecz jego liczbowa bujność (aż czterdzieści sześć tekstów) oraz wspomniane zróżnicowanie treści i formy właśnie to sugerują. Jerofiejew uważany jest za enfant terrible tamtejszej literatury, za prowokatora i skandalistę — po lekturze wcale się takim określeniom nie dziwię. Autor bez skrępowania i w poważaniu wszelką poprawność polityczną mając zagłębia się nie tylko w tytułem sugerowane obszary cielesno-fizjologiczne, ale też dużo bardziej ryzykowne i ulotne: politykę, historię, duszę narodu czy też rosyjskie kompleksy. Dlatego czytelnik napotkać tu może nie tylko urokliwie ironiczną relację z wizyty z pierwszego komunistycznego obozu pracy zmieniającego się współcześnie w komercyjną atrakcję turystyczną, ale też na przykład pean obronny ku męskim… jajom.
Ten ostatni „smaczek” wskazuje na element, który może zadecydować o końcowych wrażeniach z lektury, a mianowicie na humor autora. Jeśli bowiem Ciało jest czymś przesycone, to właśnie tym elementem literackiego warsztatu. Jest on tak ważny dla odbioru, gdyż Jerofiejew lubi balansować na granicy przesady, sztubackości i dobrego smaku. Jako że nie każdy ma margines tolerancji w tym samym punkcie, dla niektórych żarty mogą być odrzucające. Na plus można zaliczyć zaś fakt, że pisarz nie oszczędza świętości z żadnej strony — dostaje się kobietom, dostaje się mężczyznom, dostaje się głupocie zachodniej, dostaje się głupocie wschodniej. Siłą rzeczy to Rosja i jej mieszkańcy częściej trafiają pod lupę i cięgi zbierają, ale da się tu wyczuć troskę, która często towarzyszy satyrze. Trudno się tu też doszukiwać szokowania dla samego szokowania — szokujące czy ocierające o kicz fragmenty nie sprawiają wrażenia dodanych na siły, a raczej wynikających z krnąbrnej natury twórcy.
Należy też zaznaczyć, że Ciało to nie tylko śmiech, seks i inne krotochwile. Są tu i teksty poważniejsze, zahaczające o kwestie polityczne, społeczne czy też historyczne. Widać to najbardziej dosadnie we wspomnianej wcześniej relacji z wizyty na Sołowkach. Komercjalizujące się pozostałości po obozie pracy na Wyspach Sołowieckich stają się przyczynkiem nie tylko do przypomnienia ich okrutnej przeszłości, ale nawet bardziej ukazują ulotność pamięci narodu, tego jak szybko zapomina o wyrządzonych mu krzywdach. Z pewną przesadą i wyolbrzymieniem przygląda się też na przykład postępującemu ogłupieniu społeczeństwa. I tu można wrócić do kwestii zróżnicowania — na koniec można bowiem dojść do wniosku, że misz-masz tematyczno-nastrojowy bywa aż nazbyt różnolity.
Ciało Wiktora Jerofiejewa to literacki koktajl złożony z wielu składników. Nie ograniczając swego poczucia humoru ni rozbuchanej wyobraźni autor tworzy nie tylko teksty z granicy przesady i obsceniczności, ale też wkraczające na bardziej poważne tereny. Przede wszystkim jednak czuć w tym wszystko pewną pozbawioną skrupułów szczerość, a także troskę o człowieka, nie tylko rosyjskiego.
Jednakże pewnego razu jako notoryczny prymus zostałem wysłany do obozu pionierskiego „Artek”. U stóp Ajudahu podczas ciszy poobiedniej najlepsi pionierzy, synowie członków gruzińskiego Biura Politycznego i rodzone dzieci Fidela Castro, w przestronnych sypialniach, w których morskie powietrze podmuchami wiatru wzdymało zasłony, w sensie dosłownym mierzyli sobie młode chuje za pomocą połamanej linijki i śpiewali sprośne piosenki. Zapragnąłem być taki jak oni. Chciałem bezwstydnie oceniać dorodne cycki naszej drużynowej Wari. Ale mimo rozpaczliwych starań i tak zamiast na onanistę wyrosłem na humanistę…
Ambrose
Ha, ja (nie)postanowień nie mam żadnych, ale przyznaję, że od pewnego czasu obiecuję sobie poznać prozę Jerofiejewa. Ale chyba znajomość rozpocznę od powieści 🙂
pozeracz
Czyli niby nie masz, ale i tak masz 😉
łowczyni słów
Raczej na onanizującego się werbalnie ekshibicjonistę. Gdzie jesteście, tajemnico, aluzjo, subtelności? Dlaczego nie przesłaniacie wejścia do alkowy? Dlaczego frywolność de Laclosa tak łatwo oddała pole organicznej obsceniczności rosyjskich traktorzystów?
Postępie, zawróć.
🙂
pozeracz
Postęp to raczej tymi traktorami nas rozjedzie. A tajemnicy i subtelności zawsze towarzyszyła obsceniczność i bezpruderyjność. To chyba nie tyle kwestia postępu (choć może z czasem zmieniają się proporcje), a preferencji osobnicznych.
łowczyni słów
Swoisty „postęp” dokonał się niestety również na polu literatury, która poszukując nowych środków wyrazu, zbyt daleko posuwa się w kontestowaniu dotychczasowych. Niestety na śmietnik dziejów trafił także dobry smak. Z jakiegoś powodu nie mówi się już o seksie bez okraszenia każdego akapitu co najmniej paroma „chujami” i „cyckami”. Niestety decydujące są tu gremialne preferencje osobnicze literatów, czy raczej samców.
pozeracz
Ja nadal przekonany jestem, że narzekania na upadek dobrego smaku towarzyszą ludzkości od czasów antycznych albo i wcześniejszych nawet. A nade wszystko mierżą mnie generalizacje.