Ten rok obfitował w czytelnicze spotkania ze zbiorami opowieści osobnych niemal zupełnie, lecz stykających punktowo życiorysami postaci. Po niezbyt zachwycających Turbulencjach oraz pokrzepiającym Nikolskim przyszła pora na niespodziewanie szybkie ponowne spotkanie z Yōko Ogawą. Grobowa cisza, żałobny zgiełk to zbiór opowiadań, najnowsza propozycja wydawnictwa Tajfuny. Sprawdźmy, czy wrażenie będą równie pozytywne.
Pisanie streszczenia zbioru opowiadań to niewdzięczne zadanie, lecz kilka ogólnych uwag o fabule poczynić można. Jak we wstępnie napomknięte zostało, teksty zawarte w tym zbiorze nie są li i tylko zbiorem publikacji autorki, a raczej w pętlę delikatną nicią powiązaną wielopostaciową mozaiką. W jednym z nich mieszkająca pisarka zaprzyjaźnia się ze starszą kobietą hodującą warzywa przed blokiem, a w następnych syn pisarki spóźnia się na jej pogrzeb przez awarię pociągu. Jego kochanka jest przełożoną następnej bohaterki, a sąsiadką protagonistki jeszcze innego. Czasem linie przebiegają między kolejnymi tekstami, innym razem łączą kilka, a w końcu zataczają krąg: ostatnie spina się z pierwszym.
Grobowa cisza, żałobny zgiełk to zbiór, który potrafi urzec treściami na różne sposoby, ale do którego znalezienie klucza wymaga pewnego wysiłku (choć po części ułatwia to angielski tytuł, ale o tym później). Prozę Yōko Ogawy można do pewnego stopnia porównywać z opowieściami Tego, W Którego Cieniu Żyje Japońska Literatura (przynajmniej współcześnie i zewnątrz patrząc), gdyż też miesza realizm z niesamowitością, ale jest to spojrzenie powierzchowne. Teoretycznych inspiracji można by tu bowiem wskazać wiele (choćby Poe czy Borges), ale Japonka tworzy autorski amalgamat i nadaje mu własny sznyt. Do wspomnianych elementów dodaje bowiem nie tylko metafikcję, ale i prosty styl oraz artyzm kreowania postaci.
Yōko Ogawa przygląda się swoim postaciom z wyczuciem i pewną czułością, ale nie stroni od ukazywania ich mrocznych stron. Stosuje przy tym ciekawy zabieg, gdyż najczęściej ta brutalna, nieokiełznana czy też paskudna twarz ujawniana w opowiadaniu, w którym ta postać pojawia się w roli drugoplanowej. Przykładowo, pisarka z tekstu Stara J. sprawia wrażenie rozgarniętej i opanowanej, a powraca później jako bliska demencji, napastliwa kobieta strzegąca swego wątpliwej jakości dorobku. Jednak są i wyjątki od tej metody, jak w kończących zbiór Trujących roślinach, w których to starsza kobieta wykorzystuje swą finansową pozycję by zdobyć atencję pewnego młodego muzyka, ocierając się przy tym o molestowanie seksualne (choć ukazanie subtelnie, tylko aluzyjnie). Można to interpretować jako komentarz dotyczący drastycznych czasem różnic między postrzeganiem siebie a innych. W kontekście ciemnej strony ludzkiej natury warto wspomnieć, że angielski tytuł zbioru brzmi Vendetta i choć z oryginałem nie ma on nic wspólnego, to zemsta rzeczywiście motywuje niektórych bohaterów.
Jednak tym, czym Grobowa cisza, żałobny zgiełk Pożeracza zauroczyła najbardziej – ze względu na jego predylekcje – jest warstwa metafikcyjna niesamowitością wzbogacona. Początkowo przeważa realizm, choć część postaci skręca mocno w stronę ekscentryczną, lecz świat przedstawiony trzyma się w zwyczajnych ramach. Później pojawiają się pewne przedziwne marchewki, a później i piosenkarka z sercem poza ciałem (znane są przypadki takich wad wrodzonych, ale z oczywistych względów muszą one być szybko korygowane). Podobnie jest z autotematyzmem: w pierwszej połowie wskazuje na niego jedynie postać pisarki prezentowana z różnych perspektyw, lecz z czasem jej proza zaczyna mieszać się z prozą Ogawy. Pierwsze opowiadanie pojawia się w późniejszym jako wiekowa książka w hotelowej biblioteczce, a drugie (i to z pisarką protagonistką) wraca jako na głos czytana lektura.
Grobowa cisza, żałobny zgiełk to kolejne udane spotkanie z literaturą Yōko Ogawy. Połączenie oka do ekscentrycznych postaci, przewrotne ukazanie mroków ludzkiej duszy oraz metafikcyjne i konstrukcyjne igraszki tworzą całość dającą czytelnikowi nie tylko frajdę, ale i interpretacyjne zagwozdki. Tajfuny nie zawodzą, pięknie wydają, a Anna Karpiuk przetłumaczyła bez zarzutu.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję
Zbiór ten zawitał i tu:
Tylko jej serce cały czas wyglądało na spłoszone. Naczynia krwionośne drżały przy każdym skurczu. Z bliska mogłem śledzić wzrokiem całą misterną mozaikę tkanki mięśniowej, która ukazywała się na jego powierzchni niczym tajemniczy szyfr.
Nagle przez nieuwagę musnąłem organ opuszką palca. Trwało to zaledwie moment.
Ależ było ciepłe! Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się dotknąć czegoś tak ciepłego. Żar przeniknął mi przez palce, rozlał się po ciele i zawładnął mną całym.[Fastryga na serce]
Ambrose
Yōko Ogawę znam i cenię, ale akurat ten zbiór dopiero przede mną. Z przyjemnością po niego sięgnę, chociaż przyznaję, że bardziej wyczekuję polskiego przekładu „The Memory Police” – z tego, co kojarzę dziewczyny z Tajfunów już zapowiedziały, że wydadzą ten tytuł 😉
pozeracz
Ja na pewno kupię „The Memory Police” po angielsku, bo cierpliwości nie starczy mi na czekanie na tłumaczenie 😉
MS
Właśnie jestem w trakcie czytania. Pierwsze opowiadanie jest nie tylko emocjonalną ale i kompozycyjną perła. Które teksty zrobiły na Tobie największe wrażenie?
pozeracz
Trudne to pytanie i to w dwójnasób. Z jednej strony ze względu na to, że wiele z nich prezentowało równie wysoki poziom, a z drugiej przez to ich zazębianie i nachodzenie trudniej oceniać z osobna. Podobało mi się właśnie połączenie pierwszego z ostatnim, a i subtelna groza „Fastrygi na serce” i „Starej J.” też mi zagrały.