Lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte to był szalony czas dla autorów science fiction (a pewnie i nie tylko) w USA. Wystarczy szybkie rzut patrzałką na bibliografię Roberta Silverberga, żeby przekonać się o dominacji ilości i maluczkości Remigiusza. Taka (nad)produkcja była konieczna, aby jako tako na siebie zarobić w tej niszy i tylko od kunsztu autora zależało, co z tego wyjdzie. Księga czaszek ukazała się w 1972 roku, w którym to Amerykanin wydał dwie powieści i pięć książek non-fiction oraz jeden zbiór opowiadań, a redagował pięć kolejnych.
Czterech pretensjonalnych, młodzieńczo zadufanych w sobie studentów wyrusza w podróż, która ma odmienić ich życia. Chcą odnaleźć tajemniczy kult zwany Bractwem Czaszek, który ma przeprowadzać rytuał zapewniający fizyczną nieśmiertelność. W świecie tych metafizycznych mistyków ważna jest jednak równowaga: do obrzędu przystąpić musi czterech, ale za nieprzekraczalną granicę trafić może tylko dwóch. Pozostała dwójka nigdy nie opuści pustynnej pustelni.
Księga czaszek to powieść, w której pierwsze skrzypce kompozycyjne odgrywa zabieg w tym gatunku spotykany względnie rzadko (a zwłaszcza pięćdziesiąt lat temu). Jest ona bowiem pierwszoosobowym czworogłosem. Naprzemienne rozdziały pisane z perspektywy Eliego, Olivera, Timothy’ego i Neda dają czytelnikowi wgląd w ich motywacje, lęki i słabości, ale też nadają opowieści swoistej dynamiki. Natomiast za sprawą literackiego kunsztu Roberta Silverberga (oraz tłumacza, Krzysztofa Sokołowskiego) nie tylko każdy z tych głosów jest wyraziście różny, ale i wzajemnie wzbogacający. Innymi zaś słowy: o niektórych postaciach więcej dowiadujemy od osób trzecich, nie zaś nich samych.
W dodatku i sama fabuła może nie do końca jest szczątkowa, ale w zasadzie można ją uznać za podporządkowaną postaciom. Jest tajemnicze bractwo, jest podróż w jego poszukiwaniu (i kilka przygód po drodze) i upragniona nieśmiertelność, lecz wszystko to ma na celu wystawienie charakterów czterech przyjaciół (choć „friends” raczej w rozumieniu anglosaskim niż polskim) i obnażenie ich przed czytelnikami. Fabuła nie straciłaby wiele na podmianie któregoś z tych elementów – kluczowy jest tu wiek bohaterów i konieczne poświęcenie. Nie znaczy to, że Księga czaszek kuleje fabularnie – po prostu akcent jest położony na elementy rzadziej w fantastyce eksplorowane.
Teraz zaś nadchodzi pora na łyżkę (lub dwie) pierwszoosobowego dziegciu. Nachwaliłem się Silverberga powyżej i słów mych nie cofam, ale mimo tych komplementów nie potrafiłem zgrać się z tą powieścią na poziomie więcej niż powierzchownym. Z perspektywy czasu doszedłem do wniosku, że stało się tak głównie ze względu na antypatię, którą pałałem do głównobohaterskiej czwórki. Zdaję sobie sprawę, że opisywani byli w wieku studenckim, co tłumaczy po częściej egoizm/zadufanie w sobie/sztubackie odzywki, ale po prostu było tego zbyt wiele. Autor po części zadziałał sobie na szkodę, gdyż za sprawą zmiennych perspektyw i narracji pierwszoosobowej zbyt dokładnie ukazał moralną marność czy momenty wzajemnej pogardy. Jak nie trudno się domyśleć, takie odczucia względem protagonistów uniemożliwiają czerpanie radości z narracji skupionej na wewnętrznej drodze tych właśnie postaci.
Księga czaszek okazała się być jedną z tych książek, z którymi rozminąłem się na poziomie indywidualnie-emocjonalnym, ale z pewnymi zastrzeżeniami byłbym gotów ją niektórym polecić. Robert Silberberg kunsztownie rozdziela narrację na czwórkę bohaterów i wykorzystuje motyw nadprzyrodzony do ukazania ich wewnętrznej drogi ku samopoznaniu i samozatraceniu. Jednak pokazuje ich zepsucie tak przekonująco, że aż mnie odrzuciło literacko. Nie znaczy to jednak, że rezygnuję z poznawania prozy tegoż autora czy – tym bardziej – Wymiarów.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję…
We współczesnym życiu nie ma już tajemnic. Zabiło je pokolenie naukowe. Racjonalizm daje na przeczyszczenie, wypiera nieprawdopodobnie niewyjaśnialne. Spójrzcie na religię, jaka płytka stała się w ciągu ostatniego stulecia. Mówią, że Bóg umarł. Pewnie: zabity, zamordowany.
Mateusz Cioch
A gdzie wady? :p Lubię antypatycznych bohaterów, sprawdzę, czy tak będzie również w tym przypadku 🙂
pozeracz
Czekam więc na raport. A między czasie dodam kilka słów wyjaśnienia: tutaj ta antypatyczność przejęła całą resztę. W bohaterach nie brak ciekawych rzeczy do odkrycia, ale ja na całą fabułę od pewnego momentu patrzałem przez pryzmat tego, jak mnie irytowali.
Mateusz Cioch
Wczoraj zacząłem czytać, dzisiaj skończyłem 😀 To chyba mówi samo za siebie. Bardzo się cieszę, że trafiłem na tę recenzję, bo na dobrą sprawę przypadkiem odkryłem książkę, która chyba będzie dla mnie ważna. Czytałem ebook z chomika, ale już zamówiłem fizyczny egzemplarz.
Osobiście wszystkich bohaterów polubiłem i nie uważam ich za antypatycznych, tylko zwyczajnie ludzkich (a może to synonimy?) i ciekaw byłem, co dalej z nimi będzie. Może to ten poziom indywidualno-emocjonalny, o którym piszesz. Ale jak mogłeś zauważyć, już tak mam, że gdy ktoś mówi antypatyczny bohater, strzygę uszami i z dużą dozą prawdopodobieństwa zakładam, że mi się spodoba.
Tak czy siak, naprawdę serdecznie dziękuję za rekomendację (nolens volens).
pozeracz
Nie ma za co 😉 Nie wiem, czy w pełni z tekstu to wynika, ale dla mnie jest to jedna z książek, które mi do gustu nie przypadły, ale widzę dobrze, dlaczego innych morze oczarować. Możliwe, że gdybym ją czytał np. 10 lat temu albo jeśli wróciłbym do niej za lat kilka, to i mój odbiór się zmieni.