Kierowanie się cudzymi gustami bywa ryzykowne, nawet jeśli tymi innymi są szacowne grona nagrody przyznające. Jednak gdy szuka się literackiego skoku w bok w science-fiction w Polsce jeszcze nie wydane, wybranie powieści nagrodzonej Locusem i nominowanej do Hugo, Nebuli i nagrody im. Arthura C. Clarke’a, wydaje się być obarczone minimalnym ryzykiem. Ninefox Gambit Yoona Ha Lee wpadł mi w oko za sprawą tych honorów i nieco żałuję, że sięgnąłem po niego dopiero teraz.
Cheris jest wiernym sługą heksarchatu. Jako członkini frakcji Kel bezwzględnie i efektywnie walczy z herezją. Od innych żołnierzy z wszczepionym instynktem formacyjnym odróżnia ją jednak talent matematyczny i skłonność do niestandardowych taktyk. Polityczne machinacje sprawiają, że jako marna kapitan wyznaczona zostaje na dowódcę ataku na Fortecę Rozproszonych Igieł, która wyrwała się spod dyktatu imperialnego kalendarza i zagraża mu w kluczowym punkcie kosmicznych szlaków. Na pozornie własne życzenia zostaje wyposażona w śmiertelnie niebezpieczną broń… ducha genialnego zbrodniarza wojennego, generała Shousa Jedao. Ożywiony zdrajca nie przegrał nigdy bitwy, ale jest też niebezpiecznym szaleńcem.
Powyższe wprowadzenie do fabuły może wydawać się nieco dezorientujące, ale ten pozorny chaos jest dobrym odzwierciedleniem złożoności fabuły oraz faktu, że czytelnik jest rzucany na głęboką wodę. Ninefox Gambit stanowi bowiem popis oryginalnego światotwórstwa, a Yoon Ha Lee zdecydowanie preferuje pokazywanie nad opisywanie. A do pokazania ma dużo: złożony system polityczny ze wzajemnie zwalczającymi się, zależnymi od siebie frakcjami, fantazyjne technologie wojenne oparte na wymyślnym systemie matematycznym i liczne zagrożenia z zewnątrz. Można co prawda poczynić zarzut, że sposób działania „kalendarza imperialnego” (np. zależność działania broni od stopnia wiary mieszkańców) przedstawiony jest w zasadzie bez konkretów i bardziej skręca w stronę magii niż techniki (nawet pamiętając o maksymie Clarke’a), ale zdaje się być wewnętrznie spójny. Podobny pomysł wdrożył Tomasz Kołodziejczak w cyklu Ostatnia Rzeczpospolita, ale tam magia była magią. Dla niektórych wymagany stopień zawieszenia niewiary może być zbyt wysoki, ale pozostali zachwycą się popisami wyobraźni autora i zaakceptują to jako dobrą iterację tropu „Applied Phlebotinum”. Wszystko to zaś podlane jest mieszanką orientalno-warhammerową.
Może i technika jest tu aż niezbyt nieodróżnialna od magii, ale dynamicznie prezentowana i malowniczo wręcz opisywana. Być może przymiotnik „malowniczy” niezbyt przystaje do scen masowego mordu, ale trudno go uniknąć. Sceny bitewne czasem przypominają fragmenty z krwawych horrorów, a czasem dzieła abstrakcjonistów, a „promień amputacyjny” to tylko mały przedsmak. Rozmach, różnorodność i pewna przesada tych elementów przywodzi wręcz na myśl stylistykę anime – ekranizacja Ninefox Gambit mogła by być wizualną perełką (choć raczej dla tych o mocnych nerwach). Na całe szczęście ten koloryt ogranicza się do warstwy estetycznej, a fabuła sama w sobie jest już metodycznie zorganizowana. Części militarne są bowiem ozdobnikiem, a rdzeniem jest wątek polityczny. W polityczno-frakcyjnym splocie nie brak zwrotów akcji i sporych zaskoczeń, a i wątki poboczne są frapujące (np. kwestia inteligencji budzącej się w serwitorach, małych robotach-pomocnikach). Od początku czuć też, że ten tom to wstęp to drobiazgowo rozplanowanej całości. Jednak nie oznacza to mało satysfakcjonującego zakończenia – finał jest efektowny, ujawnia wiele i kusi, by sięgnąć prędko po kontynuację.
Przy takim natężeniu światotwórczo-fabularnym często zdarza się autorom zaniedbać kreację postaci. Ninefox Gambit jednak prezentuje się pozytywnie i na tym polu. Yoon Ha Lee nie tylko podszedł dość nieszablonowo do kwestii (uwaga, niebezpieczne słowo) genderowych, ale też daje swoim bohaterom szansę rozwinąć się. Co prawda Cheris po części wpisuje w sztampowy typ dzielnego żołnierza złego imperium moralnymi rozterkami trapionego, ale przeważnie w tę rolę wpisywani są mężczyźni, a w dodatku jest to obraz pogłębiony. Historia zhańbionego generała też zawiera kilka przykładów odwrócenia ról płciowych (
Do Ninefox Gambit podchodziłem z ostrożnym optymizmem i bez czytania żadnych opisów fabuły, co okazało się świetnym rozwiązaniem. Yoon Ha Lee napisał trzymającą w napięciu powieść, zaserwował w niej oryginalne światotwórstwo i solidną kreację postaci. Technologia może i jest nieco zbyt magiczna, ale i tak jest to niezwykle wciągający wstęp do wybornie zapowiadającego się cyklu.
All communication is manipulation.
Ambrose
Fanem military science fiction nie jestem, a zarys fabuły faktycznie trochę onieśmiela stopniem zagmatwania, ale już koncept z duchem wojennego zbrodniarza bardzo mi się podoba. Dlatego kto wie, może kiedyś zdarzy mi się sięgnąć po ten cykl.
pozeracz
To zagmatwanie nieco dla zagmatwania – można po prostu cieszyć się złożonością konceptów bez usilnych prób ich zrozumienia. Coś na zasadzie: „To działa i tyle”.