"Natura ludzka nigdzie nie jest tak słaba, jak w księgarni"

Pędzący postmodernizm, czyli „Płeć wiśni” Jeanette Winterson

Czasem bywa tak, że czytelnik zraża się do autora z powodów nieracjonalnych zupełnie. Tak było z Pożeraczem i Jeanette Winterson. Po udanym studenckim spotkaniu z Namiętnością jej autorstwa nastąpiła nieudana próba pożyczenia innej powieści opatrzona powodem takowym: „i tak nie zrozumiesz”. Z czasem przyszło olśnienie, zrozumienie pobudek… i Płeć wiśni.

płeć wiśni

Siedemnastowieczny Londyn to miasto, w którym o nudę bardzo ciężko. Pożar, zaraza, Cromwell, purytanie i inne nieszczęścia sprawiają, że Psiara i jej (nie)syn Jordan tym bardziej intensywny tryb życia wiodą. Potężna kobieta, której suknia za okrętowy żagiel służyć by mogła i chłopak znaleziony swego czasu na brzegu smrodliwej Tamizy i bez historycznych zawirowań z tłumu by się wyróżniali. W tle, pomiędzy i na pierwszym planie podróże, subwersja i zawirowania baśniowe infatuacje.

Przeważnie w swych tekstach wszelkie wątpliwości i zarzuty pozostawiam na akapit ostatni, lecz tym razem pozwolę sobie od nich zacząć. Otóż napisana w 1989 powieść to dla mnie przykład na postmodernistyczną przesadę, przynajmniej jeśli chodzi o konstrukcję powieści. Baśniowe wtręty (a więc skręt w stronę magicznego-realizmu), czarny humor, groteska i przesada wszystkie stanowią zdecydowanie wartości dodane, ale temporalne zawirowania i fragmenty współczesne to o jedno „post” za daleko. Owszem, można dostrzec nici łączące wątki i motywy z obu epok, ale sprawiają wrażenie nieco zbyt łopatologicznych i w końcowym rozrachunku nie wnoszących aż tak wiele do powieści. Odnieść można wrażenie, że Płeć wiśni więcej zyskałaby na odpowiednim rozbudowaniu tego elementu lub porzuceniu go na rzecz bardziej konkretnej puenty. Historia postaci jest bowiem ciekawa sama w sobie, ale brak jej kulminacji.

Jednak nie licząc tego zgrzytu, Płeć wiśni to powieść bogata, pięknie napisana i dająca do myślenia. Najciekawsza jest wspomniana subwersja związana z rolami płciowymi. Psiara, główna bohaterka, służy Winterson do roztrząsania i eksplorowania roli oraz (braku) znaczenia kobiet w epoce wiktoriańskiej (i nie tylko). Protagonistka to więc nie tylko groteskowy twór, ale też matka wykazująca się determinacją, prostolinijnością oraz brutalnością kojarzoną w takich narracjach z mężczyznami. Nie przejmuje się normami społecznymi i za wszelką cenę (nawet morderstwa) będzie bronić Jordana i swoich przekonań (a jest zapiekłą lojalistką). Środkową część powieści wypełnia ponowne opowiedzenie historii o dwunastu tańczących księżniczkach, czyli Stańcowanych pantofelków braci Grimm. Ich historie stanowią nie tylko komentarz do patriarchatu, ale też popis wyobraźni autorki.

Płeć wiśni jest bowiem powieścią udaną mimo wad w dużej mierze za sprawą języka i wyobraźni autorki. Wspomniane historie księżniczek przypominają literackie popisy Italo Calvino czy też Giorgio Manganellego – bywają zabawne, ironiczne i niepokojące. Podobnie jest z podróżami i przemyśleniami Jordana, który po zobaczeniu za młodu (niezwykle wtedy egzotycznego) banana zapragnął zostać podróżnikiem. Te z kolei skręcają w stronę filozoficzną i dotykają natury czasu czy człowieka. A to wcale nie wszystko, bo jest i tu jeszcze (jakże przez postmodernistów lubiana) dekonstrukcja mitu o Artemidzie. Całą tę mieszankę spina i upłynnia język. Psiara mówi w sposób odpowiednio grubiański, niemal wręcz brutalny, a Jordan i pod kątem mowy jest delikatny. Winterson bawi się słowem, momentami wpada w poetyckie sfery i ogólnie czytelnikowi dużo przyjemności w tym zakresie sprawia. Zwłaszcza, że i humoru nie brakuje (patrz cytaty poniżej).

jeanette winterson

Przewrotnie można by napisać, że Płeć wiśni to powieść idealna pod dyskusje akademickie i prace magisterskie. Jeanette Winterson stworzyła historię pełną odwołań, feministycznej subwersji i popisów wyobraźni, ale jednocześnie przekroczyła w moim mniemani delikatną (i wysoce osobniczą, co też zaznaczyć trzeba) granicę postmodernistycznego przepychu. Ja mam wielką słabość do takich mieszanek, więc nawet lekkie rozczarowanie tym elementem i rozmyciem finału nie stanęły na drodze mojej czytelniczej ekscytacji.

Kiedy Jordan pływał po świecie, odkryłam dzięki wizytom w burdelu, że męskie członki, kiedy je odgryźć lub w inny sposób uchlasnąć, już nie odrastają. Wydaje się to poważnym błędem natury, bo przecież mężczyźni są tak beztroscy, jeśli chodzi o ich członki, że wpychają je bezmyślnie, gdzie się tylko da. Podejrzewam, że wsadziliby nawet do dziury w ścianie, gdyby nie trafiło się nic lepszego.

Poprzedni

Biurowe zatracenie, czyli „Linia” Elise Karlsson

Następne

Pieśni umierającej Rammy, czyli „Requiem dla lalek” Cezarego Zbierzchowskiego

8 komentarzy

  1. Jedna z książek tej autorki („Dyskretne symetrie”) leży u mnie na półce i to od dość długiego czasu. Kupiłem ją kiedyś za śmieszne pieniądze, ale jakoś o niej zapomniałem, więc dzięki za odświeżenie tego nazwiska.

    • pozeracz

      Tak, w Polsce ta autorka chyba wielce szerokiej popularności nie zdobyła i jej książki po pewnym czasie lądowały w różnych przecenowych koszach albo i sklepach. Ja mam skrzywioną perspektywę, bo z kolei na filologii angielskiej w mych czasach popularna była zdecydowanie.

  2. awita

    Och! Jeanette Winterson – moja ulubiona pisarka! Psiara – tej postaci nie da się zapomnieć, takoż i Londynu tamtych czasów. Sporo lat już upłynęło odkąd delektowałam się książkami pisarki, a „Płeć wiśni” i „Namiętność” należą do tych najlepszych.

    • pozeracz

      O, to nie mogę nie zapytać: kiedy i jak zaczęła się z nią znajomość?

      • awita

        Czytywałam Jeanette Winterson na początku XXI wieku (w latach 2002 – 2009), kupowałam wtedy namiętnie książki z serii Salamandra wydawnictwa Rebis. Przez przypadek sięgnęłam po „Namiętność” i – zachwycona – kupiłam „Płeć wiśni”, „Podtrzymywanie światła” (urzeczona byłam magią i prostotą tej książki, no i samą historią przyjaźni niewidomego latarnika i małej dziewczynki), „”Nie tylko pomarańcze” (oparta na przeżyciach z dzieciństwa samej pisarki), „Zapisane na ciele” (dość trudna w odbiorze powieść na motywach „Orlanda” Virginii Woolf), „Kamienni bogowie” z serii Jej portret również Rebisu (według mnie bardzo udany eksperyment w stronę science-fiction – przenikanie się czasów, wyprawa w przestrzeń kosmiczną, opowiedziana w zaskakujący sposób). Ostatnia przeczytana przeze mnie pozycja to „Przepaść czasu” na motywach „Zimowej opowieści” Szekspira, wydana w serii Szekspir przez Wydawnictwo Dolnośląskie, ale ta mniej mi się podobała i nic z niej nie pamiętam 🙂
        Przede mną jeszcze „Dyskretne symetrie” – mam nadzieję, że będą równie dobre co „Kamienni bogowie”.
        Na czym polega fenomen tej pisarki ? Dla mnie to dość trudne do określenia, ale na pewno zachwyca mniej jej język, niezwykłe postaci kobiece. Uwielbiam tę szczególną postać realizmu magicznego, którą udało jej się stworzyć i dzięki czemu jest tak oryginalna, niepowtarzalna, rozpoznawalna.

        • pozeracz

          Dziękuję pięknie za wyczerpującą odpowiedź. To teraz zapytam tylko: co po „Namiętności” i „Płci wiśni” byś polecała?

          • awita

            Polecę Ci dwie: jedną bardziej tradycyjną w formie opowieść – „Podtrzymywanie światła”, a drugą – bo jestem ciekawa bardzo, czy taki literacki eksperyment Ci się spodoba – „Kamienni bogowie”.

          • pozeracz

            Eksperymenty lubię, zdecydowanie. Ale tak czy tak: za polecenie dziękuję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén