Na samym początku popełnię rzecz karygodną z perspektywy twórcy internetowego: odeślę Was do artykuły innego autora. Marcin Zwierzchowski, znany facebookowo jako Kulturalny Człowiek, napisał bowiem ciekawy dla Lubimyczytać.pl ciekawy tekst o tym, jak to do dyskusji fantastyczno-naukowych nie zaprasza się autorów literatury science-fiction, a Lem postrzegany jest jako koniec i początek całego gatunku. Czemuż jednak przywołuję to w tym miejscu? Gdyż Podarować niebo Romualda Pawlaka to właśnie fantastyka zbliżona pod wieloma względami do tej lemowskiej.
W wyniku niezidentyfikowanego błędu ziemski statek kolonizatorski trafia w odległy zakątek wszechświata. Przyszli koloniści tkwią uśpieni w module zwanym Katafalkiem, a na zmianę pracująca załoga mierzy się z licznymi trudnościami i dylematami. Głównym źródłem tych drugich są autochtoni – niezbyt lotna rasa Argunów. Spór toczy się zaś o to, czy należy ingerować w jej rozwój, a jeśli tak, to w jaki sposób. Trudności zaś mają głównie charakter osobisty i interpersonalny. Fakt, że szansa na ratunek jest minimalna, a Argunowie są tak mało podatni na jakąkolwiek stymulację, doprowadził do tego, że niektórzy szybko zdecydowali się na hibernację do momentu (czysto hipotetycznego) ratunku, a pozostali coraz gorzej radzą sobie z codziennym funkcjonowaniem. Foster, jeden z astronomów, będzie musiał na tej wachcie zmierzyć się nie tylko ze swoimi słabościami.
Zgodnie z tytułem recenzji niniejszej oraz przywołaniem prozy Stanisława Lema, Podarować niebo to powieść science-fiction w wielu aspektach trzymająca się sprawdzonych schematów z lat minionych. Romuald Pawlak stawia tu nie na nagłe wolty fabularne czy przeładowanie akcją, a na spokojny rozwój wydarzeń i napięcia generowane poprzez sprzężenie charakterów postaci z (niemal) beznadziejną sytuacją. Są tu co prawda momenty przyspieszenia i dynamiczne sceny, ale stanowią one raczej przedłużenie czy też dopełnienie tego, co zachodzi wewnątrz bohaterów. Dla Fostera oraz reszty obsady jego wachty zagrożenia z zewnątrz są ważne, ale to umysłowe i duchowe rozterki oraz międzyludzkie tarcia stanowią dla nich większe wyzwanie. Ciekawy jest też sam dobór momentu, w którym poznajemy załogę Skorpiona, a w zasadzie to, że autor zdecydował się pokazać ich długo po najbardziej dramatycznych odkryciach i uświadomieniu sobie braku możliwości ratunku. Początkowo może to dziwić, lecz czytelnik szybko zdaje sobie sprawę, że obecna sytuacja nie jest wcale lepsza pod względem morale, że wszyscy albo balansują na granicy wytrzymałości psychicznej, albo też dawno ją przekroczyli.
Drugi kluczowy element Podarować niebo powiązany jest bezpośrednio z tytułem, czyli ze staraniami załogi względem rozwoju Argunów. Podjąwszy decyzję o zastosowaniu tak zwanej strategii Trzech Kroków, ludzie starają się przygotować autochtonów na ewentualne przybycie właściwych osadników. Bez ujawniania się próbują popchnąć ich w stronę nauki, wspomóc w rozwoju rolnictwa czy też hodowli, lecz bez większych efektów. Foster jest tak rozczarowany swoim podopiecznym, potencjalnym astronomem, że przeszkadza mu to racjonalnej ocenie sytuacji. Inni zaś spierają się, czy Argunów należy motywować poprzez destrukcję, czy może należy zostawić ich po prostu w spokoju. Czytelnik zaś może rozważyć argumenty wszystkich stron i ocenić kluczowe pod tym kątem zakończenie powieści. Postępowanie głównego bohatera jest bowiem zdecydowanie dalekie od jednoznacznego.
Mimo powyższych pochwał, zaryzykować można stwierdzenie, że Podarować niebo może nie przypaść do gusty czytelnikom, którzy niedawno zaczęli poznawać literaturę science-fiction. Tempo akcji może okazać się dla nich nieco zbyt wolne, a skłonność protagonisty do introspekcji budzić znużenie. Niektórych rozczarować może też fakt, że Mira i jej mieszkańcy stanowią w zasadzie pretekstowe tło – służą za zwierciadło dla bohaterów, ich charakterów i motywacji, a nie samodzielne podmioty. Zdecydowanie nie staroszkolnie wypada natomiast natomiast obecność silnych postaci kobiecych czy też pary gejów. Z przyjemnością mogę też zameldować, że tym razem nie uświadczyłem natężenie korektorsko-redakcyjnych kwiatków, na które to narzekałem przy Zimnym świetle gwiazd. Wielkość próby jest co prawda nieco zbyt mała, ale pozwolę sobie założyć, że był to tylko wypadek przy pracy.
Podarować niebo to kolejna udana powieść od Wydawnictwa IX. Romuald Pawlak nie stworzył co prawda opowieści, która powali na kolana wszystkich miłośników science-fiction, ale przecież nie każda taka być musi. Jeśli więc macie słabość do fantastyki naukowej nieco dawniejszej, a od nadmiaru eksplozji boli Was głowa, sięgajcie śmiało. Obfity materiał do refleksji oraz dobrze napisane postaci wynagrodzą poświęcony czas.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję
Podarować niebo spotkacie i tu:
Coś jednak poszło nie tak, hamulec nie zadziałał albo ten nadświetlny łyżwiarz się potknął i wpadł w niekontrolowany poślizg. Kiedy opanowali sytuację i wrócili do einstenowskiej przestrzeni, okazało się, że – jeśli wspólne obliczenia wszystkich astronomów i nawigatorów na statku były cokolwiek warte – znajdują się nie w Ramieniu Oriona, nawet nie w głównym dysku Galaktyki, tylko w grupie gwiazd przyciąganych przez nią z jednej z jej galaktyk satelitarnych, rozciągniętych w nić biegnącą z małego niekształtnego motka. Skromne 70 tysięcy lat świetlnych od punktu startu i 69 tysięcy od punktu docelowego…
Agnes
Takie właśnie powieści lubię!
pozeracz
A już niedługo zbiór opowiadań…
Ambrose
Sam zarys fabuły kojarzy się z Lemowym „Edenem”. A jeśli i język oraz styl powieści Pawlaka są choć trochę zbliżone do prozy Mistrza, to czuję się w pełni przekonany, by sięgnąć po „Podarować niebo”.
pozeracz
Czekam aż sam sprawdzisz i dasz znać 😉