Jeszcze niedawno recenzowałem pierwszy tom Teatru cieni i chwaliłem Rebis za zaopiekowanie się tą serią, a teraz – ledwo miesiąc później – nie wypada mi nic innego, jak pochwalić za szybkie wydanie tomu drugiego. Po części jest to krok nieco ryzykowny, gdyż zapewne nie wszyscy jeszcze zdążyli kupić, przeczytać czy w ogóle natknąć się na Dwie karty. A może po prostu wydawca ufa, że seria ta wzbudzi zachwyty intensywne i chcą po prostu mieć całość prędko na rynku. Mi to wcale nie przeszkadza. Powiem nawet więcej: liczę, że im się uda, gdyż Pośród cieni to powieść przednia.
Przez pewien czas Podziemia położonego nad Zatoką Snów Shan Vaola były dla Brune Keare wygodnym schronieniem. Niebezpieczeństwa związane ze szwendaniem się po plątaninie korytarzy zasiedlonych nie tylko przez innych wyrzutków, ale i różne magiczne kreatury, w połączeniu z magicznymi zabezpieczeniami nałożonymi przez Żmija pozwalały mu we względnym spokoju praktykować alchemiczny fach. Jednak obecność nowego, utalentowanego gracza nie umknęła ani potężnym władykom półświatka, ani też Srebrnym zawodowo zajmujacych się eksterminacją mu podobnych. Sny i karty też zdają się mówić Krzyczącemu, że nadeszła pora na drastyczną zmianę otoczenia. Czy uda mu się zdażyć nim pętla losu się zaciśnie?
Jedynym poważniejszym zarzutem wysuniętym względem pierwszego tomu Teatru węży był brak spójnej struktury fabularnej. W Pośród cieni nie ma już tego problemu. Fabuła co prawda nadal skupia się na samym Krzyczącym, ale rozmachu tu wcale nie potrzeba. Oś fabularna jest na pewien sposób kameralna, ale rozwija się w tle od początku tomu. Mówiąc zaś prosto – jest to koherentna opowieść, a nie seria oderwanych od siebie (choć ciekawych) epizodów. Brak rozmachu nie przeszkadza zaś zupełnie dzięki protagoniście oraz ogniskującym się wokół niego siłom. W pierwszym tomie Brune dochodził do siebie i próbował znaleźć dla siebie miejsce w Shan Vaola, a w drugim jest już znaczącym punktem ciemnej strony miasta. Interesują się nim srebrni, werbować próbują zorganizowani kryminalnie, o pomoc zwracają się zaś strapieni mieszkańcu Podziemi, a do tego pozostają tajemnicze persony z przeszłości Żmija, czające się gdzieś na marginesach. Nie brak więc tu akcji ni wątków, a wszystkiemu towarzyszy umiejętnie budowany klimat nadchodzącej katastrofy.
Powyższe elementy nie byłyby tak satysfakcjonujące czytelniczo, gdyby nie sam Krzyczący w Ciemności. Agnieszka Hałas świetnie nakłada kolejne warstwy portretu tego bohatera. Przypuszczać można, że pod innym piórem postać złożona ze zbioru zgranych schematów (amnezja, łotr o złotym sercu, samotnik) Brune skończyłby jako płaska wydmuszka nie wychodząca poza sztampę. Tu jednak mamy do czynienia z interesującym protagonistą, który mierzy się nie tylko z wrogami zewnętrznymi, ale i wewnętrznymi. I nie zawsze wygrywa. Nawracające koszmary, świadomość nikłych szans na spokojny żywot, uzależnienie od opium – wszystko to wpływa nie tylko przemyślenia bohatera, ale i na jego zachowanie. Keare bywa drażliwy i opryskliwy, miota się między próbami poznania swojej przeszłości, a akceptacją swego losu. Wątek uzależnienia jest ciekawy, ale mógłby zostać bardziej rozwinięty, gdyż momentami można odnieść wrażenie, że więcej tu mówienia o nim niż rzeczywistego wpływu na maga. Może tom trzeci doprowadzi tę nitkę opowieści ku finałowi. Pozytywnie wypada też finał, który nie tylko miesza odpowiedzi z kolejnymi pytaniami, ale też zapowiada spore zmiany w tomie trzecim.
Jedną z zalet Dwóch kart był solidnie wykreowany świat oraz klimat dark fantasy. Bogowie umarli, kreatury z innych wymiarów tylko czekają na okazję, by przedostać się do świata ludzi, a o potędze mrocznych potęg decyduje liczba dusz wysłanych w zaświaty przez ich wysłanników. Do tego wszystkiego Srebrni, broniący przed zachwianiami Ekwilibrium, bywają bardziej wyrafinowani w swym okrucieństwie od tych, przed którymi mają bronić. W tomie drugim Teatru węży światotwórstwo nie zostaje znacznie wzbogacone, ale i te drobne dodatki są ważne. Miejsce akcji i grono bohaterów nie ulega więc znacznym zmianom, ale za to pogłębiony zostaje obraz konfliktu między dobrymi a złymi. I, jak to w wartościowej literaturze bywa, podziały na jednych i drugich są płynne oraz szarości pełne. Krzyczący zaś tkwi gdzieś po środku, gdyż świat skazuje go na życie w mroku, ale zachowaniem zdecydowanie do tej szufladki nie pasuje. Patrząc na to szerzej: tak dobro, jak i zło można tu znaleźć w miejscach niespodziewanych.
Zacznę zwięźle: Pośród cieni spełniło me czytelnicze oczekiwania narosłe po lekturze Dwóch kart. Nie mogę się już przyczepić do fabularnej nieskładności, gdyż tym razem opowieść prowadzona jest płynnie i spójnie. Jednocześnie to, co mi się podobało w pierwszym tomie, nadal jest obecne – w formie niezmienionej lub wręcz wzbogaconej. Największą zaletą zdaje się zaś być konsekwentne rozwijana postać Brune Kearego, który stanowi element wyróżniający, wynoszący Teatr węży na wyższą półkę polskiej fantasy, nie tylko tej w odmianie dark. Jeśli tom trzeci będzie kontynuować tę formę zwyżkową, to szykuje się iście efektowny finał.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu Rebis
Po ich sennym, odległym wyrazie poznała, że zaklęcia zaczęły działać. Musnęła dłonią blizny na jego policzku.
– Podążaj swoją drogą. Szukaj odpowiedzi, jeśli pragniesz. To bez znaczenia.
zacofany.w.lekturze
Zgadza się, wielu kupiło, nawet z drugim tomem, a nie zdążyło nawet zacząć. Chociaż ja bym wolał mieć i trzeci, zanim zacznę, bo nie wiadomo, czy ten cykl nie powoduje jakichś objawów uzależniających. Coś dużo osób zgodny chórem zachwala 😀
Andrzej ”Kruk” Appelt
Uzależnia jak twardy narkotyk. Poważnie mówiąc, lepiej mieć całość, bo po drugim tomie pojawiają się oznaki odstawienia, trzeci trochę pomaga 😀
zacofany.w.lekturze
Do premiery trzeciego już tylko kwartał, jakoś wytrzymam, może w międzyczasie zdążę Olgę i osty przeczytać.
pozeracz
Dopiszę się tylko na końcu, że „Olgę i osty” mam w zdecydowanych planach. Zresztą od dawna już, ale po drodze mi nie było.
Andrzej ”Kruk” Appelt
Mam problem. Nie powinienem się w ogóle wypowiadać. Powinienem do ukazania się „W mocy wichru” posługiwać się runą Mistrza Ogiona z „Czarnoksiężnika z Archipelagu”, czyli Zamkniętymi Ustami.
Krótko. „Pośród cieni” wyjaśnia wiele spraw, co najważniejsze potwierdza domysły co do statusu czarnej szkoły magii. Ja miałem to szczęście, że już podczas lektury pierwszego tomu miałem wizję, prawdziwą jak się okazało, wzajemnego stosunku srebra i czerni. Obie magie są komplementarne, a nie przeciwstawne. W ogóle to Zmrocza, jako źródło magii jest też, a w każdym razie była, regulatorem utrzymującym homeostazę na poziomie magii, co znaczy, że srebrni bezczelnie kłamią 😀
A Krzyczący? Żyje i ma się dobrze, mniej więcej.
W ramach czekania na trzeci tom przeczytaj zbiór „Po stronie mroku”. Daje po mózgu. No i zobacz te opowiadania http://www.bazaebokow.robertjszmidt.pl/taxonomy/term/84 szczególnie „Muzykę dla szczurów”.
Tak naprawdę przeczytaj „Olgę i osty”. To jest coś, czego nie potrafię do końca odczytać, ale odczytam 🙂
Wiesz, że cokolwiek bym więcej napisał to byłby spoiler? W każdym razie czeka Cię wielka przygoda, że się we wróżkę zabawię 😀
Liteon
Wielu tytuł wprowadził… w osty. Teoretycznie Młodzieżowa ale po przeczytaniu okazuje się, że porusza tak wiele różnych aspektów ludzkiej osobowości, problemów zwykłych jak i tych przemilczanych, ukrytych i wręcz zabójczych. Bardzo ciekawa lektura
pozeracz
Nie lubię się z czytaniem na ekranach, ale chyba się skuszę na „Po stronie mroku”. Zresztą „Królestwo i jego cienie” przeczytałem bez problemów. Magiczne zawiłości są tu bardzo ciekawe – rzeczywiście Srebrni wyrastają tu na poważnych niemilców.
A z dalszą dyskusją rzeczywiście zaczekam do finału.
Ambrose
Kusisz, kusisz, by zapoznać się z prozą pani Hałas. W sumie doskonale wpisywałoby się to w moje postanowienie, by częściej sięgać po literaturę napisaną przez kobiety 🙂
pozeracz
Poczekaj jeszcze ciut i kup od razu trzy tomy. W razie rozczarowanie pisz jednak do Kruka 😛