Czy Wam też wydaje się, że pandemia rozpoczęła się kilkanaście lat temu? Mnie na pewno, co tylko potwierdziło się, gdy zasiadłem do pisania niniejszego wpisu. Skrzydła nocy nabyłem bowiem w ramach wspierania księgarni kameralnych na początku czasu zarazy, lecz z początku napisać chciałem, że książka ta trafiła do mnie daaawno temu. Jednak przesyłka z toruńskiej księgarni Kafka i spółka dotarła do mnie nieco ponad dwa lata temu. Biorąc pod uwagę kaliber dzieła i autora (oraz to, że na blogu gościł tylko raz), rzeczywiście nieco na kupce oczekującej czekała, ale nieco bardziej obiektywni patrząc, to przecież nie aż tak dużo. Dość jednak relatywnego marudzenia, pora na literaturę.
W odległej przyszłości Ziemia… zbankrutowała. Po okresach rozwoju, podboju i zapaści przyszła pora na podległość. Już wcześniej kryzys wymusił kastową organizację – podział na grupy o ścisłym przeznaczeniu pozwolił ograniczyć chaos na planecie. Jedną z kast są Strażnicy, których zadaniem jest wykorzystywanie specjalistycznego sprzętu do sprawdzania ryzyka inwazji obcej rasy. Przekonanie o celowości takich działań osłabło u głównego bohatera, a wzmocnienia wiary szukać chce w Roumie, świętym mieście. Towarzyszy mu skrzydlata Lataczka Avluela oraz bezkastowy wyrzutek, Odmieniec Gormon. Dla całej trójki nadchodzi czas wielkich zmian.
Na początek uwaga, którą co prawda znaleźć można w większości recenzji i opisów, ale z wewnętrznego poczucia obowiązku i tak się nią podzielę. Otóż, Skrzydła nocy w opisywanym tu wydaniu to tak naprawdę zbiór trzech nowel: tytułowych Skrzydeł nocy, Wśród Pamiętających i Droga do Jorslemy. Tryptyk ten powiązany jest nie tylko osobą głównego bohatera i światem przedstawionym, ale i pewnymi kluczowymi wątkami. O tym jednak za moment, a najpierw kilka słów o gatunkowym nonkonformizmie Silverberga. Ta trzyczęściowa opowieść wymyka się bowiem gatunkowym schematom i nie zwraca się w stronę przygody, akcji czy też technologicznych wymyków fabularnych. Tempo wszystkich historii jest bowiem niespieszne, a w centrum wszystkich stoi człowiek (czy wręcz Człowiek) ze swoimi rozterkami, emocjami i słabościami. Zdarzają się sytuacje napięte, ale tak w zasadzie bohaterom nie przydarza się być w śmiertelnym niebezpieczeństwie, a to właśnie ich życie wewnętrzne i relacje znajdują się w centrum historii.
Jeśli zaś chodzi o wspomniane w poprzednim akapicie elementy wiążące, to dwoma takimi motywami są miłość i pycha wiodąca na zatracenie. Tę drugą można rozpatrywać w kontekście indywidualnym oraz zbiorowym. Druga perspektywa widoczna jest w historii, na którą skazuje ludzkość Silverberg. Ta bowiem zaprzepaszcza status jednej z wiodących ras w kosmosie – poczucie wyższości szowinizmem gatunkowym śmierdzące, nadmierna eksploatacja zasobów i niechęć do szerszej refleksji nad własnymi działaniami sprowadzają mieszkańców Ziemi do parteru i czynią z nich galaktycznych pariasów. Natomiast na poziomie indywidualnym najlepiej ukazuje to książę Roumu, który zapatrzony w siebie i swój status nie dostrzega nie tylko marności swojej domeny, ale i bliskości jej końca. Kara za to spotyka go sroga. Natomiast miłość funkcjonuje tu nie tylko na poziomie romantycznym (choć uczucie Strażnika do Avlueli ukazane jest w sposób poruszający), ale uniwersalnie ludzkim. To właśnie to uczucie spaja tych, którym zależy na Ziemi, a nie tylko władzy.
Ze wspomnianą pychą nieodłącznie związany jest natomiast kontekst historyczny. Skrzydła nocy powstały bowiem w momencie trudnym dla Silverberga osobiście, jak i globalnie. Amerykanin pisał bowiem pierwszą nowelę bardzo krótko po pożarze mieszkania w Nowym Jorku, przenosząc się z miejsca na miejsce. Wystarczy też rzucić okiem na rok wydania oryginału, by spojrzeć z innej perspektywy na upadają w przyszłości ludzkość. Wojna w Wietnamie, zimna Wojna, rasizm w USA, interwencja Układu Warszawskiego w Czechosłowacji – do wyboru, do koloru. Jednak trzecia opowieść pokazuje, że autor nie stracił do końca nadziei i widzi drogę do odkupienia. Szkoda tylko, że w rzeczywistości nie zrobiliśmy na tej drodze ni kroku… Bardzo dobrze wypada za to przekład Krzysztofa Sokołowskiego, choć mam do niego (przekładu, nie tłumacza) drobne zastrzeżenie. Chodzi mianowicie o pozostawienie nazw miast (Roum, Perris) w oryginalnym przekształceniu, co kłuje delikatnie, gdyż są błędne zapisy brzmiące jednak poprawnie (albo niemal) fonetycznie po angielsku. Język polski jest w wymowie sztywniejszy, ale można by było pójść na przykład w stronę Żymu czy też Parysza.
Skrzydła nocy to doskonały przykład na to, że Nowa Fala to niezwykle ciekawy nurt w amerykańskim science fiction. Są to trzy opowieści łączące się w pięknie napisaną, niespiesznie prowadzoną historię o miłości i zatraceniu. Jest to też przykład na to, jak rzeczywiste niepokoje potrafią wpływać na sztukę i się niej odbijać. Pozaliteracko (niemal) można też stwierdzić, że to kolejny z dowodów na wartościowość serii Artefakty.
Skrzydła nocy zatrzepotały też tam:
Pozostaliśmy jednak tą rasą, którą byliśmy, to się nie zmieniło. Odżyliśmy, przynajmniej w pewnym stopniu. Roztrwoniliśmy majątek naszej planety, byliśmy i mieliśmy pozostać nędzarzami, bankrutami, a jednak, choć poniżeni, wstąpiliśmy w Trzeci Cykl.
M.S.
Silverberg to jeden z prawdziwych tuzów, który swoją prozą – nie każdą oczywiście, ale kilkoma utworami na pewno – wyrywa się spod kajdan gatunkowych kategorii i idzie po prostu w stronę literatury jako takiej. A oprócz tego, posiada naturalny talent narracyjny. “Skrzydła nocy” czytałem dawno i muszę przyznać, że wywietrzały mi z głowy, ale ostatnio zapoznawałem się z niektórymi opowiadaniami z solarisowego zbioru “Pożeglować do Bizancjum” i tam mamy chociażby przepiękną, erudycyjną próbę zreinterpretowania mitologicznej historii o Orfeuszu i Eurydyce (“Rodzimy się zmarłymi”). Z kolei książką, którą spokojnie można dawać do czytania osobom, które podejrzliwie patrzą na autorów fantastyki, traktując ich z pobłażliwością, jest “Umierając żyjemy” – jedna z lepszych rzeczy ukazująca się w okresie Nowej Fali i dobrze wpisująca się w postmodernistyczne nuty. Mam nadzieję, że doczekamy się niedługo jakichś wznowień, bo to autor na pewno na nie zasługujący (nieśmiało spoglądam w kierunku Wydawnictwa Vesper)!
pozeracz
O, “Umierając żyjemy” wydał Rebis, więc może się pokuszę. Albo zasilę ich, albo też poszukam sobie oryginały gdzieś na używkowym Allegro.
Co do “Pożeglować do Bizancjum”, to mam wielki sentyment do tytułowego opowiadania, ale nie mogę sobie za nic przypomnieć, gdzie dokładnie czytałem to opowiadanie po raz pierwszy.
M.S.
Jak się pokusisz na „Umierając żyjemy”, to znajdziesz tam rzeczy, których nie spodziewasz się w tej książce znaleźć, włącznie z esejami krytycznoliterackimi na temat dzieł Kafki czy Eurypidesa.
pozeracz
O, to będzie w sam raz po skończonej właśnie „Kochance Wittgensteina” 😉
Luiza
Kolejne literackie światy do zwiedzenia. Zapisuję i dziękuję!
pozeracz
Polecam sprawdzenie i innych Silverbergowych tworów.
zbyszekspir
Piękna książka, niewielka objętościowo, a tyle w niej się dzieje, działająca na wyobraźnię, bardzo ludzka. Podobnie jak np Kantyczka dla Leibowitza.
pozeracz
Ech, „Kantyczka…” jeszcze czeka na mnie. Ale mogę do listy dorzucić za to „Wielkie solo Antona L.”
Ambrose
Jak dotąd czytałem tylko jedną książkę Roberta Silverberga. Było to „W dół, do ziemi„. Akurat ta powieść nie powaliła mnie na kolana, ale obiecałem sobie, że do prozy tego autora jeszcze powrócę. Wydaje się, że „Skrzydła nocy” są dobrą okazją do wypełnienia tego postanowienia.
pozeracz
Ja swego czasu czytałem sporo cyklu majipoorskiego za sprawą osiedlowej biblioteki, a „W dół, do ziemi” było jedną z losowych książek SF na półce mojego taty. Ale dorobek Silverberga jest tak ogromny, że jeszcze długo będę miał co nadrabiać.