We wstępach do wpisów wspominałem wielokrotnie o przeróżnych autorach czy też książkach, które od dawna za mną chodziły, ale z jakiegoś powodu – mimo chęci – ciągle były odkładane. Natomiast to Jeffa VanderMeera miałem stosunek dziwny, gdyż czytałem o nim sporo dobrego od dawna, mam słabość do dziwności w literaturze, ale jakoś nigdy nawet nie byłem bliski sięgnięcia po jego książkę. Trzeba było wyprzedaży i zakupu przyokazyjnego – tak właśnie w paszczę Pożeracza trafił Zrodzony.
Tag: fantastyka
W czasach zamierzchłych (zwanych czasem licealnymi i studenckimi) Pożeracz zaopatrywał się nie w księgarniach (a tym bardziej nie internetowych), lecz na półkach kolegów oraz w osiedlowych bibliotekach (liczba mnoga ze względu na przeprowadzki). W tamtych to czasach jednym z autorów współdzielonych przez oba źródła zasobów czytelniczych i przez Pożeracza (i nie tylko) lubianych był Kir Bułyczow. Jakoś tak się jednak złożyło, że od czasów wspomnianych prozy Rosjanina nie czytałem wcale i dopiero Rycerze na rozdrożach zmienili ten stan rzeczy.
We wstępie niniejszym zawarta zostanie kolejne odsłona sagi o czytelniczych inspiracjach. Tym razem odpowiedzialny jest niejaki wywiadowczo obecny już na tym blogu Marcin Zwierzchowski, Kulturalnym Człowiekiem zwany. Rzeczony osobnik jest bowiem niezmordowanym piewcą krasy dorobku Erin Morgenstern. Postanowiłem zaufać jego zauroczeniu (oraz kilku innym pozytywnym głosom) i sięgnąć po Bezgwiezdne Morze.
Nim bloga założyłem serie fantastyczne czytałem albo namiętnie, albo losowo. Ten pierwszy przypadek oznaczał pożeranie całości najszybciej jak się da: (wy)pożyczając kolejne tomy lub też wyczekując premiery tomów kolejnych. Druga forma oznaczała zaś lekturę od przypadku do przypadku. Założenie niniejszego przybytku sieciowego doprowadziło do osiągnięcia pewnej systematyczności. Otóż, staram się kolejne części lubianych cykli czytać w odstępach regularnych, najczęściej rocznych. Jednak w przypadku pobocznej serii malazańskiej są to lata dwa, co oznacza porę na Blood and Bone.